Inwestycje warte miliard złotych, tysiąc nowych pracowników, wydobycie rzędu 1,6 miliona ton rocznie oraz żadnych problemów ze zbytem węgla – czechowicka kopalnia Silesia ma się bardzo dobrze, co z satysfakcją zauważyli przedstawiciele rządu.
18 maja przed południem w Przedsiębiorstwie Górniczym Silesia, należącym do czeskiego koncernu EPH, odbyła się konferencja z udziałem ministra energii Krzysztofa Tchórzewskiego i wiceministra rodziny, pracy i polityki społecznej Stanisława Szweda. Obecni byli wicewojewoda śląski Jan Chrząszcz, senator Andrzej Kamiński oraz pełniący rolę gospodarza prezes Jan Marinov, przewodniczący rady nadzorczej Tomáš David i przewodniczący zakładowej „Solidarności” Dariusz Dudek.
Spotkanie nie miało tematu przewodniego, choć odbyło się w 15. rocznicę pamiętnego podziemnego strajku w obronie kopalni przeznaczonej do zamknięcia. – W 2003 roku ponad 360 osób nie wyjechało na powierzchnię. Górnicy pod ziemią spędzili dziewięć dni i dziewięć nocy. Byli to ludzie z krwi i kości, zaprawieni w bojach. Dzięki nim jesteśmy w takim miejscu, a nie innym – mówił szef „S”.
O sukcesach kopalni od 2010 roku, gdy przejęli ją Czesi, mówił nowy prezes. Państwowa Kompania Węglowa nie widziała dla niej przyszłości i chciała ją… zalać. – Wydobywamy 1,6 miliona ton węgla rocznie, a zatrudnionych jest 1730 osób – poinformował. Przypomniał, że kopalnia o ponad 110-letniej historii była przeznaczona do likwidacji. Dziękował związkom zawodowym, które – by ratować zakład – z sukcesem znalazły inwestora. – Dzisiaj jesteśmy dobrym sąsiadem. To nawet nasze motto. Mamy dobre stosunki z samorządem, wspieramy się i współpracujemy – zapewnił. Na koniec stwierdził: – Kopalni nie jest łatwo na tym rynku. I był to jedyny, bardzo delikatny, prztyczek w nos dla rządzących. Żadnych spornych tematów nie poruszano. A przecież jeszcze rok temu w Silesii podnoszono raban, związany ze wspieraniem przez rząd państwowych zakładów. Nazywano to nieuczciwą konkurencją, przez którą Silesia nie jest w stanie sprzedać swojego węgla.
Minister energii komplementował prywatnego inwestora, w tym jego potężne inwestycje, wzrost zatrudnienia i dialog ze stroną społeczną. Cieszył się, że zakład robił zakupy inwestycyjne na polskim rynku. Zapewniał, że rząd robi wszystko, by branża węglowa mogła się rozwijać. – A perspektywa dla tej kopalni, biorąc pod uwagę jej zasoby, jest dobra – zauważył. – To przykład udanego biznesu. Wszystkie obietnice zostały zrealizowane – podsumował.
– Możemy się cieszyć, że prywatna kopalnia w tym miejscu funkcjonuje i że zwiększyła zatrudnienie o ponad tysiąc osób. Angażuje się też lokalnie, w tym w budowę obwodnicy. Możemy być spokojni – stwierdził wiceminister Stanisław Szwed. I zwrócił się do przewodniczącego „Solidarności”: – To duża twoja zasługa, że razem z inwestorem możemy tu teraz siedzieć.
Dariusz Dudek podkreślał, że pracownicy na bieżąco rozmawiają z zarządem spółki i wszystkie problemy są rozwiązywane poprzez negocjacje. Zaznaczył, że pracownicy również są udziałowcami i traktują kopalnię jak własną. – Choć mówimy tu różnymi językami – czeskim, słowackim, angielskim i polskim – to znaleźliśmy wspólny – zapewnił.
Zarząd, związkowcy i ich goście po konferencji złożyli kwiaty pod pomnikiem upamiętniającym zmarłych górników. Spotkali się ponadto z częścią załogi, akurat kończącą pracę.
Konferencja była okazją do podziękowań, choć na ostatnim miejscu wymieniano inwestora, którego pojawienie się niemal w ostatniej chwili uratowało kopalnię przed likwidacją i który wyłożył prawie miliard złotych na inwestycje i w najbliższych latach planuje inwestycje za 130 milionów. Wszyscy podkreślali rolę związkowców z Dariuszem Dudkiem na czele, którzy ratunku dla zakładu szukali w prywatnych firmach poza granicami kraju. Przedstawiciele rządu jednak to ministra energii wskazywali jako „ojca chrzestnego” kopalni, bo ten – gdy związkowcy znaleźli inwestora – cofnął decyzję o likwidacji. Sam Krzysztof Tchórzewski bycia ojcem sukcesu się nie wypierał, a nawet wskazywał na to, że ta decyzja była ryzykowna.