– Najważniejsi są ludzie. Dla nas dbanie o znakomite relacje z klientami i współpracownikami to priorytet – mówią Dorota Korczyk i Jacek Korczyk. Firma, która niemal 40 lat temu otworzyła w Kozach serwis samochodowy, to dziś budzący szacunek przykład ekspansji i sukcesu rodzinnej firmy, nigdy niezapominającej o wyższych wartościach. Grupa KORCZYK to bowiem wzorowo prowadzone salony samochodowe marek Kia i Skoda, cały wachlarz nowoczesnych usług, nowatorskie plany na przyszłość oraz najbardziej prestiżowe biznesowe i branżowe nagrody. W rozmowie z „beskidzką24” jej szefowie, ojciec i córka, opowiadają o swojej recepcie na sukces.
Beskidzka24: Właśnie odebrali państwo dla Grupy KORCZYK tytuł Firmy Roku Miasta Bielska-Białej i piękną statuetkę Dedala. Przyjmując nagrodę, dziękował pan w pierwszej kolejności swoim współpracownikom i klientom.
Jacek Korczyk, prezes zarządu Grupy KORCZYK: Bo to nasz wspólny sukces. Jesteśmy firmą rodzinną i choć w salonach marek Kia i Skoda oraz towarzyszących im licznych usługach mamy już 130 pracowników, nadal staramy się zachować pełną ciepła atmosferę, nie zapominając rzecz jasna o profesjonalizmie. Podczas gali w Teatrze Polskim mówiłem też o relacjach z naszymi klientami, gdyż to dla nich pracujemy i zależy nam, by zawsze czuli się jak u siebie. Chciałem podzielić się z nimi swoją radością.
Dorota Korczyk, wiceprezes zarządu Grupy KORCZYK: Moja codzienna praca dotyczy w dużej mierze właśnie relacji międzyludzkich. Dbam, by nasze zespoły były fachowe, mogły wykorzystywać swoje doświadczenie oraz zdobywać branżowe laury i zaufanie klientów. Żeby to się udawało, niezbędne są także dobra atmosfera i przyjazne stosunki. Ta ostatnia nagroda, tak jak wszystkie inne, to nasz wspólny sukces, który świętujemy razem. Dlatego zadbaliśmy, by każdy z naszych pracowników mógł wziąć do ręki tę piękną statuetkę.
Sporo o tym, jak się pracuje w salonach spod znaku Grupy KORCZYK mówi to, jak wielu pracowników jest z nią związanych od lat.
Jacek Korczyk: Zależy nam, by nasi pracownicy byli z nami jak najdłużej, by właśnie tu się rozwijali zawodowo. Niektórzy przeszli wszystkie szczeble kariery, zaczynając od stażu, a kończąc na stanowisku kierowniczym. Wielu było z nami od samego początku, czyli od 1982 roku i zdążyło już przejść na emeryturę. Przeżyliśmy nawet upadek firmy Daewoo. W branży zostało wtedy tylko czterech dealerów w całym kraju! Choć był to wyjątkowo trudny okres, nie było sytuacji, żebyśmy kogoś zostawili na lodzie, komuś nie zapłacili. Takie aspekty są ważne, by budować zaufanie, bo podkreślają, że zawsze na pierwszym miejscu stawiamy człowieka.
To dla nas istotne, że w tak trudnym covidowym czasie mamy stabilną załogę. To pozwala nam na realizację kolejnych planów i rozwój. Nawet jeśli ktoś odchodzi, bo na przykład wyjeżdża za granicę, rekomenduje nam na swoje miejsce kogoś zaufanego. Mimo to cała branża boryka się ciągle z brakiem elektroników, blacharzy czy lakierników, więc specjaliści zawsze są u nas mile widziani i poszukiwani.
