27. edycja Kina na Granicy po obu stronach Olzy odbywała się od 30 kwietnia do 4 maja. Jednym ze stałych bywalców tej imprezy jest Zbigniew Zamachowski. Aktor opowiedział, jak ogląda się filmy ze swoim udziałem po latach, podzielił się wspomnienia o Krzysztofie Kieślowskim, ale zdradził też, co ceni w czeskim kinie i społeczeństwie.
Spotykamy się na 27. Kinie na Granicy. Jest Pan stałym bywalcem tutejszego Przeglądu. Jak wraca się do Cieszyna?
– Do Cieszyna wraca się wspaniale, wraca się co roku. Cudownie, że obowiązki zawodowe na to pozwalają. Dzięki swojej ofercie, zarówno współczesnych filmów, ale też tak cudownych retrospektyw, jak ta filmowa Krzysztofa Piesiewicza. To jeden z najwspanialszych festiwali. Wszystko odbywa się w luźnych, nieformalnych warunkach i atmosferze. Na wszystkich festiwalach powinno się oglądać filmy w takich warunkach.
Pamięta Pan swoje pierwsze spotkanie z Łukaszem Maciejewskim? W jakich nastąpiło okolicznościach?
– Nie pamiętam (śmiech). Znaliśmy się na długo przed tym, zanim Łukasz po raz pierwszy zaprosił mnie do Cieszyna. Oczywiście, znałem go jako fantastycznego krytyka filmowego i świetnego recenzenta filmów, a tu poznaliśmy się bliżej.
Kino na granicy zbliża, prawda?
– Fenomenalnie. Nasza przyjaźń jest zasługą tego festiwalu.
“Nadzieja” to druga część tryptyku scenariuszowego Krzysztofa Piesiewicza. Spotykamy się tuż po projekcji. Z jakimi emocjami film ze swoim udziałem ogląda się po latach?
– Pierwsze, co rzuca mi się w oczy, to fakt, że byłem troszkę szczuplejszy (śmiech). Byłem młodszy, ale nie to jest najważniejsze.
Fajnie ogląda się coś, co ma jakąś wartość. Filmy, które są tutaj pokazywane, są ważne. Filmy ze scenariuszem Krzysztofa Piesiewicza są nadal aktualne. Podobnie jest z filmami Kieślowskiego. Stawiają te same pytania a odpowiedzi na nie odnajdują się w dzisiejszych czasach.
Jak wspomina Pan współpracę z Krzysztofem Piesiewiczem nad filmem “Nadzieja”?
– Kręcąc “Dekalog”, spotkaliśmy się jedynie na chwilę. Tak naprawdę, Krzysztofa Piesiewicza poznałem dopiero po kręceniu “Trzy kolory: Biały”. Kiedy film był już gotowy i był w podróży promocyjnej, poznaliśmy się bliżej. Jest wspaniałym, niezwykle błyskotliwym, mądrym i dowcipnym człowiekiem. To cudowne, że mogę o nim myśleć, jak o jednym z tych wielkich polskiego kina, których mam przyjemność znać.
Który z filmów Krzysztofa Kieślowskiego darzy Pan większym sentymentem? “Dekalog”, czy jednak “Trzy kolory: Biały”?
– Do jednego i drugiego, proszę mi wierzyć. “Dekalog” dał mi przepustkę do wejścia w projekt, w którym, z punktu widzenia młodego wtedy aktora, była zaangażowana absolutna czołówka polskich aktorów. Krzysztof zaprosił mnie do tego grona, co było dla mnie wielce nobilitujące. “Trzy kolory: Biały” był tym filmem, który otworzył mi wrota kariery.
Jak zapamiętał Pan Kieślowskiego i współpracę z nim?
– Czas płynie dosyć szybko, ale przestawił moje myślenie o kinie. Do “Dekalogu” byłem młodym “pistoletem” aktorskim, który bardzo dużo grał, dostawał dużo propozycji. Byłem też takim Dylem Sowizdrzałem. Bawiłem się kinem. Dzięki Kieślowskiemu zrozumiałem, że kino jest rodzajem odpowiedzialności, którą się bierze za to, co ogląda świat.
Co, po latach, powiedziałby Pan o filmie, “Trzy kolory: Biały”?
– Powiedziałbym, że jest ciągle poruszający.
Festiwal łączy kino polskie, czeskie i słowackie. Z czym kojarzą się Panu Czechy?
– Czechy kojarzą mi się przede wszystkim z kinem. Nie będę za dużo mówił o gastronomii, knedliczkach, piwie, czy Becherovce, bo to byłby banał (śmiech). Jednak, ten banał jest naprawdę smakowity. Czeskie kino mnie formowało. Kiedy jako nastolatek w jakimś klubie DKF zobaczyłem po raz pierwszy “Pociągi pod specjalnym nadzorem”, byłem wstrząśnięty.
Można zatem powiedzieć, że czeska kinematografia miała na Pana swego rodzaju wpływ?
– Absolutnie. Czesi uczą nas, nie tylko filmowo, dystansu i poczucia humoru. My, jako Polacy, mamy skłonność do patosu, a nawet do mówienia czegoś zbyt serio, natomiast ten dystans i swego rodzaju oddalenie, które pozwala z humorem spojrzeć na siebie, niezależnie od trudów życia i czasów, jest fenomenalne, nie tylko w czeskim kinie, ale i w czeskiej mentalności.