Wydarzenia Bielsko-Biała

Gdy usuwamy kamienie, dziecko wywróci się o ziarenko piasku

Serial „Dojrzewanie” dostępny na jednej z platform streamingowych nie tylko okazał się hitem, ale też wywołał poważną dyskusję na temat relacji dorosłych i nastolatków. Serial ukazuje kruchość dziecięcego umysłu i brak odporności na wszechobecny hejt. Z Małgorzatą Malinowską, dyrektor Podbeskidzkiego Ośrodka Interwencji Kryzysowej oraz Aleksandrą Stawowczyk, pedagog ośrodka, rozmawia Artur Jarczok.

Małgorzata Malinowska: Muszę zacząć od tego, że nie oglądałam tego serialu.

Bardzo polecam!

Małgorzata Malinowska: My mamy takie seriale na co dzień… Nie musimy tego oglądać, bo wiemy, co się dzieje w rodzinach. Jednak może zacznijmy od tego, że najtrudniejszą rzeczą jest wychować dzieci. Nikt tego nie uczy. Nie ma książki, nie ma podręcznika, nie ma przykładów od A do Z. Są różne doświadczenia życiowe ze swoich domów rodzinnych, które rodzice później powielają. Druga sprawa to czasy, w których żyjemy. To czasy pandemii, wojny, dostępu do internetu, który zastąpił relacje międzyludzkie. Trzecia sprawa jest taka, że rodzice też często są skupieni na tym, żeby dostarczyć środki finansowe. Bo dziś trudno się ludziom żyje. Są skupieni na własnych karierach i gdzieś w tym wszystkim być może niektórym z nich, bo nie wszystkim, nie możemy tu uogólniać, dziecko wymyka się spod kontroli. Chcemy dobrze dla swoich dzieci, ale czasami myślimy, że jak zapewnimy im byt finansowy, zapewnimy im takie zajęcia i inne, to już jest dobrze, wystarczająco. Gdzieś relacja między rodzicem a dzieckiem umyka w tym wszystkim.

Umyka czy umiera?

Małgorzata Malinowska: Umyka. Nie można powiedzieć, że umiera, bo zawsze relacja będzie żywa. I my jako ośrodek to widzimy. Na terenie ośrodka funkcjonują grupy dla młodzieży, jest trening umiejętności społecznych i funkcjonuje szkoła dla rodziców. Gdyby nie było tych problemów, to na pewno zajęlibyśmy się innymi. Teraz uważamy, że te są najważniejsze.

W serialu bohater zmaga się z przemocą psychiczną ze strony rówieśników. To ogromny problem naszych czasów?

Małgorzata Malinowska: W Bielsku-Białej Urząd Miejski organizował akcję „ZaJaki”, której druga edycja miała na celu zapobiec przemocy rówieśniczej. Nauczyciele i pedagodzy są obecnie bardziej świadomi tego, co się dzieje , ale nie unikniemy tego. Zawsze w klasie będzie ktoś, kto jest albo za gruby, albo ma okulary i to już jest taką przyczynką do poniżania przez rówieśników. To było i jest. Dzisiaj dzieci nie huśtają się na trzepakach, nie biegają za piłką razem, bo teraz mają internet i inne komunikatory. Nie możemy walczyć z czymś, co jest potrzebne i pożyteczne. Jednak musimy przede wszystkim być z dzieckiem, być razem, poświęcać mu czas, obserwować go i co jest najważniejsze – znać swoje dziecko, znać jego przyjaciół, znać sposób, w jakim funkcjonuje w społeczeństwie, jeździć z nim na wycieczki. To jest to, co powtarzamy od wielu, wielu lat, nie tylko teraz. Czas i jeszcze raz czas poświęcony dziecku to jest coś, co możemy dać najlepszego.