Dorota Korczyk: Gdy zaczynałam swoją przygodę w firmie, podczas prezentacji inspirowałam współpracowników, by byli doradcami klientami, a nie tylko ekspedientami. Bo specjalista jest stroną inicjującą kontakt, badającą oczekiwania, otwierającą oczy klienta na ważkie kwestie – po prostu wykazuje się inicjatywą i doskonałą umiejętnością diagnozowania potrzeb. Przekonywałam, że skoro spędzamy razem w pracy osiem godzin, dajmy z siebie wszystko, bo dzięki temu się rozwiniemy oraz będziemy mieli sukcesy i osobistą satysfakcję. To z reguły się sprawdza, dzięki czemu wspólnie pracowaliśmy nad stworzeniem najlepszych w branży zespołów i wdrażaniem nowoczesnych strategii marketingowych. Jednocześnie nigdy nie zapominaliśmy o tym, że musi się nam dobrze razem pracować, z otwartością i serdecznością dla siebie nawzajem. Dzisiaj, gdy mamy zaszczyt odbierać kolejne wyróżnienia, wiemy już, że nie o same nagrody chodzi, ale o dążenie do wyróżnienia się ponad przeciętność i pozostawienia śladu, robienia czegoś więcej niż tylko chodzenia do pracy jak „zwykły everyman”.
Cieszy nas, że wszystko to odczuwają nasi klienci, i nie tylko oni. Wizytował nas na przykład dyrektor serwisowy marki Skoda, który odwiedzał całą sieć dealerską w Polsce. Przyglądał się naszej pracy, ale zwrócił uwagę także na to, jak pracownicy ze sobą rozmawiają, jak się witają i jak radzą sobie z codziennymi sprawami. W podsumowaniu wizyty przekazał podziękowania i gratulacje, stwierdzając, że rzadko ma do czynienia z takim wyjątkowym duchem pracy zespołowej między ludźmi i jeszcze nie widział, by w miejscu pracy panowała tak dobra atmosfera.
A tę atmosferę budują też niesamowite i pomysłowe wydarzenia, z organizacji których słynie Grupa KORCZYK. Dlaczego tak ważna jest wspólna zabawa w gronie pracowników i kluczowych klientów?
Dorota Korczyk: Spotykanie się w tak niezobowiązujących sytuacjach jeszcze lepiej integruje całą załogę, tym bardziej że i tak lubimy spędzać ze sobą czas. Nie boimy się odważnych pomysłów, bo organizujemy imprezy, których tematem przewodnim są bajki, Hollywood czy też klimat lat 20. i prywatki u Wielkiego Gatsby’ego. Pewnego razu ja wcieliłam się w Syrenkę Ariel, tata we Freda Flinstone’a, a dyrektor, któremu wręczyłam strój Barneya Rubble’a, stwierdził, że chyba żartuję, bo tylko my się przebierzemy. I co się okazało? Przyszli pracownicy przebrani za Minionka, Batmana, postaci z Władcy Pierścieni. Jeden przebrał się za… lampę Aladyna, a inny pomalował się na niebiesko, by być rasowym Smurfem. Partner bankowy okazał się być Myszką Miki. To doskonale pokazuje potencjał i kreatywność ludzi. Chcemy zrobić coś fajnego i ożywić nudną codzienność. Słyniemy też z imprez organizowanych dla naszych klientów flotowych. To choćby „wyprawy do wnętrza Ziemi”, regaty żeglarskie czy warsztaty drinków nad basenem. To są przeżycia, które zostają w pamięci na długo.
Jacek Korczyk: Ważne jest, by mieć dystans do samego siebie, ale jednocześnie nie przekraczać granicy przyzwoitości. Dorota to niewyczerpalna kopalnia pomysłów, które jednocześnie oznaczają dobrą zabawę, ale są też dla nas świetną reklamą. Takim przykładem była choćby sesja z zombie, snującymi się po torach przy opuszczonym bielskim dworcu albo kontrowersyjna reklama mówiąca o tym, że odkupimy od klientów ich… „trupa”. Niektórzy ją krytykowali, inni docenili, ale skutek był świetny. Twórcami tych przedsięwzięć byli sami pracownicy.
