Wydarzenia Sucha Beskidzka

Dom pęka

Ryszard Niżnik pokazuje jedno z pęknięć na zewnętrznej ścianie domu. Fot. Edyta Łepkowska

Szklanki dzwoniące na półkach i hałasy, które nie pozwalają na spokojny sen w nocy, to najmniejsze z problemów jordanowskiej rodziny Niżników. Na skutek częstych i coraz silniejszych wstrząsów pękają ściany jej domu. I nie są to bynajmniej powierzchowne rysy na tynkach, lecz szczeliny w murach. Wszystkiemu winien jest most znajdujący się zbyt blisko budynku.

 

Gdy w latach 60. ubiegłego stulecia powstał dom rodziny Niżników, dzisiejsza ulica Przemysłowa w Jordanowie była jeszcze wąskim traktem z drewnianą przeprawą na Skawie. Ruch panował tam niewielki, a okolica urzekała spokojem. Jedynym źródłem hałasu były tory kolejowe. Dziś Teresa i Ryszard Niżnikowie nawet nie zwracają uwagi na okazjonalne przejazdy pociągów, bo stukot ich kół ginie w dudnieniu tirów na nierównej nawierzchni mostu. – Przed laty, po moich licznych interwencjach, wprowadzono tutaj ograniczenie tonażu. Najpierw do pięciu ton, potem do dziesięciu. Ostatecznie całkiem je zlikwidowano, bo gdyby nadal istniało, tiry nie mogłyby dojeżdżać do zakładów drzewnych, które tu powstały. Teraz to jest taki most widmo. Nie wiadomo, jaką ma nośność, ani jaka rzeka pod nim przepływa. Wszelkie oznakowanie dawno znikło – mówi Ryszard Niżnik.

 

Ale zniesienie ograniczenia tonażu nie oznacza bynajmniej, że most może wytrzymać każde obciążenie. Wprawdzie w 2001 roku został on przebudowany, jednak od tamtej pory nadmierna eksploatacja doprowadziła go do opłakanego stanu. Przyczółki wyglądają na mocno nadwątlone, a wstrząsy całej konstrukcji są znacznie bardziej odczuwalne niż jeszcze kilka lat temu. Razem z mostem drga stojący u jednego z jego końców dom Niżników. Wystarczy spędzić w nim pół godziny, by poczuć się jak w miejscu, gdzie właśnie rozpoczyna się trzęsienie ziemi. Co kilka minut dzwonią szklanki na półkach, a z zewnątrz dobiega głuchy łomot. Można nawet zaobserwować przedmioty przesuwające się po blacie stołu czy kuchennej szafki. – Najgorzej jest w nocy. Latem możemy tylko pomarzyć o spaniu przy otwartych oknach. Ale nawet przy zamkniętych mamy pobudkę prawie za każdym razem, gdy tir wjedzie na most. A to zdarza się tu bardzo często. Nie pamiętam czasów, kiedy spokojnie przespałem całą noc – żali się Ryszard Niżnik.

 

Jednak hałasy i poruszające się przedmioty to tylko część problemu. Niżników najbardziej martwią pękające mury. Jeszcze niedawno siatka pęknięć pokrywała całe ściany domu. W czasie ostatniego remontu szczeliny zostały zamaskowane, co nie znaczy, że przestały istnieć. Zresztą w niektórych miejscach już się ponownie uwidoczniły. – To jest przerażające. Dobrze, że dom pochodzi z czasów, gdy jeszcze budowało się solidnie. Bo gdyby mury były takie cieniutkie, jak się teraz stawia, to już dawno by się zawaliły – uważa Teresa Niżnik, a jej mąż dodaje: – Kiedy w nocy budzi mnie dudnienie na moście, to nie mogę ponownie zasnąć, bo zaczynam się zastanawiać, jak długo ten dom jeszcze wytrzyma...

 

Małżonkowie wraz z całą rodziną od lat apelują do Starostwa Powiatowego w Suchej Beskidzkiej (ulica Przemysłowa stanowi bowiem część drogi powiatowej) o rozwiązanie ich problemu, wciąż bez skutku. Jak twierdzą, wysyłanie pism w tej sprawie przypomina grę w ping-ponga. Oni piszą o swej trudnej sytuacji, a starostwo odbija piłeczkę, argumentując, że i powiat ma niełatwo, ze względu na zbyt szczupłe środki finansowe… – Nam już nawet nie chodzi o remont mostu, bo zdajemy sobie sprawę z tego, jak wielkie byłyby to koszty. Zależy nam tylko na tym, aby wykonano na nim nową nawierzchnię. Jeśli będzie gładka, skończą się te potworne wstrząsy, które biorą się z tego, że auta podskakują na muldach – podkreśla Ryszard Niżnik.

 

Starosta suski Józef Bałos przyznaje, że problem jest mu nieobcy. Nie przypomina sobie wprawdzie pism od rodziny Niżników, lecz pamięta, iż sprawę zgłaszała radna powiatowa Czesława Madoń. – Pojadę tam w najbliższym czasie, aby zobaczyć, jak to wygląda. W tym roku raczej ciężko będzie coś z tym zrobić, ale w przyszłym, na wiosnę, postaramy się poprawić nawierzchnię – obiecuje. Jednak Igor Głuc, naczelnik Wydziału Zamówień Publicznych, Rozwoju i Dróg suskiego starostwa obawia się, że sama wymiana asfaltu niewiele pomoże. – Problem jest znacznie głębszy. Most został tak posadowiony, że jego konstrukcja nachodzi w pewnym sensie na fundamenty domu, które razem z nim pracują za każdym razem, gdy przejeżdża duży samochód. Dodatkowo na przeprawie może brakować neutralizującej wstrząsy płyty przejściowej lub jest ona wadliwa. Bez generalnej przebudowy mostu, sytuacja mieszkańców tego budynku się nie zmieni. Ale na to potrzeba kilku milionów złotych – wyjaśnia. – Niemniej myślimy o tym, by na wiosnę sfrezować nawierzchnię i położyć nowy asfalt.

google_news
1 Komentarz
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Franuś
Franuś
5 lat temu

Jak to wygląda ze zdjęć w otoczeniu mostu o którym dużo się pisze? Dla tych, którzy nie znają miejsca. Na brak znaków tonażu na to nic Starostwo? Tam trzeba by było aby starosta nie tylko zobaczył na chwilę jak to wygląda ale może ktoś ze starostwa przemieszkał dobę w domu.