Z maskotkami jeży i bocianów uczy dzieci miłości do zwierząt | FOTOREPORTAŻ

Michał Szymaniak z maskotkami bocianów i jeża. Fot. Magdalena Nycz

Las czy park jest jak teatr dzikiej przyrody. Idźmy tam i podziwiajmy, ale zachowujmy się kulturalnie, nie ingerujmy w przedstawienie, nie hałasujmy. Takimi słowami wpaja przedszkolakom szacunek do przyrody Michał Szymaniak – społecznik z Ustronia, miłośnik i obserwator zwierząt, fotograf amator.

Na zajęcia do grup przedszkolnych Michał Szymaniak przychodzi z torbą podróżną. Po chwili wyciąga z niej… mnóstwo pluszowych maskotek – bociany, wróble, sikorę, łabędzia, kaczkę, kunę, jeża, gołębia siedzącego na jajkach. I zaczyna opowiadać dzieciom, jak troszczyć się o przyrodę – tę, którą mamy na wyciągnięcie ręki – w ogrodach i parkach. Mówi, jak możemy pomagać jeżom i o czym pamiętać, dokarmiając ptaki zimą. Jest również wielkim przyjacielem i promotorem ustrońskich bocianów, więc opowiada najmłodszym również o ich zwyczajach.

Krzywdzimy samych siebie

– Mieszkam obok Parku Kuracyjnego w Ustroniu, więc od dzieciństwa obcowałem z przyrodą na co dzień – opowiada. – Obserwując ją przez tyle lat, zauważyłem, że zwierzętom jest coraz trudniej, bo ludzie coraz bardziej ingerują w środowisko. Na przykład jeszcze kilka lat temu w parku żyło kilkadziesiąt jeży, natomiast w tym roku nie widziałem jeszcze ani jednego.

Michał Szymaniak podkreśla, że możemy pomagać przyrodzie na różne proste sposoby. Co więcej, w perspektywie czasu pomagamy zarazem także sobie, bo ingerencja w naturę pociąga za sobą takie klęski żywiołowe jak susze czy powodzie błyskawiczne. – Staram się przekazywać dzieciom, a także dorosłym, że im bardziej niszczymy przyrodę, tym jest nam trudniej – podkreśla ustronianin. – Trzeba sobie uświadomić, że człowiek nigdy nie wygra z naturą, bo jesteśmy tylko jej malutką częścią. Wszelkiego rodzaju regulacje koryt rzecznych czy osuszanie łąk wychodzą nam tylko na szkodę. W efekcie takich działań woda gromadzi się jeszcze bardziej, plony są coraz gorsze, zwierzęta nie mają pożywienia, a nas zalewa, bo wyschnięta ziemia jest jak beton. Jeżeli będziemy utrzymywać ją w odpowiedniej wilgotności, wchłonie wodę jak gąbka. Kilkadziesiąt centymetrów nawilżonej ziemi przyjmuje wodę, natomiast po powierzchni suchej ona po prostu spływa. Wszelkiego rodzaju wycinanie drzew, karczowanie brzegów prowadzi do tego, że jest nam coraz trudniej. Kiedyś nad rzekami często rosły wierzby. Przyszedł jednak czas, że zaczęto je wycinać. Tymczasem wierzba jest w stanie wchłonąć kilkaset litrów wody w ciągu kilku dni. Jeśli je wycinamy, robimy sobie krzywdę. Moim zdaniem na osiedlach czy parkingach powinno się stosować parki drenażowe, czyli tereny zielone odprowadzające nadmiar wody z gruntu, oraz sadzić roślinność odporną na zmiany klimatyczne.


Kos. Fot. Michał Szymaniak

 

Michał Szymaniak podkreśla, że ogromną trudnością dla przyrody jest na przykład koszenie trawników. – Wszyscy wiemy, że giną wróble, innych ptaków też jest coraz mniej. Wynika to między innymi z tego, że gdy kosimy trawę, nie pozwalamy jej wykształcić nasion. W efekcie pozbawiamy ptaki pożywienia. W suchej trawie nie ma też owadów czy dżdżownic, które stanowią pokarm choćby dla kosów.

