Jakiś czas temu w “Głosie Ziemi Cieszyńskiej ” pisaliśmy o tym, jak postój i przejazd wojsk radzieckich wspominali mieszkańcy Cieszyna. Po artykule skontaktowała się z redakcją mieszkanka Hażlacha, podając ciekawe historie i stamtąd.
Inwazja wiązała się z pobytem wojsk radzieckich na terenie i jej miejscowości. Czytelniczka zapamiętała ich ze stacjonowania w Lesie Parchowieckim.
– Pewnego dnia wracałam z pracy, z autobusu, i przechodziłam przez las. Nagle patrzę, a tu przy lesie stoi jakiś żołnierz, Sowieta. Nie wiedziałam po co i skąd się wziął, kiedy pojawił, bo nikt wcześniej tego nie zapowiadał. Przeszłam na drugą stronę drogi, a tam się pojawiło też dwóch Rosjan, ale chyba wyższych stopniem. Oficerowie, okrutnie wysocy i szczupli. Wróciłam do domu zdziwiona. Pierwszy raz ich wtedy widziałam, a stali w tym lesie ogólnie bardzo długo – wspomina Marta Fiedor z Hażlacha.
Pobyt tych wojsk na terenie Hażlacha potwierdza i wspomina też w rozmowie z nami długoletni nauczyciel historii w tej gminie.
– Wojska radzieckie stacjonowały wtedy w okolicy dzisiejszej stacji Babilon w Kończycach Wielkich, druga lokalizacja była rzeczywiście w Lesie Parchowieckim, a trzecia to pogranicze Hażlacha i Dębowca, tam też rosyjskie czołgi stały. Jak długo to trwało? Dziś mi trudno powiedzieć dokładnie. Nie mieszkałem jeszcze wówczas w Hażlachu, ale musieli się pojawić około kwietnia. Gdy jako młody chłopak przyjechałem do Hażlacha na wakacje, to te jednostki były tam już bardzo dobrze zorganizowane w lesie, z ułożoną pod swoje potrzeby infrastrukturą. Widać było w lecie, że są tam już dłużej – mówi emerytowany nauczyciel historii Andrzej Stuchlik.
Biorąc pod uwagę, że „armie zaprzyjaźnione” ruszyły na Czechosłowację w drugiej połowie sierpnia, stacjonowały w Hażlachu co najmniej 4 miesiące. Oko niewtajemniczonego obywatela mogło też zobaczyć więc, a on sam wysnuć wniosek, że akcja nie była spontaniczna, szykowano się do niej od dłuższego czasu.
Mimo bliskiego sąsiedztwa lasów, różne jest teraz skojarzenie naszych rozmówców co do dostępności wtedy tych miejsc dla mieszkańców.
– Nie mogliśmy wtedy wchodzić w te ich kryjówki. Ja czołgów nie widziałam, tylko słyszałam huki. Tu są aleje, nimi musieli w głąb wjeżdżać. Ci, którzy chodzili po tych lasach mówili, że oni mieli wszystkie budowle zrobione bez gwoździ. Potem nic po nich nie zostało – przybliża Marta Fiedor.
Nieco inne wspomnienie, może lekko ironiczne co do pozostałości, ma Andrzej Stuchlik.
– Owszem, zostało coś po nich: wycięte lasy. Żeby do tego lasu mogły wjechać czołgi i jakoś tam się ustawiać, trzeba było dużo tego lasu wyciąć – wyjaśnia nasz rozmówca.
Historyk miał też inne doświadczenia odnośnie do możliwości wstępu na teren, zajęty przez wojsko.
– Byłem wtedy młodym chłopakiem i my, dzieci szwendaliśmy się, po tych terenach. Niezależnie od tego, czy wolno było, czy nie, to dało się. Bardzo często, żeby nas wpuścili do środka czołgu, przynosiliśmy im karpie, „zorganizowane” gdzieś na stawach. Dzieciarni oni raczej nie przeganiali. Mówię o zwykłych żołnierzach, czyli tych biedakach, zabranych prosto z zakładów pracy, bo większość z nich w taki sposób w tamtej armii radzieckiej się znalazła. Mieliśmy taki handelek wymienny i każdy z młodych chwalił się „ruskimi zdobyczami”. Głównie to były odznaki wojskowe, rozdawali też pasy, tego typu rzeczy – mówi Stuchlik.
Marta Fiedor, być może z uwagi na pewną różnicę wieku zapamiętała bardziej drastyczne zdarzenia.
– Krążyła wtedy plotka, że jak jeden „Rusek” spowodował wypadek w Cieszynie na Pastwiskach, na kopcu, bo upił się, wjechał w drzewo i zniszczył auto to oficerowie kazali wykopać dół, napełnili go wodą i musiał stać po szyję w wodzie całą dobę, a inni go pilnowali, żeby nie wyszedł. Widział go sąsiad, który niedaleko pasł krowy. Jak już wyszedł po takiej karze to płakał – wspomina obecnie.
