W drugiej połowie maja, we francuskim Beauvais, odbyły się 32. Mistrzostwach Europy w kendo. Srebrne medale w drużynie wywalczyli Aleksandra Polok z Cisownicy oraz Kamil Domogała z Wisły. Red. Michał Cichy zapytał Aleksandrę Polok o refleksje na temat medalu oraz specyfikę tej dosyć mało znanej dyscypliny. Niektóre frazy, jakie padły, można odnieść do wielu innych niszowych dyscyplin.
– Zanim padnie o samej imprezie, proszę przybliżyć okiem zawodniczki niuanse kendo.
– Kendo należy do grupy japońskich sztuk walki określanych wspólnym mianem budo. Nazwa „kendo” składa się z dwóch członów – „ken” znaczy „miecz”, a „do” oznacza „drogę, sposób postępowania”. Obydwa japońskie znaki należy więc rozumieć jako „droga miecza”. Kendo jako sport walki wywodzi się bezpośrednio z prawdziwej japońskiej szermierki bojowej o nazwie kenjutsu. Para-sportowa forma szermierki bojowej zrodziła się już w XVII wieku. Zastosowanie bambusowych mieczy ćwiczebnych i ochraniaczy wzorowanych na zbroi samurajskiej pozwoliło ćwiczyć dynamicznie i toczyć bezkrwawe walki sparingowe. Celem sportowego pojedynku jest zdobycie przez zawodnika punktu („Ippon”) poprzez trafienie w jedno z 4 punktowanych miejsc przewidzianych regulaminem. Można zauważyć, że w naszej tradycyjnej szermierce europejskiej, ze względu na charakter broni, obserwujemy przede wszystkim pchnięcia. W kendo większość ataków to cięcia, wyjątek stanowi tylko pchnięcie w osłonę krtani. Punkt jest zaliczony wtedy, gdy atak jest wykonany poprawnie technicznie (a warunków do spełnienia jest niemało…), zaś po cięciu lub pchnięciu zawodnik prezentuje „zanshin”, czyli moment koncentracji i gotowości do następnego ataku. Zdobycie Ippon jest niełatwym zadaniem. Przed zakończeniem regulaminowego czasu (od 3 do 5 minut) walkę może rozstrzygnąć przyznanie drugiego punktu jednemu z zawodników.
– Trudno było zdobyć medal ME?
– Od kilku lat staramy się zdobyć złoty medal Mistrzostw Europy i obecnie konkurujemy o niego już tylko z Francją. W tym roku także chcieliśmy ją pokonać, jednak w ostatnich walkach i ostatnich punktach się nie udało – zarówno reprezentacji kobiet, jak i mężczyzn. W drużynie kobiet walczyłyśmy z Francją w finale i w nim przegrałyśmy, natomiast mężczyźni trafili na Francuzów w półfinale i tam ulegli rywalom ostatnim punktem, zdobywając ostatecznie brązowy medal. Świetny i najwyższy do tej pory wynik drużynowo zdobyli nasi juniorzy. Szeregi reprezentacji zasilił w tym roku Kamil Domogała z Wiślańskiej Sekcji Kendo. Oni również wywalczyli srebro, przegrywając na najwyższym szczeblu z Francuzami.
– Było więc szczęście, czy raczej niedosyt, bo mierzyłyście wyżej?
– W pierwszym momencie były łzy smutku, że znów nie udało się wywalczyć złota, o które od lat walczymy. Kiedy jednak opadły największe emocje, ogarnęła nas wielka radość z tego, co osiągnęłyśmy i z tego, że z roku na rok jesteśmy coraz lepsze. Czułyśmy, że walczymy na równi z Francuzkami i do ostatniego starcia było to widoczne. Złoto byłoby kropką nad „i” naszych przygotowań, bo mimo iż jest to dyscyplina amatorska i trenuje ją obecnie kilkaset osób, to jednak nasz poziom jest naprawdę wysoki. Potwierdziły to moje koleżanki z kadry, zdobywając w turnieju indywidualnym srebro i brąz (złoto wywalczyła po raz pierwszy w historii reprezentantka Czech). We Francji, dla przykładu, kendo trenuje kilka tysięcy zawodników.
– Jak często odbywają się turnieje tej rangi?
– Praktycznie co roku. Mistrzostwa Europy i Świata wymieniają się w cyklach trzyletnich. Przez dwa lata z rzędu odbywają się Mistrzostwa Europy, a w trzecim – Mistrzostwa Świata. Właśnie w przyszłym roku wybieramy się na tą drugą, największą imprezę.
– Czy to dyscyplina olimpijska?
– Nie, nie jest to dyscyplina olimpijska.
– Pada tutaj termin „dyscyplina”, ale rozumiem, że kendo traktuje się jako sport?