Z odsieczą jeżom

Impulsem do prowadzenia przez Michała Szymaniaka prelekcji dla dzieci stał się los jeży. – Choć wydawać by się mogło, że są one odporne na wszelkie przeciwności, bo przecież mają kolce, w rzeczywistości to chyba najbardziej bezbronne zwierzęta w naszym otoczeniu. W obliczu zagrożenia jeż umie się tylko skulić i czekać. Niestety, w większości przypadków jest to czekanie na śmierć. Jeż nie potrafi uciec ani przed kosiarką, ani przed samochodem, ani przed psem, którego ktoś puścił luzem w parku. Staram się też tłumaczyć dzieciom i dorosłym, że nie można pozwalać domowym czworonogom biegać swobodnie po lasach czy parkach, bo mogą tam zrobić krzywdę dzikim zwierzętom. Gdy jesienią czy zimą pies wykopie z liści jeża, oznacza to dla tego zwierzaka śmierć. Wybudzony z hibernacji jeż traci wiele energii, której nie jest w stanie nadrobić, bo zimą nie znajdzie pożywienia. W efekcie najprawdopodobniej nie przeżyje do wiosny.


Jeż. Fot. Michał Szymaniak

 

Jeśli chodzi o jeże – które są zresztą w Polsce pod ochroną – ustronianin zwraca uwagę małym słuchaczom na trzy kwestie. Po pierwsze, że nie wolno dawać jeżom mleka, ponieważ nie trawią laktozy. Po drugie, że warto wystawiać z myślą o nich wodę w miseczce. I wreszcie po trzecie, że pod żadnym pozorem nie można brać tych zwierząt na ręce, ponieważ powoduje to u nich stres i strach.

Podczas warsztatów dzieci mają też okazję budować domki dla jeży. Uczą się, jaką wielkość powinny mieć takie budki, by nie były ani za duże, ani za małe. W swoim domku jeż musi bowiem zmieścić odpowiednią liści i mchu, by w dobrze ocieplonym lokum miał szansę przeżyć do wiosny.

Michał Szymaniak pomaga nie tylko jeżom ze swojej okolicy. Po powodzi, która nawiedziła w ubiegłym roku ziemię kłodzką, pospieszył z pomocą Ośrodkowi Rehabilitacji Jeży „Jerzy dla Jeży” w Kłodzku, w którym żywioł spowodował wiele zniszczeń. Ustronianin, ze wsparciem lokalnej firmy, zbudował 15 domków dla zwierzaków, które wiosną zostały zawiezione pod Sudety. – Natomiast w ramach zajęć dla dzieci mamy w planie budowę kolejnych domków dla ośrodka z Kłodzka – mówi.


Michał Szymaniak z Jerzym Garą z ORJ „Jerzy dla Jeży” w Kłodzku. Fot. z archiwum Michała Szymaniaka

Jaki domek dla ptaków?

Podczas zajęć edukacyjnych dzieci uczą się także wykonywać budki lęgowe i karmniki dla ptaków. Trzeba bowiem wiedzieć, na co przy takiej pracy zwrócić uwagę. – Budki muszą być dopasowane do potrzeb konkretnych gatunków – opowiada Michał Szymaniak. – Chodzi głównie o to, by do otworu wejściowego nie zmieścił się większy ptak, który może zrobić lokatorom krzywdę. Budki nie mogą mieć pod wejściem patyczka, bo skorzysta z tego sroka, która zje jaja albo pisklęta. Domku dla ptaków nie można też umieszczać nad gałęzią, bo siądzie na niej inny drapieżnik – kot, kuna czy sowa. Trzeba również pamiętać, że większość ptaków to gatunki terytorialne. Jeśli umieścimy na niewielkim terenie zbyt dużo budek, ptaki się w nich nie osiedlą. Między jedną budką a drugą musi być co najmniej kilkadziesiąt metrów odległości. Wyjątek stanowią tu wróble i szpaki, które są gatunkami bardzo rodzinnymi i nie przeszkadza im sąsiedztwo innych osobników. Staram się jednak zawsze podkreślać, że zwierzę, jeśli ma możliwość skorzystania z naturalnego miejsca na dom, wybierze właśnie takie. Natomiast budki stworzone przez człowieka są rekompensatą tego, co przyrodzie zabieramy.

Dokarmiać z głową

Ustroński społecznik przekazuje także przedszkolakom wiedzę na temat tego, jak dokarmiać ptaki. – Powinniśmy to robić z tego względu, że jesienią ścinamy w naszych ogrodach krzewy, pozbawiając ptaki pożywienia w okresie zimy – podkreśla. – Jeśli decydujemy się na dokarmianie, musimy się trzymać kilku zasad. Zaczynamy to robić dopiero wtedy, kiedy ptaki nie są w stanie zdobyć naturalnego pokarmu, czyli kiedy nastają mrozy i spada śnieg. Po drugie, czynimy to systematycznie. Małe ptaki, szczególnie sikorki, gdy nauczą się, że mają stołówkę, będą zaglądać do niej codziennie. Gdy któregoś dnia nie zastaną u nas pożywienia, mogą stracić w czasie dużych mrozów tyle energii, że nie będą już w stanie znaleźć drugiego źródła pożywienia.


