Do lektury przy świątecznej choince proponujemy podania i legendy, które już dwa wieki temu opowiadali sobie mieszkańcy Śląska Cieszyńskiego. Płynie z nich wiele mądrych rad.
Dzban dwucetników pełen
Dwaj bracia Cieślarowie spostrzegli w dolinie Jawornika błędne ogniki i przyszło im na myśl, że mogą tam być pieniądze. Umówili się, żeby się tam dostać. Jeden z nich poszedł na miejsce, a drugi dziwał się (patrzył) z domu. Jak na to miejsce przyszedł, wystrzelił z flinty i brat przyszedł do niego. Obaj zaczęli kopać i wykopali dzban pełen pieniędzy, samych srebrnych dwucetników.
Wtedy odezwał się głos: Nie bierzcie, bo nie użyjecie! Na to zuchwale odpowiedzieli: Weźmiemy, ale za to damy dusze! I zabrali pieniądze do domu. Ukradli babie sąsiedniej dziecko niezdarne i na to miejsce zanieśli. Znowu głos się odezwał: Czyj dar nie podhybujcie (podrzucajcie), dajcie swój dar -.
No to musieli dziecko zabrać z sobą, bo go diabeł nie chciał przyjąć. Wieczorem diablisko chałupą zaczął trząść i hulać po niej. Tak to trwało przez dwie noce. Na trzeci wieczór, jak chłop powieczerzał, tak go diabeł zadusił na śmierć. Od tego czasu przestało straszyć w chałupie, ale pieniądze zniknęły. Drugiego brata znaleźli zaś utopionego w Wiśle. Żona jego od tego została głupią…
Jak kościelny miał milczeć
W jaskini Malinowa, w dawnych czasach i podobno jeszcze dotąd, ukryte mają być ogromne skarby. Pewien ksiądz wiślański wraz z kościelnym, podług podania, miał się tam udać dla wydobycia skarbu. Przed wejściem do jaskini, ksiądz nakazał najsurowiej kościelnemu zachować milczenie, jeżeli mu życie miłe. W jaskini w upatrzonym miejscu zapalili ogień, zasilając go rozmaitymi ziołami i ksiądz zmawiał jakieś zaklęcia duchów podziemnych. Po spaleniu ognia, z ogromnym trzaskiem otworzyły się wrota żelazne i oczom śmiałków odkryło się obszerne sklepienie, blado oświetlone. Wstąpiwszy do niego, znaleźli niezmiernie dużo skarbów. Nabrali z nich, ile tylko unieść mogli i już mieli opuścić sklepienie, gdy przy samych wrotach ujrzeli olbrzymiego ducha. Kościelny, nie pomny zakazu, wykrzyknął z przerażenia. Brama zamknęła się skutkiem tego z wielkim trzaskiem. Ksiądz już był szczęśliwie poza wrotami, wiec ocalony został, a biedny kościelny, zamknięty w podziemiach, czeka dotąd na zbawienie.
O skarbie pod bukiem
Na górze Czantorii stoi suchy skarłowaciały buk, z jednym konarem w postaci ramienia. Z niego wciąż kapie woda, a pod wykapem znajduje się wielki skarb. Każdemu wolno podnieść go, lecz pod warunkiem, że musi wyjść z Cieszyna i prostą drogą dążyć na Czantorię pod wspomniany buk. To zdaje się być nie trudne do wykonania, gdyby nie ten warunkowy dodatek, że nie wolno przechodzić przez wodę. To jest prawie niemożliwe, bo okolica obfituje w niezliczone strumyki i jeziora. Dotąd nie udało się jeszcze nikomu ów skarb zdobyć.