Aleksandra Stawowczyk: Nie wiem, czy jest teraz więcej tego hejtu. Myślę, że on był zawsze. Tak jak zawsze były trudne relacje rodziców z nastolatkami. Ale to, co może sprawia, że się wydaje, że jest tego więcej, to sposób rozprzestrzenia. Jeżeli coś znajdzie się w internecie, zostaje w nim na zawsze. Środki przekazu sprawiają, że być może to jest bardziej dotkliwe. Ale ja też sobie myślę o takiej postawie rodziców, postawie chroniącej, która może sprawiać, że dzieci są mniej odporne… Kiedyś usłyszałam, że jeżeli próbujemy usunąć kamienie spod nóg dzieci na ich drodze, czyli właśnie ułatwić i chronić, to później mogą wywrócić się o ziarenko piasku. To, co się dzieje w środowisku rówieśniczym, działo się zawsze. Dzieciom coraz bardziej brakuje jednak umiejętności radzenia sobie z tym. Bo jeżeli właśnie od najmłodszych lat są chronieni przed różnymi niepowodzeniami, przykrościami, problemy są rozwiązywane za nich, w dobrej wierze, w dobrej intencji, to później brakuje umiejętności radzenia sobie z nimi. Wtedy małe kryzysy stają się wielkimi. Wtedy często rówieśnicze konflikty bywają nazywane przemocą, bo też odporność psychiczna dzieci jest coraz mniejsza.

Małgorzata Malinowska: Poza tym kiedyś, gdy ktoś powiedział komuś „jesteś głupi” czy „głupia” to zostawało między tymi osobami, może jeszcze dwie lub trzy to słyszały. Teraz poprzez internet można przekazać tak bolesne informacje dotyczące młodej osoby, która nie jest na to przygotowana i to boli bardziej. Hejt się rozlewa i to jest fakt, ponieważ to dotyczy większej liczby osób zaangażowanych.

Jak więc dostrzec symptomy zmiany w zachowaniu dziecka? Na co patrzyć? I czy trudno to dostrzec?

Małgorzata Malinowska: Rodzice powinni rozmawiać z dzieckiem na wiele tematów i wyjaśniać, dlaczego tak się dzieje, a nie inaczej. Być wyczulonym bo zwyczaj można zaobserwować inne zachowanie dziecka niż normalnie.
Aleksandra Stawowczyk: Trzeba jednak o to pytać, bo często wszystko jest skrzętnie ukrywane, żeby rodziców nie zamartwiać, nie angażować. Albo jest taka postawa, że i tak nie zrozumieją, więc po co mam z nimi rozmawiać? Dlatego zachęcamy zawsze rodziców do tego, żeby zauważali, pytali, rozmawiali wprost, nawet na temat, o których czasami boją się rozmawiać. Żeby trzymać zawsze rękę na pulsie, a nie czekać, aż się już coś wydarzy. I nie lekceważyć sygnałów.

Ale czy zawsze są te sygnały? Czy zawsze dziecko je wysyła?

Małgorzata Malinowska: Jeżeli rodzice znają swoje dziecko, to odbiorą te sygnały. Jeżeli nie znają dziecka, to ono będzie wysyłało sygnały do rówieśników, żeby np. nie martwić rodziców.

Aleksandra Stawowczyk: Sygnały są zawsze, czasami bardziej subtelne, czasami bardziej widoczne. Ale czasami po prostu nie są zauważane. Jakoś się je tłumaczy, czasami bagatelizuje. Nie chce się myśleć o tym, że coś się złego dzieje. Tłumaczy się, że być może to chwilowe, przejściowe. I często te sygnały wysyłane są właśnie nie do rodziców, ale gdzieś tam w inne środowisko. To są różne sygnały – na poziomie emocjonalnym, na poziomie zainteresowań, nauki, relacji, może to być nagła zmiana zachowań.

Małgorzata Malinowska: Poza tym my uczulamy młodzież, żeby nie lekceważyła sygnałów wysyłanych przez swoich rówieśników. Mamy na tyle świadomą młodzież, że jeżeli widzi takie sygnały, to wie, co robić, gdzie szukać pomocy.