Samiczka kosa. Fot. Michał Szymaniak

 

Trzeba też pamiętać o tym, że tam, gdzie są małe ptaki, są i drapieżniki. Okolice karmnika to świetne miejsce na łowy dla krogulca, jastrzębia czy pustułki. – One też muszą żyć, więc nie wolno nam ich płoszyć. Możemy natomiast utrudnić im upolowanie zdobyczy, na przykład umieszczając karmnik między krzewami. Natomiast ustawione na ziemi poidełko dobrze jest schować na przykład między ustawionymi tyczkami bambusowymi, żeby drapieżnik nie miał ofiary „na widelcu” – doradza miłośnik przyrody.

Czym powinniśmy karmić ptaki? – Pod żadnym pozorem nie dajemy im resztek z naszego stołu, chleba, bułek ani chipsów, bo zwierzęta to zjedzą, ale będą potem chorować, a nawet w cierpieniach umierać. Do karmnika wsypujemy pełnowartościowy pokarm – ziarna, orzechy, suszone owoce. Można również powiesić słoninę czy gotową mieszankę dla ptaków. Trzeba też regularnie czyścić karmnik, by nie pojawiła się w nim pleśń – wskazuje Michał Szymaniak. – Podobne zasady dotyczą dokarmiania łabędzi i kaczek. Wiosną, latem i jesienią nie należy im niczego rzucać, bo w tym okresie doskonale sobie radzą. Natomiast zimą, gdy tafla jest zamarznięta, można im podawać drobno pokrojone gotowane warzywa albo ziarna, ale absolutnie nie chleb ani solone mieszanki czy paluszki, bo tego typu pokarm zrobi im tylko krzywdę.

Trzy zasady

Zarażając dzieci wrażliwością na przyrodę, Michał Szymaniak przekazuje im trzy najważniejsze hasła. – Mówię im, że las czy park to teatr dzikiej przyrody. W tradycyjnym teatrze nie palimy papierosów, nie hałasujemy, nie przeszkadzamy aktorom. Takimi aktorami na łonie natury są zwierzęta. Idźmy zatem na ten leśny spektakl i podziwiajmy go, ale nie ingerujmy w to, co się tam dzieje – mówi ustroński miłośnik przyrody. – Kolejne moje hasło brzmi „nie bądźmy obojętni, pozwólmy zwierzętom przetrwać”. My jako ludzie jesteśmy zobligowani przez prawo, by pomóc zwierzęciu, które jest ranne i cierpi. Oczywiście nie każdy musi umieć udzielić pomocy potrąconej sarnie czy kulejącemu gołębiowi, ale każdy potrafi zadzwonić pod numer 112 i zgłosić zdarzenie. Trzeci mój przekaz to „pomagajmy mądrze”. Gdy na przykład widzimy młodego ptaka, który piszczy, nie zabierajmy go, myśląc że wypadł z gniazda. Prawdopodobnie jest to tak zwany podlot, który właśnie uczy się latać, chowa się w tym czasie przez kilka dni w trawie, a w pobliżu czuwa jego matka lub ojciec, jednocześnie go karmiąc. Jeśli mamy wątpliwości, czy jest to podlot, czy pisklę, które rzeczywiście potrzebuje pomocy, możemy zadzwonić chociażby do Ośrodka Rehabilitacji Dzikich Zwierząt „Mysikrólik” w Bielsku-Białej i spytać o radę. Nie zabierajmy jednak takiego ptaka do domu, nie róbmy niczego na własną rękę.


Młody kos. Fot. Michał Szymaniak

 

Podobne sytuacje zdarzają się w przypadku jeży. Często ludzie w dobrej wierze przewożą znalezionego na ulicy zwierzaka do lasu. – Nie można jednak tego robić, bo skoro jeż kręci się w tej okolicy, oznacza to, że tu żyje i jest to jego terytorium – tłumaczy ustronianin. – Wywożąc go do lasu, zmuszamy go do przebywania w obcym miejscu, którego nie zna, gdzie nie ma nory i czyhają na niego drapieżniki. Może się też okazać, że przenieśliśmy w inną okolicę matkę młodych, które zostały w efekcie bez opieki i najprawdopodobniej zginą. Jeża, który na przykład nie może pokonać krawężnika, możemy przenieść tylko na pobliskie pobocze, ale nigdzie dalej.

