Wydarzenia Bielsko-Biała

Jak kamień w wodę…

Okres wakacji, to czas, gdy zwiększa się ilość osób zaginionych, zwłaszcza dzieci i młodzieży. Ale również w ciągu roku ludzi, po których ślad zanika nie brakuje. Jedni się odnajdują żywi, inni martwi. Ale są też tacy, którzy nikną niczym kamień rzucony w wodę.

Rocznie w całym kraju nie wraca do domów blisko 20 tysięcy ludzi (w latach 2000 do 2010 średnia ta wynosiła 15 tysięcy). Zdecydowana większość zaginionych znajduje się w ciągu dwóch tygodni. Część z tych osób zostaje znaleziona, ale nie życzy sobie, aby policja informowała rodzinę o miejscu pobytu.

Informujemy w takim przypadku rodzinę, że zaginiony żyje, jest zdrowy, ale adresu nie podajemy – wyjaśnia Roman Szybiak z bielskiej policji.

Jeśli chodzi o Bielsko-Białą, z punktu widzenia statystyki miasto nie odbiega tu od normy krajowej. Miesięcznie na policję zgłaszanych jest do kilku maksymalnie zaginięć.

Najwięcej zgłoszeń mamy w miesiącach letnich, kiedy z domów uciekają nastolatki – tłumaczy nasz rozmówca. – Większość z nich wraca jednak do domów sama, albo przy naszej pomocy.

Morderczy powód

Niestety część zaginionych osób zostaje odnaleziona martwa. Bywa, że powodem okazuje się zabójstwo. Tak było chociażby ostatnio, kiedy to w październiku ubiegłego roku były już bielski strażnik miejski zgłosił policji zaginięcie swojej żony będącej w ciąży. Początkowe, zakrojone na szeroką skalę poszukiwania nie przyniosły rezultatu. Finał nastąpił jednak bardzo szybko, bo już następnego dnia zaginiona została znaleziona. Martwa. Jak wiadomo, okazało się, że kobieta została zamordowana, a podejrzanym w tej sprawie jest jej własny mąż.

Chyba najbardziej spektakularnym zaginięciem ostatnich lat w naszym regionie było tymczasem tajemnicze zniknięcie młodej mieszkanki Czechowic-Dziedzic – Joanny. Dziewczyna wyszła z domu 7 czerwca 2006 roku i zniknęła po drodze na dworzec kolejowy w Goczałkowicach. Jej poszukiwania trwały bez przerwy kilka dni. Przeczesano całą okolicę, rozesłano podobiznę dziewczyny do wszystkich komend policji w Polsce. Bezskutecznie. Policja dała w końcu za wygraną. Ale nie rodzina dziewczyny, która przez ponad cztery natępne lata prowadziła poszukiwania na własną rękę nie wierząc, że ich córka mogła ot tak, zniknąć i ślad po nie zaginął. Przełom nastąpił, kiedy ojciec dziewczyny zażądał, aby policja nadal, pomimo upływu lat, monitorowała jej telefon. Kiedy to nastąpiło, okazało się, że telefon Joasi jest czynny – był w posiadaniu żony sąsiada rodziny zaginionej dziewczyny. Sprawcą zniknięcia Joanny okazał się więc jej znajomy z sąsiedztwa, który zamordował ją w dniu zaginięcia.

Przypadek, czy własny wybór

Ci, którzy zostają w końcu odnalezieni, ale do świata żywych już nie powrócą często sami wybierają sobie taki właśnie los. To z reguły samobójcy, chociaż w niektórych przypadkach trudno dociec, co tak naprawdę było przyczyną zgonu. Bo kiedy odnajduje się osobę zaginioną w wodzie, która zmarła na skutek utonięcia można równie dobrze przyjąć, że stało się tak z powodu nieszczęśliwego wypadku. Czy tak właśnie było z 24 letnim mieszkańcem Pisarzowic? Młody mężczyzna zaginął 10 grudnia ubiegłego roku. Wyszedł z domu około godziny 18 i ślad po nim zaginął. Jego telefon widoczny był w sieci ostatni raz w Kętach. Później i on został wyłączony. Zaginiony wyjechał z domu samochodem. Właśnie na ten pojazd natknięto się tydzień później nad brzegiem Jeziora Międzybrodzkiego,  nieopodal leśnego zagajnika. Przez kolejne dni trwały poszukiwania zarówno w lesie, jak i w samym jeziorze. Dopiero 24 stycznia przypadkowa osoba zawiadomiła policję o tym, że na wodach jeziora unosi się jakieś ciało. Okazało się, że były to zwłoki zaginionego mieszkańca Pisarzowic.