Aleksandra Stawowczyk: Zależy nam na tym, żeby edukować na różnych poziomach kadrę pedagogiczną, bo w środowisku szkolnym i w domu zachowanie dzieci może wyglądać zupełnie inaczej. Edukujemy specjalistów, edukujemy młodzież, żeby nie bała się reagować. Często słyszę, że młodzi reagują, że idą do pedagoga czy psychologa anonimowo, dzwonią do rodziców, przychodzą do nas, zgłaszają się z koleżanką, przeprowadzają nawet tę osobę, która nie chce tutaj przyjść.

Jak często dzieci zmagają się z hejtem?

Małgorzata Malinowska: Hejt był i jest. Teraz się rozlewa bardziej. W taki sposób, że hejtowane dzieci nawet nie wychodzą z domu, bo ten hejt jest taki szeroki. Już nie mogą powiedzieć swojej przyjaciółce: „Dobra, nie odzywasz się, to nie będę się z tobą odzywać”. Internet daje władzę „oprawcom”.

Czyli hejt przeszedł transformację?

Aleksandra Stawowczyk: Nie ma sposobu na to, żeby go nie było. Natomiast myślę, że jest szansa na to, żeby budować świadomość i odporność psychiczną młodych ludzi, żeby sobie po prostu umieli z tym radzić. Bo wychowanie dziecka to przygotowanie na to, jak to będzie w świecie. Że będą różne przykre sytuacje i żeby wiedzieć, jak sobie radzić z przemocą i agresją. Hejtu się nie da zatrzymać. Nie da się zatrzymać przemocy.

Małgorzata Malinowska: Zawsze się mówi – nie kłóćcie się przy dzieciach. Nie jest to sposób. Jeżeli się kłócimy przy dzieciach, a życie takie jest, że mamy różne zdania, to należy się też przy dzieciach pogodzić. W związku z tym uczymy czegoś dzieci. Poza tym ta odporność rzeczywiście jest taka, ale też wszystko atakuje z różnych stron. Nie od jednej osoby, tylko od całych grup. Nie jest łatwo być młodym w dzisiejszych czasach.

Jak internet i social media zmieniły świat dzieci?

Małgorzata Malinowska: Wcześniej mieliśmy problem z dziećmi uzależnionymi od internetu, które siedziały w domu, nie wychodziły, nie chciały wyjeżdżać na wakacje. Covid zmienił wszystko. Internet stał się jedynym źródłem porozumiewania, spotkań, nauki, w ogóle wszystkiego.

Ostatnio zobaczyłem na wsi, jak kilkunastu nastolatków wysiadło z autobusu wracając ze szkół i każdy z nich patrzył w telefon. Nikt z nikim nie rozmawiał…

Małgorzata Malinowska: Ale w jakim pan świecie żyje? Dlaczego przed przejściem dla pieszych na ulicy jest napis „nie patrz w telefon”, dlaczego jak pan wejdzie do kawiarni, widzi młodych ludzi, którzy pokazują sobie nawzajem, co mają w smartfonie? To jest przerażające, że zamiast rozmawiać, dzielimy się informacjami czy memami, czy czymś, co mamy w telefonach. Na przystankach ludzie się nudzą, no więc telefon. Dawniej ludzie czytali książki w naszej poczekalni, a teraz jakoś tych książek nie widzimy. Widzimy smartfony.

Aleksandra Stawowczyk: Życie przeniosło się do smartfonów. Tam jest rozrywka, tam jest komunikacja, tam jest szkoła, tam jest wiedza. Można się pośmiać, porozmawiać, pogadać, zdobyć wiedzę. Od tego już nie uciekniemy.

Małgorzata Malinowska: Ale musimy mówić rodzicom, jak ważny jest czas. Cieszę się, że w Bielsku są osoby promujące gry planszowe. Cieszy to wszystko, co służy bezpośredniej relacji z dzieckiem, bezpośredniej relacji człowieka z człowiekiem.