Hulaj bezpiecznie

Michał Szymaniak przywiązuje też dużą wagę do promowania wśród dzieci – oraz dorosłych – bezpiecznych zachowań na drodze. Uświadamia im, że na przykład jadąc zbyt szybko na hulajnodze, łatwo mogą potrącić zwierzę, a nawet inne dziecko. Jakby tego było mało, mogą zrobić krzywdę samym sobie.

Początkiem września, razem z policjantami oraz kierowcą i pilotem rajdowym Łukaszem Sitkiem, Michał Szymaniak wziął udział w projekcie „Hulaj bezpiecznie” w Ustroniu. W trakcie przeprowadzonych wówczas zajęć poruszono wiele kwestii związanych z odpowiedzialnością na drodze. – Razem z Łukaszem Sitkiem nagraliśmy również ostatnio spot internetowy adresowany do kierowców, w którym apelujemy o ostrożność w trakcie jazdy ze względu na zwierzęta. Tłumaczymy, że trzeba przewidywać różne sytuacje i że gdy się uważa, ryzyko się zmniejsza – mówi.

Społecznik podkreśla, że prowadzący pojazdy powinni zdejmować nogę z gazu szczególnie wieczorami i nad ranem, gdy zwierzęta są najbardziej aktywne. Zwraca uwagę, że gdy drogę przebiegnie nam sarna, musimy wzmóc czujność i zwolnić, bo prawdopodobnie pobiegnie za nią jeszcze kilka innych. Apeluje, że gdy już dojdzie do potrącenia zwierzęcia i jest ono ranne, koniecznie należy zadzwonić po pomoc i zabezpieczyć miejsce wypadku. – Powinniśmy stanąć, włączyć światła awaryjne i ubrać kamizelkę odblaskową. Ranne zwierzę warto otulić na przykład kurtką, bo zwierzęta bardzo szybko się wyziębiają. Dobrze jest też przykryć mu oczy, bo w ciemności zwierzę się nie boi. No i staramy się zachować ciszę, bo hałas je stresuje.

Miłośnik bocianów

Jednak największą miłością Michała Szymaniaka są bociany. Od wielu już lat na ceglanym kominie przy ulicy Daszyńskiego 72 w Ustroniu znajduje się bocianie gniazdo, w którym zamontowano kamerkę przekazującą internetową transmisję z tego, co się tam dzieje. – Zawsze obecność tych boćków mnie cieszyła, obserwowałem je i fotografowałem. Od kilku lat chodziło mi po głowie, żeby wykorzystać potencjał tego gniazda do promocji miasta oraz edukacji – wspomina. – Udało mi się namówić Miejski Dom Kultury „Prażakówka” w Ustroniu, a konkretnie Jacka Nieurzyłę, by stworzyć grupę inicjatywną „Ustrońskie Gniazdo”. Działa ona od wiosny tego roku i powstała na bazie przekazu na kanale YouTube „Bociany Ustroń” – mówi Michał Szymaniak. – Dzięki grupie inicjatywnej udało się pozyskać środki na promowanie działań proekologicznych. W efekcie powstała piosenka „Jesteśmy bocianki” oraz książeczka dla dzieci o ustrońskich bocianach. Ja przygotowałem prelekcję o naszych skrzydlatych mieszkańcach i poszliśmy z tym przekazem do ustrońskich przedszkoli. Wspierając się oczywiście maskotkami bocianów, opowiadałem dzieciom o zwyczajach tych ptaków, a przedszkolaki zawsze chętnie słuchały i angażowały się w zajęcia.


„Beskidek i Czantorka z wizytą u przedszkolaków” – prelekcja w Miejskim Domu Kultury „Prażakówka”. Fot. z archiwum Michała Szymaniaka

