Mało kto wie, że na Podkarpaciu leżą trzy wioski silnie związane ze Śląskiem Cieszyńskim. Można tam usłyszeć cieszyńską gwarę, a także zjeść cieszyńskie ciasteczka czy knedliki z gulaszem. Członkowie Cieszyńskiego Towarzystwa Fotograficznego postanowili odkryć i uwiecznić na fotografiach niezwykłą historię związaną z Puławami, Wisłoczkiem i Wolą Piotrową. Jak to się stało, że mieszkańcy Śląska Cieszyńskiego zamieszkali na opuszczonych łemkowskich ziemiach?
– W tym roku postanowiliśmy wyjeżdżać jako CTF na plenery fotograficzne. Stąd m.in. byliśmy w Pucku, gdzie pokazywaliśmy pocztówkę z Cieszyna. Szukaliśmy kolejnych inspiracji na wyjazd. I jeden z członków CTF, Artur Dragon, przedstawił nam historię mieszkańców Śląska Cieszyńskiego, którzy w latach 60-tych przeprowadzili się i zasiedlili stare wioski po Łemkach. Było to o tyle interesujące, że wyjazd podyktowany był względami religijnymi. Postanowiliśmy więc zgłębić tę historię i tam pojechać – mówi Sebastian Jurga, który wraz z Michałem Kuzykiem, Piotrem Brodą, Katarzyną Brzuską, Agnieszką Walicą, Janem Gachem i Kazimierzem Brannym postanowił odwiedzić wioski w Beskidzie Niskim. I odkryć ich niezwykłość oraz niebywały urok.
Historia trzech wsi – Puław, Wisłoczka i Woli Piotrowej silnie związana jest z Ewangeliczną Wspólnotą Zielonoświątkową, której korzenie sięgają początków XX wieku. To właśnie wtedy w Kościele Ewangelicko-Augsburskim na Śląsku Cieszyńskim powstało religijne przebudzenie o charakterze zielonoświątkowym. Działalność realizowana była przez stowarzyszenie zarejestrowane w 1910 roku przez władze Monarchii Austro-Węgierskiej pod nazwą Związek Stanowczych Chrześcijan. Część wierzących pochodziła z Zaolzia oraz Śląska Cieszyńskiego. Ze względu na ograniczenia wolności religijnej w ówczesnej Czechosłowacji, spora grupa wierzących postanowiła przesiedlić się i zamieszkać w opuszczonych wioskach. Postawili na południowo-wschodnią Polskę.
W grudniu 1966 roku po czterech latach poszukiwań jako pierwsi przesiedlili się wraz z rodzinami Adam Kupka i Andrzej Pietroszek z Ustronia oraz Karol Kupka z Żukowa Dolnego. Wiosną 1967 roku dołączyli do nich kolejni osadnicy z rodzinami: Andrzej Wisełka, Jan Gabryś i Paweł Śliwka. W sumie w Woli Piotrowej zamieszkały 34 rodziny, w Puławach 18, w Wisłoczku 16 oraz jedna rodzina w Tokarni. Wówczas zaczęto czynić starania, aby zarejestrować wspólnotę religijną. Dopiero 9 stycznia 1981 roku wspólnota została zarejestrowana przez władze państwowe jako Protestancka Wspólnota Regionu Bieszczadzkiego – Kościół Zielonoświątkowy.
– To były osoby głęboko wierzące. Czasy też były inne niż obecnie. Jeśli ktoś obnosił się ze swoją wiarą, niestety musiał liczyć się z konsekwencjami, szczególnie po czeskiej stronie. Postanowili więc poszukać swojego miejsca. I znaleźli je na kresach. Przenieśli się na wysiedlone wsie całymi rodzinami, na Śląsku Cieszyńskim zostawiając cały swój dobytek. Właściwie tworzyli wszystko od zera, ciężko pracując, odbudowywali drogi, przeprowadzili elektryfikację – wylicza Sebastian Jurga.
Początkowo mieszkańcy zajęli się rolnictwem. W regionie zaczęły powstawać nowoczesne gospodarstwa. – Dziś na górze Kiczerze dzięki ich operatywności i zaradności stoją wyciąg krzesełkowy wraz z restauracją i stokiem narciarskim. Idealny kompleks nie tylko na zimę. W okresie letnim również można tutaj wjechać, wynająć rower lub hulajnogę. W samej wiosce jest kilka pensjonatów, które oferują komfortowy nocleg dla przyjezdnych. Już teraz powstaje druga restauracja na górze Kiczerze, a w planach jest również wieża widokowa. Byliśmy pod ogromnym wrażeniem przedsiębiorczości mieszkańców – dodaje Sebastian Jurga.
Członkowie CTF-u mieli okazję wysłuchać cieszyniaków, którzy zdecydowali się opuścić rodzinny region i przybyć do Puław. Poznać historię miejsca, a także samych ludzi walczących z przeciwnościami losu. Dowiedzieli się także o wierze mieszkańców, która prowadziła ich przez najtrudniejsze czasy. – Wraz z Cieszyńskim Towarzystwem Fotograficznym mieliśmy okazję odwiedzić miejsce niezwykłe, w tym m.in. starą część cmentarza po Łemkach znajdującego się tuż przy czerwonym szlaku u stóp góry Kiczery. Można tam znaleźć nagrobki z lat 30-tych, które są ostatnim śladem po mieszkających tam Łemkach. Przesiedleni na zachód Łemkowie nigdy nie wrócili na swoje dawne tereny. Opustoszałe miejsca, które zasiedlili przybysze ze Śląska Cieszyńskiego znajdowały się na wyjątkowo trudnych terenach, aby dojechać musieli przeprawiać się przez rzekę Wisłok. Napotykało ich wiele trudów, którym dzielnie się przeciwstawiali głównie dzięki wierze. Wykonaliśmy zdjęcia m.in. wybudowanego tam w latach 90. domu modlitwy, pomnika z cmentarza Łemków oraz wyciągu kanapowego na Kiczerę – opowiada Sebastian Jurga.
Największe wrażenie na cieszyńskich fotografach wywarli żyjący w regionie ludzie. Wciąż bowiem nie zapomnieli cieszyńskiej gwary. Starają się kultywować cieszyńskie tradycje. W ich kuchniach bowiem przed świętami unosi się zapach cieszyńskich ciasteczek, a na górze Kiczerze w restauracji goście rozkoszują się knedliczkami z gulaszem. – To było niesamowite! Wyjechać 300 km z Cieszyna i wciąż czuć się, jakbyśmy nigdzie nie wyjechali. Usłyszeć cieszyńską gwarę, zjeść typowe cieszyńskie potrawy. Spotkać ludzi, którzy tak ciepło wspominają nasz region. Polecam każdemu to miejsce i taką podróż – puentuje Sebastian Jurga.
Te tereny nie zostały przez Łemków “opuszczone”.
Pięknie, cieszymy się.
Ale konkretnie co takiego jest pięknego, podszywacz, aby wszyscy mogli się cieszyć?Jak się dowiem, może wtedy też się będą cieszyła.
Ignorant, piękna jest cała historia i fakt że ci odważni ludzie odnaleźli się w nowym miejscu.
Prezentacja jest od strony członków CTF, zdjęć, opowieści ludzi nie widzę. Czy wyciąg kanapowy, infrastruktura na Kiczerze i w wiosce są dziełem przybyszów ze Śląska Cieszyńskiego?