Bez odpowiedzi

Wiele zaginięć do dzisiaj pozostaje tajemnicą. To ta grupa osób, które wciąż, mimo znacznego upływu czasu, nie znajdują się. Tkwią one na listach osób zaginionych, nieraz całymi latami, sprawiając, że najbliżsi żyją przez ten czas nadzieją na szczęśliwy finał. Tak jak rodzice zaginionej przed dwoma laty Kingi Kozak z Buczkowic, o której nie tak dawno pisaliśmy na łamach Kroniki i portalu beskidzka24.pl. Kinga zniknęła po tym, jak wcześniej zakończyła się jej pierwsza rozprawa rozwodowa, na której mąż kobiety zmienił zdanie i wbrew umowie nie zgodził się na rozwód. Kobieta wieczorem miała wyjść z domu i już do niego nie wróciła. Jej mąż tymczasem następnego dnia popełnił samobójstwo. Od początku jedna z hipotez mówiła o tym, że być może to mąż Kingi ją zabił, ukrył ciało, a następnie odebrał sobie życie. Nie prowadzono jednak śledztwa w tym kierunku koncentrując się na poszukiwaniach kobiety. W końcu, po kilku miesiącach, przypadkowy przechodzień znalazł w Wiśle czaszkę. Po jej zbadaniu zarówno policja, jak i prokuratura uznali, że jest to czaszka zaginionej Kingi. W taki finał sprawy nie wierzą rodzice kobiety twierdząc, że znaleziona część ciała nie należy do ich córki. Sprawa wciąż nie jest zamknięta, a ostatnio zdecydowano o ponownym badaniu czaszki, a być może też jej rekonstrukcji.

Każdy może pomóc

Zaginięcia nie są więc czymś wyjątkowym. Wyjątkowe mogą być powody, jak te, wcześniej wspomniane. Większość tych, którzy wychodzą z domów i nie wracają, to bowiem osoby starsze, chore, cierpiące na zaniki pamięci. Dlatego dobrze wiedzieć, jak przygotować się na taką ewentualność, aby później szybciej zaginionego odnaleźć. Dobrze, aby były one wyposażone na co dzień w rodzaj karty informacyjnej zawierającej nazwisko i adres oraz kontakt do rodziny.

To nasz apel do wszystkich – mówi Roman Szybiak. – Dzięki temu możemy znacznie szybciej ustalić w przypadku znalezienia osoby kim ona jest i powiadomić rodzinę.

Najwięcej i tak zależy od osób zgłaszających zaginięcie. Od tego ile wiedzy potrafią przekazać policji. Nieraz najmniejszy szczegół, z pozoru nieistotny, może decydować o finale poszukiwań.

Informacje te są podstawą, od nich zależy w którym kierunku uruchomić poszukiwania – tłumaczy aspirant Szybiak. – Niestety najbliżsi często ukrywają fragmenty prawdy, a to może prowadzić poszukujących na fałszywy trop.

W momencie zgłaszania zaginięcia należy dokładnie opisać wygląd osoby zaginionej, przekazać policji w miarę aktualną fotografię i opisać garderobę, w którą osoba zaginiona może być ubrana. Ważna jest też lista znajomych osoby zaginionej i jej zwyczaje.

O zaginięciach warto też powiadomić fundację ITAKA, która specjalizuje się w poszukiwaniach osób zaginionych (zaginieni.pl  22 654 70 70 z telefonu stacjonarnego bądź 116 000 z telefonu komórkowego). Obecnie w bazie osób zaginionych i wciąż nieodnalezionych figurują 1054 osoby, z tego blisko 90 z terenu województwa śląskiego, w tym 8 osób z Bielska-Białej i okolicznych miejscowości. Spośród nich najdłużej, bo od 1999 roku poszukiwany wciąż jest bielszczanin Ireneusz Owczarz oraz Jarosław Ziarnik z Czechowic-Dziedzic.

 

google_news
1 Komentarz
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Hermenegilda
Hermenegilda
4 lat temu

Jakże to uciekinier może sobie nie życzyć aby podać rodzinie adres przebywania po znalezieniu. Dziwaczne RODO i w takim przypadku? Warto podać jaka jest skuteczność (w procentach) odnajdywania osób zaginionych tak jak podaje się skuteczność znajdywania sprawców przestępstw. Jeśli rośnie ilość zaginionych – brak wypowiedzi odpowiedzialnych służb za poszukiwania co zamierza się z tym robić. Apel, że każdy może pomóc to za mało.