Z jadłodajni jeszcze nikt nie odszedł głodny. Dziennie przychodzi tutaj około pół tysiąca osób. Ale sukces jest wtedy, kiedy ich ubywa. Bo to oznacza, że wiedzie im się lepiej.
Wszyscy się znają
Piotr Ryszka, prezes Bielskiego Koła Towarzystwa Pomocy im. Św. Brata Alberta, oprowadza mnie po „dobrach” towarzystwa. Zaczynamy od jadłodajni. W kuchni, w wielkim kotle, gotuje się strawa na dzisiejszy obiad (na zdjęciu prezes w towarzystwie pań kucharek). Przy stolikach eleganckie krzesła – udało się je załatwić z hotelu Magura, kiedy zmieniał się tam właściciel. Do jadłodajni wchodzi mężczyzna, mimo że do obiadu jeszcze daleko. – Jak ci się wiedzie – pyta prezes Ryszka. – Lepiej, dziękuję – odpowiada gość. Z ulicy Legionów, gdzie mieści się jadłodajnia (kuchnia społeczna) i biuro prezesa (pod pojęciem biuro należy rozumieć niewielki pokoik), przechodzimy parę kroków dalej, na ulicę Piłsudskiego. Mijamy kolejnych podopiecznych towarzystwa. – Dzień dobry, prezesie – wołają z daleka, podają rękę na powitanie. – A ty, co? Bo coś niewyraźnie wyglądasz? – zagaduje prezes jednego z nich.- Ja? E, nie – młody mężczyzna szybko się prostuje. Nie da się ukryć – alkoholizm jest wielkim problemem części podopiecznych. – Prezes tu każdego zna? – pytam zdziwiony. – A jak! – odpowiada zdziwiony moim pytaniem.
Wchodzimy do łaźni, akurat trwa sprzątanie. Przecież musi być czysto – tłumaczy mi prezes. I faktycznie jest. Przechodzimy obok, do tak zwanego pokoju dziennego. Akurat siedzi tam kilka osób, piją herbatę i oglądają telewizję. – Przydałby się większy telewizor – marzy prezes. Faktycznie, ten obecny jest bardzo mały. Może ktoś z czytelników „Kroniki Beskidzkiej” pomoże?
Człowiek – ikona
Zaczęło się 30 lat temu, dokładnie 19 kwietnia 1989 roku. To wtedy z inicjatywy Tadeusz Cozaca zostało powołane i zarejestrowane Bielskie Koło Towarzystwa Pomocy im. Św. Brata Alberta. Były wieloletni prezes to tutaj człowiek instytucja. Jego zdjęcie stoi w biurze obecnego prezesa Piotra Ryszki. Na ścianie jadłodajni jest duży portret, a przy wejściu do łaźni kilka miesięcy temu odsłonięto poświęconą mu tablicę (o czym pisaliśmy). – Tadeusz Cozac to ikona naszej działalności, największy jałmużnik, jakiego Podbeskidzie kiedykolwiek miało – mówi Piotr Ryszka. W każdą niedzielę Cozac osobiście stawał przed kościołami, by kwestować. Prawie do końca, nie bacząc na doskwierające coraz bardziej problemy ze zdrowiem. Kiedy rozmawiałem z nim przed laty mówił, że to święty Brat Albert daje mu siłę.
Kwesty przed kościołami to ciągle ważny zastrzyk gotówki dla działalności towarzystwa. Piotr Ryszka podkreśla wsparcie od kurii, zarówno od poprzedniego, jak i obecnego biskupa, który rokrocznie wydaje zezwolenie na kwestowanie. Poza tym każdą kwestę trzeba jeszcze ustalić z proboszczem. Kwesty są konieczne, bo dotacja miejska pokrywa tylko jedną trzecią kosztów działalności bielskiego koła. O pozostałe środki trzeba się mocno starać. Towarzystwo ma status organizacji pożytku publicznego, więc można przeznaczyć na jego rzecz 1 procent podatku. Poza tym towarzystwo ma stałych darczyńców, przyjaciół, na których zawsze można liczyć.
Wielkie wyzwanie
Piotr Ryszka dołączył do towarzystwa po 1990 roku. Najpierw był z nim związany nieformalnie, współpracował jako radny, później znalazł się w zarządzie jako wiceprezes, a po śmierci szefa w 2015 roku objął funkcję prezesa. – Po wielkim poprzedniku to było wielkie wyzwanie, ale było mi o tyle łatwiej, że nie przyszedłem tu z ulicy, znałem temat – tłumaczy. Ale o sobie nie chce za dużo mówić, to nie jest ważne, podkreśla. Więc co jest ważne? – To, że są ludzie, którzy cały czas z nami współpracują, pomagają. Chciałbym też wymienić tych, którzy byli na samym początku: ks. prałat Józef Sanak, ks. prałat Jan Sopicki, poseł Czesław Kastelik i wicewojewoda Jan Wałach. W miejscu, gdzie dzisiaj urzędujemy był kiedyś sklep. I to właśnie wicewojewoda przychylił się do prośby Tadeusz Cozaca, by urządzić tu siedzibę towarzystwa. Tak się zaczęło – wspomina Piotr Ryszka.