Jak więc znaleźć złoty środek?

Aleksandra Stawowczyk: Trzeba ustalić zasady. Trzeba zadbać też o to, żeby potrzeby, które są zaspokojone dzięki telefonowi, były też zaspokojone w inny sposób, zdrowszy niż tylko w taki. Bo jeżeli są tylko w taki, jest jakieś ryzyko uzależnienia. Ale jeżeli rozrywka, komunikacja, wiedza będą zaspokajane za pomocą innych środków, to jest szansa, żeby zachować jakiś balans.

Małgorzata Malinowska: Żeby też dać przeciwwagę. Bo albo siedzę przy telefonie, albo idę na interesującą wycieczkę z rodzicami. I musi być to tak przedstawione, żeby dziecko było zainteresowane. Mamy wtedy kontakt dziecka z rodzicem, rozmowy, śmiechy, bez memów i smartfonów. Nie ma nic lepszego niż czas poświęcony dziecku. Czas, którego niestety nam brakuje. Mamy fajne, wspaniałe dzieci. Tylko zagubione, słabe w tym świecie, gdzie i my, dorośli, jesteśmy zagubieni. My uważamy, że te czasy są nienormalne i powodują stres. A dziecko odbiera wszystko bardzo, bardzo emocjonalnie.

Rodzicom chyba też trudno otworzyć się, poruszyć pewne kwestie z dzieckiem.

Małgorzata Malinowska: A kto powiedział, że będzie łatwo? Kiedy było łatwo? Mam dwóch dorosłych synów. Nigdy nie było łatwo. I wielu rodziców ma sobie do zarzucenia, że czegoś nie zrobili np. nie spędzali więcej czasu z dzieckiem. Czasu nie da się cofnąć, wrócić gdzieś tam i powiedzieć, jaka ja byłam wtedy nierozsądna, że nie poświęciłam więcej czasu na rozmowę czy zabawę z dzieckiem . Ten czas już minął.

Czy hejt popycha młodych ludzi na granicę wytrzymałości? Czy może skończyć się samobójstwem?

Aleksandra Stawowczyk: To jest jeden z czynników, które mogą mieć na to wpływ, ale nie muszą.

Grupy wsparcia cieszą się coraz większą popularnością?

Małgorzata Malinowska: Nie mamy miejsc. Jest kolejka osób oczekujących.

I co wtedy?

Małgorzata Malinowska: Osoby czekają. Mamy określoną – jak to się brzydko nazywa – wydolność. Natomiast nie jesteśmy jedynym miejscem, gdzie można uzyskać pomoc. Na terenie Bielska-Białej i okolicy jest sporo takich miejsc, z którymi współpracujemy i tam też mogą szukać pomocy. Są pedagodzy i psycholodzy szkolni, którzy powinni być do dyspozycji rodziców.

Gdzie rodzice mogą się jeszcze zgłaszać?

Małgorzata Malinowska: Do różnych ośrodków, gdzie jest świadczona pomoc rodzinie. Nietrudno je znaleźć, zawsze można zadzwonić do naszej placówki, gdzie udzielimy informacji.

O ile ktoś chce…

Małgorzata Malinowska: Właśnie. Jak ktoś chce, to nietrudno je znaleźć. Nigdy jednak nie zostawimy bez pomocy kogoś, kto zwróci się o nią do nas. Postaramy się jak najlepiej pomóc.

Każdy może do Was przyjść?

Małgorzata Malinowska: Każdy mieszkaniec Bielska-Białej i powiatu bielskiego. Ośrodek jest całodobowy, otwarty siedem dni w tygodniu. I posiada 22-osobowy hostel dla tych, którzy potrzebują wsparcia.

To te najbardziej trudne przypadki? Nie wiem, czy to dobre słowo…

Małgorzata Malinowska: Dla osób, przy których zachodzi podejrzenie zagrożenia zdrowia i życia.

google_news