Żywczanin Edmund Zaiczek (na zdjęciu) jest człowiekiem wielu pasji. – Numizmatyka, medalierstwo, fotografia, archeologia, podróże – wymienia. – Natomiast moją wielką miłością są góry. Pragnę w nich przebywać, wspinać się i chodzić po nich – podkreśla. Miłość ta spowodowała, że zdobył wiele szczytów, nie tylko w Polsce, ale i na świecie. I wciąż mu mało!
Góry podobały się mu od zawsze. Już jako 10-latek zorganizował górską wyprawę – z Żywca na Skrzyczne. – Było nas czterech, wszyscy w tym samym wieku. Zajęło nam to trzy dni. Dziwiłem się bardzo, że rodzice nas puścili. Pobiłem wtedy swój życiowy rekord w jedzeniu. Mieliśmy ze sobą kilka 3-kilogramowych bochenków i słoninę. Rozpuszczaliśmy ją potem i moczyliśmy w niej chleb. Pamiętam, że zjadłem wtedy sześć kromek, a miałem tylko dziesięć lat (śmiech).
Góry wciągnęły go na dobre pod koniec technikum (skończył żywieckiego „Mechanika”). Był rok 1954 i dwaj profesorowie zorganizowali obóz wędrowny w Tatrach. – Ten górski amfiteatr z „gniazdkiem” Morskiego Oka, „Mięguszami” i Rysami – to było coś przepięknego. Było się w czym zakochać – mówi. A potem było coraz wyżej i coraz dalej: Alpy, Andy, Kaukaz, Himalaje. – Aconcaguę w Andach, najwyższy szczyt obu Ameryk, zdobyłem jako najstarszy Polak. Miałem wtedy 69 lat – wspomina.
Swoje 80. urodziny postanowił uczcić, zdobywając 80 szczytów w ciagu roku. Skończyło się na 110! – Wisienką na tym torcie miało być ponowne wejście na Mont Blanc. Niestety, nie udało się. Przeszedłem najtrudniejszą część drogi i złapała mnie hipotermia. Mogę powiedzieć, że zgubiła mnie pewność siebie, nie zabrałem puchówki. Za pierwszym razem robiłem tę górę w koszulce z krótkim rękawem i do głowy mi nie przyszło, że w sierpniu może być tam tak zimno – wspomina.
Elbrus w Kaukazie zdobył, bo w pewnym momencie wywiązała się dyskusja, czy to Mont Blanc jest najwyższym szczytem Europy, czy właśnie Elbrus. – Wybrałem się zatem i na tę górę, aby nikt nie miał prawa powiedzieć, że Zaiczek nie był na najwyższym szczycie Starego Kontynentu (śmiech).
W górach Kaukazu „zaliczył” też Kazbek. Tu motywacje były zgoła inne. – Lubię czytać do poduszki mity greckie. Uważam, że najwspanialszym mitycznym herosem był Prometeusz, który podarował ludziom ogień. I to właśnie do Kazbeku, za karę, przykuł go Zeus – tłumaczy. Z podobnych pobudek wszedł na Ararat leżący na terenie Turcji. To tam miała osiąść Arka Noego po potopie.
Po zdobyciu Elbrusu spotkał gruzińskiego przewodnika, który nie mógł uwierzyć, że w tym wieku – Edmund Zaiczek miał wtedy prawie 60 lat – ma w sobie tyle siły i zapału, aby zdobywać górskie szczyty. – Pogratulował mi i życzył wyjścia w Himalaje. Wątpiłem, ale jego słowa okazały się prorocze – mówi żywczanin. Ostatecznie Dach Świata odwiedził cztery razy. Dwukrotnie był w Nepalu i dwukrotnie w Tybecie. W Himalajach nepalskich obszedł dookoła Annapurnę (odwiedzając też Sanktuarium Annapurny) oraz zorganizował wyprawę w poszukiwaniu śnieżnej pantery. – Uważam, że to najpiękniejszy dziki kot. Niestety, nie zobaczyłem jej, ale widziałem błękitne owce, które stanowią dla niej pokarm. A skoro one były, pantera też gdzieś musiała tam być – mówi.
W Himalajach tybetańskich wyszedł na Przełęcz Lho La oraz zasadzał się na Przełęcz Północną. – Doszliśmy na wysokość 7 300 metrów. Pogoda zaczęła się psuć i przewodnik zadecydował o odwrocie. Ale Everest mieliśmy na wyciągnięcie ręki – uśmiecha się.
Mimo 83 lat wciąż mało mu gór. Cały czas myśli o ponownej wyprawie w Himalaje i na Mont Blanc. Przymierza się do zdobycia 5-tysięcznika Damavand w Iranie i greckiego Parnasu (na Olimpie był już nie raz i też ma w planach odwiedzić go ponownie). Nie zapomina przy tym o Tatrach. – Kiedyś do korony tych gór zaliczano szczyty powyżej 2,5 tysiąca metrów wysokości – i miałem je zrobione. Teraz jednak ktoś wymyślił, że będzie to 8 tysięcy stóp, czyli 2,4 tysiąca z groszami. Tym sposobem doszły mi trzy szczyty: Ganek, Bradavica i Pośrednia Grań.
Edmund Zaiczek udziela się w Towarzystwie Miłośników Ziemi Żywieckiej, gdzie pełni funkcję sekretarza. Ponadto jest członkiem Grupy Literackiej „Gronie” oraz przewodniczącym Resursy Mieszczańskiej w Żywcu. Obie te organizacje działają przy TMZŻ. Przez wiele lat szefował żywieckiemu oddziałowi PTTK. Za zasługi dla rozwoju turystyki marszałek województwa śląskiego uhonorował go dyplomem. Przyszedł na świat na Wileńszczyźnie. W Żywcu mieszka od 1939 roku.
Panie Edmundzie! Wiele zdrówka panu życzę!