A zaczęło się od klitki na strychu. A dzisiaj? Jest kuchnia społeczna, która wydaje około 500 ciepłych posiłków dziennie. Jest pokój dziennego pobytu, przez który przewija się około 100 osób w jeden dzień. Przychodzą pooglądać telewizję, ale nie tylko. Odbywają się tu spotkania z kapelanem, psychologiem, prawnikiem. W lipcu i sierpniu pokój jest zamknięty i dopiero wtedy widać, jak wiele osób potrzebujących jest w stolicy Podbeskidzia. – My koncentrujemy ich u nas, wypełniamy im czas – mówi Piotr Ryszka.
Z łaźni korzysta około 200-250 osób tygodniowo. Teraz będzie tam potrzebny remont, to będzie duże przedsięwzięcie. Jeżeli wszystko pójdzie dobrze to powinno się udać w tym roku. Obok jest magazyn odzieży używanej. Rzeczy są używane, ale czyste. Bezdomni i najubożsi mieszkańcy Bielska-Białej (i nie tylko) korzystają z oferty towarzystwa. – Nie pytamy – tak samo jak święty Brat Albert – skąd przyszedłeś i czy na pewno potrzebujesz. Ci, którzy do nas przychodzą mogą liczyć na pomoc – mówi prezes.
Swego rodzaju misja
Chleba, bułek, warzyw nigdy nie brakuje – wielkopowierzchniowe sklepy przekazują towarzystwu wystarczające ilości tych produktów (pisaliśmy o tym ostatnio). Ale pieniędzy na wkład do kotła jest mało. Mimo to nie zdarzyło się jeszcze, żeby żeby ktokolwiek odszedł z kuchni głodny. – Nawet jeżeli braknie gorącego posiłku, to zawsze mamy konserwę i chleb, z pustymi rękami nikt od nas nie wyjdzie – zapewnia Piotr Ryszka. Aby to wszystko działało, potrzeba dobrych ludzi. W bielskim kole pracuje osiem osób. Nie mogą liczyć na duże pieniądze, ale wiedzą, że to, co robią to swego rodzaju misja.
Poza codzienną działalnością co roku organizują wieczerzę wigilijną dla kilkuset osób i przygotowują paczki dla dzieci z najbiedniejszych rodzin na Święta Wielkanocne, Dzień Dziecka, Mikołaja, Boże Narodzenie. To wszystko wymaga pracy i zapału.
Prezes uśmiecha się na pytanie o plany, bo tu się przede wszystkim żyje dniem codziennym. – Cieszymy się, jak nam starcza na bieżącą działalność, nie mamy kredytów ani długów. Ale oczywiście jakieś plany trzeba mieć – przyznaje w końcu Piotr Ryszka. Najbliższe są takie, żeby godnie obejść 30-lecie. Główne uroczystości zaplanowano na 9 maja. Zaproszenia są już gotowe. O 15.30 biskup Piotr Greger odprawi mszę świętą w Kościele Najświętszego Serca Pana Jezusa w Bielsku-Białej. A o 17.00 zaplanowano koncert w Bielskim Centrum Kultury. Będą darczyńcy, przedstawiciele współpracujących z towarzystwem zakładów pracy, goście z Urzędu Miejskiego i innych instytucji, wolontariusze – przygotowano już ponad 500 zaproszeń.
Czego życzyć na dalszą działalność? – Będę najszczęśliwszym człowiekiem wtedy, kiedy naszych podopiecznych będzie coraz mniej – bo czym mniej osób do nas przychodzi, to znaczy, że powodzi się im lepiej – kończy Piotr Ryszka.
Ewa marz rację teraz żyją tylko lompy i nieroby zarobisz dostajesz ale polityka pisu jest jedna kupić ciemnotę za naszą kase aby dalej mógli niszczyć prawdziwą Wolną Polskę.
Można nr do tej w czerwonym fartuchu?Uwiodła mnie spojrzeniem hehe
Za pisu to jest ich coraz więcej za nich najlepiej się mają nieroby ,Ukraincy pracuje a nasi nam się należy za nic kasa.