Nasza rozmówczyni zapamiętała też, podobnie jak przywoływani w poprzednim artykule cieszynianie, handel paliwem. Temat to był częsty, a ujawnieni handlarze zdarzało się, że byli za to surowo karani. W stanie upojenia alkoholowego milicjant miał wówczas powiedzieć sąsiadom, że trzech młodych żołnierzy radzieckich zostało wówczas w Lesie Parchowieckim rozstrzelanych za handel ropą i tam pogrzebanych, ale nie zostało to potwierdzone oficjalnie.
Docierały wówczas wieści o wojsku nie tylko w Hażlachu, ale i sąsiednich gminach.
– Krewna mówiła, że pełno ich było w Ochabach koło Wisły, w miejscu, które kiedyś nazywali „do Tramera”. Oni codziennie musieli konie „spacerować”. Jak przejeżdżali obok czołgów to się lufy na nich odwracały, więc zaraz zawracali – mówi Fiedor.
Według mieszkanki Hażlacha żołnierzy radzieckich można było w jej okolicy często spotkać, ale jednocześnie twierdzi, że nie byli szkodliwi. Czasem nawet oficer pytał okolicznych mieszkańców, czy żołnierze nie sprawiają jakichś trudności.
– Oni mówili po rosyjsku, ale też jakby trochę po polsku. Musieli ich poduczyć, bo dało się ich zrozumieć. To byli młodzi chłopcy, Rosjanie. Mówili nam, że do domu nigdy już nie wrócą, po tym, co tu widzieli, a w ZSRR im mówią, że dlatego tam mają biedę, bo nas tutaj w Polsce muszą utrzymywać. Tymczasem oni widzą, że my tutaj całkiem dobrze żyjemy, więc swoich rodzin już nie zobaczą, żeby wiedzy o życiu tutaj nie przenosić, żeby nie przekazywali dalej – opowiada pani Marta.
Jak się okazuje, żołnierze radzieccy bywali i całkiem nieskąpi. Jednego dnia przechodzących częstowali nawet gulaszem.
– Jak mi ten „Rusek” nalewał, to powiedział, że przed północą będą odjeżdżać. Zebrali się wszyscy podobno w „żorskich lasach”, a potem dopiero „hurra” na Czechy. Huk w nocy był wielki, a potem, jak szłam do pracy, już ich nie było. Oficjalnie wtedy nic się nie mówiło, ale plotki się szybko rozchodziły. Jedna z nich mówiła, że Czesi im tam potem coś dosypywali do wody i wszyscy mieli „sraczkę” – kwituje ze śmiechem Marta Fiedor.
Obecnie wszystkie brudny wyciągają na wierzch i chwalą Niemców jacy oni dobrzy byli pomniki im stawiają.
Ruskim to nawet cyjanek nie straszny, a skunks po spotkaniu na drodze ruska ucieka gdzie oczy poniosą..
Wszyscy zapomnieli ze Słowacja we wrześniu 1939 najechala polskę
Wszystko w tamtych czasach zależało od ludzi. Tak mówiła moja Babcia.
Zawsze podkreślała że jak najechali nas ruscy to był burdel i rabowali ci się da. Za czasów okupacji niemieckiej każdemu zostawiali na życie. Mimo wojny był porządek i tyle.
Ale to było dawniej, dzisiaj Niemcy nie mogą być lepsi od Ruskich
No już bez przesady, Niemcy mają na sumieniu parędziesiąt cmentarzy wymordowanych Polaków w tym polskich Żydów.
A kiedy to było? Może trzeba zgłosić naszym.
Głosujcie dalej na zdrajców Polski to niedługo ruski z niemcami będą stali z karabinem nad Polakami
No i Czesi ze Słowakami czekają aby się przyłączyć za 68 r. co to tutaj jest opisywany. Polacy nie musieli się zatrzymywać w lesie, jechali wprost.
A, kto to taki ten zdrajca według Ciebie, bo ja jakoś nie w temacie…?
No na pewno nie Ruskie z Niemcami bo ci już mają zadanie: stać z karabinami nad Polakami
POpaprańcy oczywiście.Nigdy więcej Tusska.
Masz rację. Nigdy więcej niech nikt nie głosuje na PISSdzielców!
Chciałeś powiedzieć nigdy niegłosuj na zdrajców powców
Ty się zacznij leczyć na nogi, bo na głowę już jest za późno
A ty d****u pewnie głosowałeś na rudego i komuchow z SLD których przygarnął.
A co zrobią patrioci??
Już pokazali co potrafią.
Tyle głupot napisanych w jednym artykule już dawno nie czytałem.
M. Cichy niech lepiej nic nie pisze, bo to co napisał to zwykły GNIOT.
Prosimy o konkrety w takim razie.
Paweł ma rację, konkrety sobie wyciągnij sam jeśli dasz radę wyłapać poziom, nikt nie będzie łopatą wygarniał. Jest to uzupełnienie do artykułu napisanego w Głosie Ziemi Cieszyńskiej i niech na poziomie tam będzie dodane to uzupełnienie.
Czytaj ze zrozumieniem to wyłapiesz baranie
To prawda małolacie pewnie cie nie było na świecie jeszcze.