– Tak, to dyscyplina sportowa, w której regularnie organizowane są zawody. Także w Polsce – w tym i na szczeblu międzynarodowym. Ja od lat trenuję w katowickim klubie Yokokan, natomiast w okolicy działa Wiślańska Sekcja Kendo Genryoku. To sekcja, w której trenują przede wszystkim dzieci i juniorzy. Prowadzi ją Krzysztof Kaczorowski, jeden z trenerów kadry narodowej juniorów.
– Czy w naszym regionie rozgrywane są jakieś zawody?
– Kiedyś Krzysiek organizował bardzo fajny turniej, w którym startowali zawodnicy z Polski i zagranicy – Genryoku Cup. Obecnie jednak nie ma. Najbliższym nam wydarzeniem będą drużynowe Mistrzostwa Polski w kendo, które odbędą się w Katowicach. Dlaczego tam? Dlatego, że mój rodzimy klub Yokokan Katowice zdobył w zeszłym roku tytuł drużynowego mistrza kraju, przez co teraz jest organizatorem. Jesteśmy więc aktualnymi mistrzami Polski.
– Jak długo pani uprawia ten sport?
– Będzie to już 13 lat, natomiast do reprezentacji byłam powołana po raz pierwszy w 2016 roku. Minione mistrzostwa były moim czwartym występem w kadrze Polski.
– Co trzeba zrobić, żeby zostać wicemistrzynią Europy w tej dyscyplinie? Czy trzeba mieć jakieś konkretne predyspozycje?
– Trzeba być pracowitą, wykazać się determinacją i zaangażowaniem – nie tylko we własne treningi, ale też w rozwój całej drużyny. Co do samej szermierki – takie cechy, jak szybkość, technika, umiejętność „czytania” przeciwnika bądź strategia w samej walce, są kluczowe. Nie sposób nie wspomnieć tutaj kwestii finansowych – o naszym sukcesie decyduje także przeznaczenie własnych środków na przygotowania w trakcie całego sezonu. Wyjazdy na zgrupowania czy turnieje oraz zakup sprzętu to już konkretne sumy odczuwalne w budżecie. Co więcej, poza drobnymi wyjątkami w zasadzie nie ma specjalnych gratyfikacji finansowych za nasze osiągnięcia, więc jedyne, co możemy uzyskać, to satysfakcja.
– Rozumiem, że to dziedzina, która nie wymaga jakichś szczególnych warunków fizycznych?
– Warunki fizyczne takie jak waga czy wzrost nie mają istotnego znaczenia. Nierzadko startujemy w zawodach bez podziału na płeć. Nie jest niczym niezwykłym pojedynek filigranowej kobiety z o głowę wyższym mężczyzną. Bardziej liczy się doświadczenie zawodnika, czy też szybkość i technika. Dowodem na to, że osoby o różnych warunkach fizycznych są w stanie osiągnąć wysoki poziom, są Japończycy, którzy od zawsze są mistrzami świata w swojej dyscyplinie, a nie należą do osób o najwyższym wzroście.
– Czym dla pani jest kendo?
– Na początku to było tylko hobby. Zaczęłam uprawiać kendo na drugim roku studiów. Kiedy już poznałam wszystko, co się z tym sportem wiąże, czyli zasady walki, etykietę i jego filozofię oraz inne zalety, a przede wszystkim właśnie możliwość konkurowania z każdym zawodnikiem niezależnie od jego warunków fizycznych, zaczęłam się w to bardziej angażować. Postanowiłam doskonalić się w tej sztuce tak, jak to tylko możliwe, a po kilku latach treningów zaczęłam jeździć na zgrupowania i startować w zawodach. I bardzo się cieszę z tej decyzji. Obecnie posiadam stopień 4. dan.
– Czy polecałaby pani ten sport innym?
– Kendo jest zdecydowanie sportem godnym polecenia – niezależnie od wieku czy płci. Zaczynają już kilkuletnie dzieci, zaś mój najstarszy kolega z klubu trenował w wieku 84 lat… Ciężkie treningi nie tylko ćwiczą ciało, ale też kształtują osobowość. Kendo uczy, jak oddać szacunek przeciwnikowi, walczyć z nim z pełnym zaangażowaniem, a po wygranej zachować skromność. W dojo (sali treningowej) podczas treningu zachowujemy tradycyjną japońską etykietę (reiho), która pomaga nie tracić koncentracji między ćwiczeniami i okazać szacunek prowadzącemu i współćwiczącym. W czasie ćwiczeń dążymy do tego, by dawać z siebie maksimum energii, a pomiędzy ćwiczeniami pilnujemy, by zachować się zgodnie z etykietą. Podczas walki nieustannie trenujemy koncentrację, szybkość reakcji, timing (właściwy moment do wykonania techniki) oraz umiejętność obserwacji i przewidywania akcji przeciwnika. Ze względu na te wszystkie aspekty kendo to sport, który moim zdaniem może dać wiele każdemu, a bardzo wiele – dzieciom.
Aleksandra Polok (35 lat) – mieszkanka Cisownicy, srebrna medalistka ME w Kendo, zawodowo od lat związana z lokalnymi ośrodkami sportowymi i organizacją imprez sportowych.