Głowa pełna pomysłów

Marzeniem społecznika było też, by bociany pojawiły się w przestrzeni publicznej w postaci strojów-maskotek Beskidka i Czantorki, czyli pary ustrońskich bocianów. – Na razie udało się zakupić jeden taki strój i wielki, „żywy” bociek pojawił się już tego lata w korowodzie podczas dożynek w Ustroniu i gminie Brenna – cieszy się Michał Szymaniak. – Mam jeszcze dużo marzeń. Jednym z nich jest, by bociany stały się symbolem Ustronia, podobnie jak ustrońskie „piramidy”, czyli słynne, charakterystyczne budowle ośrodków sanatoryjnych w dzielnicy Zawodzie. Chciałbym też w ten sposób pokazać, że życie naszych bocianów wiąże się właśnie z piramidami, bo na wiosnę przylatują do tych ustrońskich, a podczas jesiennej migracji mijają te egipskie. Byłoby cudownie, gdyby jako pamiątkę z Ustronia turyści mogli kupić małe maskotki Beskidka i Czantorki. Byłaby to promocja i miasta, i przyrody. Mam też pomysł, by w Parku Kuracyjnym powstała fontanna w kształcie bocianiego gniazda, do której przychodziliby opiekunowie z dziećmi i która pełniłaby funkcję poidła dla zwierząt. Myślę również o wydaniu płyty z piosenkami dla dzieci o tematyce ekologicznej.


Młody bocian z ustrońskiego gniazda. Fot. Michał Szymaniak

Na piknikach i w internecie

Michał Szymaniak prowadzi swoje proekologiczne prelekcje nie tylko w przedszkolach w Ustroniu, ale także w różnych placówkach w całym regionie. Gościł ze swoimi pluszowymi zwierzakami między innymi w Cieszynie, Hażlachu, Zamarskach, Bielsku-Białej czy Żywcu. Podczas warsztatów nie tylko rozmawia z dziećmi, ale także pozwala im się przebrać w stroje kamuflażowe, służące do obserwowania i fotografowania przyrody. – Takie zabawy zawsze sprawiają, że dzieci wykazują duże zainteresowanie i chętnie chłoną informacje o przyrodzie – mówi ustronianin. Często jest również obecny na stoiskach edukacyjnych podczas różnego rodzaju wydarzeń plenerowych i pikników w regionie. Brał również udział w „Zwierzograniu”, czyli ogólnopolskiej akcji, której ideą jest walka z bezdomnością zwierząt. Regularnie przekazuje także treści edukacyjne za pośrednictwem profilów społecznościowych „Ustrońskie Gniazdo” i „Skrzydlaci Przyjaciele”. Wszystko to robi społecznie.


Ustronianin podczas akcji „Zwierzogranie”. Fot. z archiwum Michała Szymaniaka

Stalowe mięśnie i miękkie serce

Michał Szymaniak jest również zapalonym fotografem przyrody oraz turystą – często pokonuje ferraty, czyli szlaki górskie o charakterze wspinaczkowym, wymagające sporej kondycji i siły. – Staram się pokazywać, że można mieć stalowe mięśnie i miękkie serce, łącząc pasję do sportu z miłością do zwierząt – mówi. – Moim nadrzędnym celem jest trafiać do jak największej liczby ludzi i zarażać ich empatią do zwierząt. Wiem, że jeśli ktoś poobserwuje zwierzę, choćby gołębia, to polubi go i nie zrobi mu krzywdy. Zależy mi także, aby pokazywać dzieciom i ich rodzicom, że istnieje w dzisiejszym świecie coś innego niż laptop, smartfon i gry telewizyjne oraz że poznawanie otoczenia na żywo, a nie za pomocą sztucznej inteligencji, jest o wiele korzystniejsze i przyjemniejsze. Zdaję sobie sprawę, że nie każdy musi kochać zwierzęta. Ale uważam, że każdy jest zobowiązany do tego, by dbać o nie, gdy tego potrzebują i nie sprawiać im cierpienia.

MAGDALENA NYCZ

 

Za treści zawarte w publikacji dofinansowanej ze środków WFOŚiGW w Katowicach odpowiedzialność ponosi Redakcja

 


Michał Szymaniak i część pluszaków, których używa podczas prelekcji dla dzieci. Fot. Magdalena Nycz

Wróbel. Fot. Michał Szymaniak


Łabędź. Fot. Michał Szymaniak


Bocian z ustrońskiego gniazda. Fot. Michał Szymaniak


Czantorka w locie. Fot. Michał Szymaniak


Stado przed migracją. Fot. Michał Szymaniak


W lipcowym słońcu. Fot. Michał Szymaniak


Pluszowy „arsenał” społecznika. Fot. z archiwum Michała Szymaniaka


Pluszowe bociany z gnieździe. Fot. Magdalena Nycz


Jeż i ptaki drapieżne. Fot. Magdalena Nycz


Pluszowe ptaki, kuna i szczur. Fot. Magdalena Nycz


Dzięcioł na pniu. Fot. Magdalena Nycz