Wydarzenia Bielsko-Biała Czechowice-Dziedzice

Dentyści jak biznesmeni? Dziecko z bólem zęba niech jedzie do Katowic

Fot. Hans Braxmeier z Pixabay

Po ostatnich przeżyciach bielszczanka stwierdza, że dentyści to w większym stopniu biznesmeni niż lekarze, którzy w potrzebie przyjdą z pomocą. Gdy jej córeczkę rozbolał ząb i potrzeba było pilnej interwencji, nie przyjęto jej nie tylko w publicznych placówkach służby zdrowia, ale nawet prywatnych.

– Moją sześciolatkę rozbolał ząb. Niestety, jej stała dentystka jest na długim zwolnieniu chorobowym i musiałam szukać pomocy gdzie indziej. Wydzwaniałam po kolei do bielskich prywatnych gabinetów dentystycznych, ale żaden nie chciał przyjąć dziecka. Na nikim nie robiło wrażenia to, że dziecko cierpi. Wszyscy mówili, że mają pełną listę pacjentów i że im… przykro. W końcu w jednym gabinecie wygarnęłam, że to nie są żadni lekarze, tylko przedsiębiorcy. I że nijak się ma to do społecznej misji, której się podjęli – opisuje kobieta.

Mieszkanka skontaktowała się z Bielskim Pogotowiem Ratunkowym. – Pani mi powiedziała, żebym przyjechała z dzieckiem, jeśli zależy mi na interwencji. Przyjechałam, ale się okazało, że dentysta nie przyjmuje. Na drzwiach wisiała kartka z numerem telefonu do niego. Zadzwoniłam, opisałam problem i zdalnie udało się przepisać antybiotyk. Prosiłam, by zajrzał do buzi córki, ale zapytał, czy chcę, by złapała koronawirusa i powiedział, że gabinet nie jest przygotowany do warunków epidemicznych. Poradzono mi tylko, że pogotowia dentystycznego mogę szukać… w Katowicach – relacjonuje.

Po kolejnej turze poszukiwań bielszczanka znalazła dentystę, który z góry zastrzegł, że nie specjalizuje się w leczeniu dzieci i jeśli dziecko się przestraszy, a wizyta potrwa choćby minutę, to i tak będzie musiała zapłacić sto złotych. Stąd też jej wniosek, że stomatologia to przede wszystkim dobry biznes.

Inni mieszkańcy Bielska-Białej mają i podobne, i skrajnie różne wrażenia. – Przed wyjazdem za granicę, gdy nagle mnie rozbolał ząb, ani w Bielsku-Białej, ani w powiecie bielskim nie znalazłem żadnego dentysty, który by mnie przyjął. Odmówiła nawet moja własna dentystka, u której leczyłem się przez długie lata (już była dentystka). Bo wszyscy mieli kolejkę pacjentów i nie byli przygotowani na nagłe przypadki. Wtedy też znalazłem dentystę 50 kilometrów od Bielska-Białej. Powiedział on, że skoro mnie boli, to nie można mnie zostawić bez pomocy. I jakoś wciśnięto mnie „w okienko”. Minął rok, a dalej się tam leczę – opowiada mężczyzna.

Inny z kolei mieszkaniec, gdy znalazł się nagle w potrzebie, znalazł pomoc w pierwszym bielskim gabinecie, do którego się udał. – Mojego dentysty wtedy nie było. A bielski wziął mnie na fotel bez kolejki, zastosował doraźną pomoc i choć napracował się przy mnie z kwadrans, to stwierdził, że… bynajmniej. I nie chciał przyjąć pieniędzy! Byłem zszokowany taką empatią i dobrocią. Są więc dentyści, którzy myślą przede wszystkim o dobru pacjenta! – mówi.

Klaudiusz Komor, prezes Beskidzkiej Izby Lekarskiej przekonuje, że lokalni dentyści to dobrzy fachowcy i pacjenci mogą na nich liczyć. Ale, jak wskazuje, w okresie epidemii ich praca jest wyjątkowo trudna. Po paru miesiącach epidemicznej przerwy ustawiają się do nich o wiele większe kolejki. Muszą przy tym stosować maksymalne środki ochrony, które uniemożliwiają tak częste, jak normalnie, przyjęcia pacjentów. Dodaje, że mimo starań nie ma jeszcze w Bielsku-Białej pogotowia dentystycznego z prawdziwego zdarzenia, które mogłoby pomóc mieszkańcom w nagłych przypadkach.

google_news