Wydarzenia Bielsko-Biała

Inwazja “wężo-motyli”. Niewiedza ludzka może porażać

Fot. Postojak wiesiołkowiec. Wikipedia

Media w całym kraju rozpisują się o dziwnych “wężach”, które pojawiły się w Bielsku-Białej, a okazały się zwykłymi… gąsienicami. Ludzie byli przerażeni tymi stworzeniami i o pomoc w ich pozbyciu się prosili pracowników Ośrodka Rehabilitacji Dzikich Zwierząt Mysikrólik w Bielsku-Białej.

Sprawa nie jest nowa, bo wydarzenie – dokładnie dwie takie interwencje – miało miejsce już ponad miesiąc temu, lecz…Niewiedza ludzka na temat otaczającej nas przyrody może przerażać. Zwłaszcza teraz, gdy wszelkie potrzebna  informacje ma się dosłownie w zasięgu  ręki – wystarczy wziąć do ręki telefon.

– Za pierwszym razem – mówi Sławomir Łyczko szef Mysikrólika mieszkanka Bielska-Białej – zadzwoniła do nas kobieta i poprosiła, abyśmy zabrali z jej mieszkania jakieś dziwne, włochate pełzające stworzenie podobne do ślimaka, które pozostawia za sobą brązowe ślady na podłodze, a którego nawet kot się wystraszył.  Poprosiliśmy ją o wysłanie zdjęcia tego „potwora” i okazało się, że to gąsienica motyla – wyjaśnia. Niedługo później do Mysikrólika zatelefonował kolejny bielszczanin informując o „nietypowym wężu”, jaki pojawił się w jego obejściu. I w tym przypadku – po weryfikacji nadesłanego zdjęcia – okazało się, że to tylko gąsienica. W jednym przypadku była to gąsienica dość licznie występującego w naszym kraju motyla zmrocznika gładysza, w drugim przedstawiciela rzadkiego, chronionego gatunku postojak wiesiołkowiec. – Poinformowaliśmy te osoby, iż mają do czynienia z niegroźnymi owadami występującymi naturalnie w przyrodzie i można je bezpiecznie przenieść gdzieś do ogrodu a nasza interwencja w tej sytuacji jest niepotrzebna – tłumaczy Sławomir Łyczko dodając, że najczęściej jednak ludzie mylą pospolite i niegroźne zaskrońce z jadowitymi żmijami. – Mamy mnóstwo takich interwencji a osoby, które do nas dzwonią, nawet gdy po weryfikacji okazuje się, że to nie żmija tylko zaskroniec i tak proszą, aby przyjechać i zabrać węża z ich ogrodu czy tarasu, bo się go boją. Wyjeżdżamy jednak tylko w sytuacjach kiedy takie zwierzę znalazło się w pułapce, z której nie może się samo wydostać lub jest ranne. – W innych przypadkach tłumaczymy, że nie ma się czego bać a zaskroniec sam sobie pójdzie w swoją stronę – mówi szef Mysikrólika. Problem jest spory, bo coraz częściej dochodzi do takich sytuacji w związku z szybką urbanizacją terenów, które jeszcze do niedawna były „dzikie” i od zawsze żyły tam dzikie zwierzęta w tym: gady, płazy czy owady. Gdy słucha się takich opowieści można dojść do przekonania, że jeszcze trochę a mieszkańcy zaczną wzywać na pomoc strażaków i inne służby, aby usunęli z ich mieszkania na przykład jakiegoś niegroźnego pająka czy biedronkę…

google_news
3 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
redaktor
redaktor
1 rok temu

– mówi Sławomir Łyczko szef Mysikrólika mieszkanka Bielska-Białej –” coś tu chyba ktoś popier***ił

ktoś
ktoś
1 rok temu
Reply to  redaktor

nic nie widać, wszystko w najlepszym porządku

wężykiem
wężykiem
1 rok temu

Ja mam kupę w ogródku od lat brązowych węży co to aktywne są szczególnie po deszczu, karmię niebieskimi granulkami. Wzywam na pomoc niebiosa bo od lat nikomu nie przeszkadzają a przeszkadzają w niektórych gminach np. komary.