Sprzedali krewnemu swoje działki pod budowę szeregowców. Mieli otrzymać około 700 tysięcy złotych, gdy inwestycja ruszy z kopyta. Ale zostali z niczym.
W lutym „beskidzka24” informowała o tym, jak Katarzyna Pietrzyk straciła 175 tysięcy złotych, płacąc za nowe mieszkanie w budynku powstającym przy ulicy Wąskiej w Czechowicach-Dziedzicach. Mieszkania nie otrzymała, pieniędzy nie odzyskała. Prokurent inwestora, czyli spółki N-House, Wiesław B. odsiaduje teraz wyrok dwóch lat więzienia na podstawie wyroku w jej sprawie oraz małżeństwa, którego przeżycia wyglądały podobnie.
Jak ustaliliśmy, nabitych w butelkę jest więcej. Najbardziej poszkodowani czują się… bliscy Wiesława B. – Wraz z synem cztery lata temu sprzedaliśmy mu trzy nasze działki. Za około 70 arów mieliśmy dostać około 700 tysięcy złotych. Ufaliśmy mu wtedy. Bo komu można na tym świecie ufać, jak nie własnej rodzinie? – mówi pan Józef. – Pieniądze mieliśmy dostać, gdy na sprzedanych działkach powstaną budynki i wprowadzą się do nich lokatorzy. Ale do dzisiaj pieniędzy nawet nie powąchaliśmy. Jak dodaje jego syn, Przemysław, na kupionych od nich działkach powstały dwa szeregowce, w których jest łącznie piętnaście mieszkań.
Czechowiczanie opowiadają, że jeszcze dwa dni przed umieszczeniem Wiesława B. w więzieniu gościli go i najbliższych członków jego rodziny. – Jeszcze wtedy mówił, żebyśmy byli spokojni i że wszystko jest w porządku, bo dostaniemy swoje pieniądze – podkreśla głowa rodziny. – My do niego mówiliśmy, ale on był skupiony na kartce papieru. Bazgrał na niej jakieś rysunki, jak małe dziecko, a nas po prostu nie słuchał. Po dwóch dniach się dowiedzieliśmy, że siedzi – dodaje syn.
Ojciec i syn poszli więc na Komisariat Policji w Czechowicach-Dziedzicach. Po niespełna roku śledczy zakończyli postępowanie. Do Sądu Okręgowego w Katowicach trafił akt oskarżenia przeciwko Wiesławowi B. Deweloper zostanie rozliczony z tzw. doprowadzenia do niekorzystnego rozporządzenia cudzym majątkiem. Właśnie z tego przestępstwa został skazany ostatnim razem. Czechowiczanie obawiają się, że nawet jeśli w sądzie zapadnie wyrok skazujący, to – podobnie jak Katarzyna Pietrzyk – oni także nie odzyskają swoich pieniędzy. Ani nieruchomości. – Jak się dowiedzieliśmy, ale czego w ogóle nie rozumiemy, nieruchomość trafiła w ręce kogoś innego. Nie wiemy, jak to możliwe, że działki, za które nie otrzymaliśmy pieniędzy trafiły z rąk do rąk, a my zostaliśmy z niczym! Mam nadzieję, że prokuratura i sąd w końcu nam to wyjaśnią – stwierdza pan Józef. – Miałem być zabezpieczony na stare lata. Miałem mieć pieniądze, które pomogą moim wnukom. A żyję z renty, która wynosi tysiąc trzysta złotych – rozkłada ręce.
Do sprawy afer na rynku nieruchomości w rejonie ulicy Wąskiej w Czechowicach-Dziedzicach będziemy wracać na naszych łamach.