Można się zastanawiać, czy wypada prezesowi zaprezentować się na kartce wielkanocnej choćby w futrzanym kostiumie zająca. Ale ja już nie mam wątpliwości. Jeden klient tak zapamiętał mnie w tym przebraniu, że po dłuższym czasie, gdy szukał dla siebie nowej oferty, przypomniał to sobie i wybrał właśnie nas. Takich anegdot mamy dużo więcej. Jak choćby tę, że nieopacznie wyznaczając termin imprezy podczas Adwentu musieliśmy się postarać u miejscowego proboszcza o dyspensę. Pomogło to, że był wielkim fanem marki Skoda!
Dorota Korczyk: To właśnie doskonały przykład naszych działań PR-owych. Przecież dealerów i marek samochodów jest istne zatrzęsienie, co widzimy nawet na przykładzie naszego miasta, już nie mówiąc w skali Polski. Tymczasem my jesteśmy rodzinną firmą lokalną, która nastawia się na rozwój w tym regionie. Warto się więc wyróżnić, co nam się świetnie udaje. Gdy przyjeżdżają do nas ludzie z różnych stron Polski, także specjaliści z branży, to już wiele o nas słyszeli z rozmaitych źródeł. Mamy więc swoją osobowość i nie jesteśmy anonimowi. Do ostatnich akcji promocyjnych wykorzystaliśmy helikoptery zaprzyjaźnionej załogi Helipoland z Bielska-Białej.
Jednocześnie Grupa KORCZYK nie zapomina o swoim regionie i otwiera się na potrzeby najbliższego otoczenia. Firma otrzymuje niezliczone podziękowania za wspieranie lokalnych inicjatyw.
Jacek Korczyk: Staramy się jak najlepiej zapisać w pamięci mieszkańców i uczestniczyć w tym, co naprawdę ważne. Stąd nasza działalność społeczna i charytatywna, która przynosi nam wielką osobistą radość. To piękne, że działalność biznesową można w tak pożyteczny sposób wykorzystać do realizacji wyższych celów.
Dorota Korczyk: Podjęliśmy współpracę z Domem Nauczyciela w Bielsku-Białej. Zaczęło się od zbiórki gier i filmów z okazji Dnia Babci i Dnia Dziadka. Gdy tam przyjechaliśmy po raz pierwszy, byliśmy zaskoczeni i wzruszeni przyjęciem. Polały się nawet łzy. Od razu narodziła się przyjaźń i stała kooperacja. Bierzemy udział w wielu inicjatywach Domu, choćby w akcjach czytelniczych i balach, a także wspieramy placówkę rzeczowo i finansowo. Podziwiamy jej działalność. To jeszcze trudniejsze i większe przedsięwzięcie niż zarządzanie komercyjną firmą!
Mimo zaangażowania w innych dziedzinach, salony Skody i Kii mają się świetnie. Choć i to nie powoduje, że zamierzacie spocząć państwo na laurach. Już podczas odbierania Dedala wspominali państwo o wdrażaniu najnowszych technologii organizacyjnych, przemysłowych i informatycznych oraz o nowoczesnych inwestycjach z myślą o środowisku.
Jacek Korczyk: W grudniu oddamy do użytku ekologiczną myjnię pod salonem Skody przy alei Andersa, gównie na potrzeby własne. Stawiamy też na pełną informatyzację naszych salonów, samochody elektryczne oraz budowę systemów ich ładowania.
Dorota Korczyk: Najbardziej jestem dumna z budowy ekologicznej lakierni. To był przykład świetnej współpracy z tatą, bo razem zajmowaliśmy się pisaniem wniosku o dofinansowanie, bez angażowania specjalizującej się w tym firmy, co oznaczało pół roku wytężonej pracy. Obecnie jesteśmy w trakcie składania wniosku na sfinansowanie budowy strefy napraw nadwozi multimateriałowych, w tym z włókien węglowych. Doświadczeni przez letnie gradobicie, wybudujemy też wiaty. Jednak prócz tego, że będą chronić nasze samochody, będą wytwarzać prąd na nasze potrzeby, gdyż będą to fotowoltaiczne carporty. Ale to jeszcze nie wszystko. Już niedługo zaskoczymy wszystkich wejściem w zupełnie nową branżę.