O skarbie w Czarnym
Kiedyś na Węgrzech ujęto kilku rozbójników, którzy i w Wiśle bywali. Przed wykonaniem nad nimi wyroku śmierci, przyznał się herszt, że w Wiśle na Czarnym, na gruncie Czyrniana zakopał znaczny skarb. Posłaniec, któremu herszt dokładnie miejsce opisał poszedł do Wisły, odnalazł Czyrniana i wszystko mu opowiedział. Na nieszczęście u Czyrniana był obecny wówczas sąsiad z przeciwległej góry — z Zadniego Gronia, który wszystko słyszał. I Czyrnian skarbem musiał podzielić się z sąsiadem. Na wskazanym miejscu odgrzebali wielką drewnianą skrzynię, a w niej była jeszcze druga mniejsza, żelazna. Odbiwszy wieko, znaleźli ją pełną złota. Podział na razie był niemożliwy, bo nie mogli zgodzić się co do wysokości każdego działu, a tymczasem noc zapadła. Odłożyli zatem podział skarbu na drugi dzień, zasypawszy na powrót skrzynię i udali się każdy do swego mieszkania. Ale cóż, przeklęta mamona i dla tych, dotąd w zgodzie żyjących sąsiadów była zgubną, bo każdy z nich podejrzewał drugiego o zdradliwe zamiary. Oka zatem przez całą noc żaden z nich nie zamknął, tylko trwogą przejęty, pilnował drugiego. Nad ranem znaleziono, tak jednego, jak drugiego bez życia. Skarb pozostał na miejscu i nikt nie wie, gdzie się znajduje.
O zaklętych rycerzach na górze Chełm
Za Ustroniem jest góra, Chełm zwana. Tam przed dawnym czasem pastuszek, pasąc swoje trzody, przesiadywał na skale i grywał na fujarce. Zdarzyło się, ze stara maciora znikała w gąszczu lasu. Pastuszka nawoływania i poszukiwania nie odniosły skutku. Wieczorem smutny już chciał wrócić do chałupy, gdy owa zabłąkana świnia przybiegła niespodzianie. Byłby zapomniał owego przestrachu, gdyby ta maciora nie powtarzała tego prawie codziennie i zawsze wracała dobrze najedzona.
Nastała jesień, drzewa i krzaki pozrzucały liście, odsłaniając głębszy widok w lesie. Teraz zdołał pastuszek pobiec za zmykającą maciorą. Znalazł się niedługo w ciemnem przejściu między skałami, na którego końcu otworzył się jasny gmach, niby kościół. Wysokie sklepienie spoczywało na złotych słupach. W tych sklepieniach tysiące stało koni spokojnie jeden obok drugiego, popasając się obrokiem z worków. Obok każdego konia stał jeździec w nieznanym ubraniu i uzbrojony od stóp do głowy, trzymający lewą nogę w strzemieniu, gotowy w każdej chwili do wsiadania. A co było szczególne, że każdy z tych rycerzy pogrążony był w najgłębszym śnie.
Z przestrachu pastuszek nie zdołał jeszcze opuścić tego miejsca, gdy jeden z rycerzy spytał się krótko: Czy już czas? Chłopiec w zamieszaniu wybąkał nieśmiało: Nie! – i cofnął się drżący. Maciora pobiegła za nim. Napasła się owsem, wyrzuconym przez konie. Daremnie szukano później wejścia do tych sklepień. Nie znaleziono ich już nigdy.
Podobne podanie o zaklętych rycerzach istnieje też o górze Czantorii z tym dodatkiem, że ci rycerze obudzą się i czynny udział wezmą w ostatniej bitwie świata, która rozstrzygnie się między trzema historycznymi gruszami. Te grusze stoją w oddaleniu kilkumilowym od siebie, lecz tak, iż od jednej widać i dwie inne. Jedna z nich stoi pod Cieszynem nad Bobrkiem, druga pod Frydkiem, a trzecia pod Pszczyną.
Las w Beskidach na akwareli Bogusława Heczko
Brzmi to sensowniej niż bajdurzenie o analoświrusie w telewizji. Ps ładny obraz