Mówimy o technologiach przyszłości, a przecież firma powstała 39 lat temu od budowy serwisu samochodowego w Kozach. Jak to się stało, że zajął się pan tą branżą, choć zawsze czuł się bardziej humanistą?
Jacek Korczyk: Trochę na przekór sobie zająłem się motoryzacją w 1974 roku, po wcześniejszym ukończeniu Filii Politechniki Łódzkiej na Wydziale Budowy Samochodów i Ciągników. Po latach pracy w tej branży, prowadząc też domowy warsztat, w końcu postawiłem na działalność prywatną. Jeszcze pamiętam, że i Dorota miała w tym swój udział, gdyż jako dziecko towarzyszyła mi w warsztacie. Wszystko na dobre rozpoczęło się w Kozach w 1982 roku. W „Autokozie” mieliśmy pięć stanowisk serwisowych i zatrudnialiśmy ośmioosobową załogę. Dziś logo tego miejsca, czyli koza w samochodziku wywołuje uśmiech, ale w momencie jego powstania był to marketingowy strzał w dziesiątkę i znak towarowy zarejestrowany w Urzędzie Patentowym. Potem był pierwszy salon samochodowy – też w Kozach. Wprawdzie mieścił się w nim tylko jeden samochód, ale był to już początek drogi do naszego sukcesu. A sukcesem nie nazywam tylko budowy naszych salonów, ale przede wszystkim pracę z ludźmi. Jestem dumny, że przez tych prawie 40 lat wykształciliśmy tu setki, a może i tysiące fachowców, bo też zawsze doskonale współpracowaliśmy ze szkołami.
Motoryzacja to także pasja, choć poparta doświadczeniem. Jeszcze dzisiaj lubię sam rozmawiać z klientami i mechanikami o szczegółach technicznych.
Dorota Korczyk: Właśnie. Mnie nieco przerażały na przykład trudne tematy reklamacyjne, tymczasem tata za każdym razem imponuje swoją wiedzą, co budzi respekt. Doskonale się rozumie z klientami i naszymi fachowcami. Wiedza i wieloletnie doświadczenie taty budują naszą wiarygodność i pokazują, że każdy klient jest dla nas ważny. Niektórzy są wręcz w szoku, że sam prezes zajmuje się niby zwykłymi czynnościami, ale to wyraz naszego szacunku dla klientów.
Pani droga do stanowiska wiceprezesa, specjalizującego się w zarządzaniu ludźmi oraz całą materią marketingu i PR-u też nie była oczywista. Przez wiele lat doświadczenie zdobywała pani w innych branżach.
Dorota Korczyk: Do dzisiaj mi tata wypomina, gdy mówiłam, że nie będę u niego pracować, bo się tu będę nudzić. Jednocześnie studiowałam dziennikarstwo, a zawodowo zajmowałam się pisaniem, pracą w radiu i myślałam o rozwijaniu się w branży mediów. Ostatecznie skupiłam się na public relations w rozmaitych aspektach, zyskując umiejętności, które wykorzystuję w codziennej pracy. Jedno z moich pierwszych zleceń dotyczyło pracy dla klienta, jakim był Gemini Park w Bielsku-Białej. Swego czasu wygrałam też konkurs Gazety Wyborczej „Grasz o staż” i zaczęły się do mnie odzywać ogólnopolskie firmy. Jednak doszłam do wniosku, że nigdzie nie dostanę na tyle wolnej ręki, pozbywając się sztywnych ram, i nie stworzę czegoś naprawdę swojego, co w rodzinnej firmie i na własnych zasadach oraz wartościach. Tu nic nie ogranicza mojego rozwoju i mogę testować najbardziej śmiałe pomysły wraz z naszym zespołem. Wprawdzie niektóre projekty wiążą się z ryzykiem i odpowiedzialnością, ale pozwalają nam na dynamiczny rozwój i poszerzanie horyzontów.
Podsumowując, wraz z tatą jesteśmy żywym dowodem, że humaniści mogą z sukcesem prowadzić nawet tak wymagający biznes, jakim jest branża dealerska i motoryzacyjna.