Spytkowice i sąsiednie wioski mogą pochwalić się niemałą grupą osób związanych z górnictwem, która dojeżdżała do śląskich kopalń. Niektórzy jeszcze są aktywni zawodowo. Ba, niemal wiek temu, to właśnie te nadwiślańskie okolice miały stać wydobywczym centrum czarnego złota!
Węgiel kamienny niewątpliwie był wówczas w Polsce najważniejszym surowcem. Tereny, gdzie znajdowano ten surowiec, zaludniały się, stawały się bogatsze. Z tej prosperity nie było dane skorzystać Spytkowicom i Bachowicom, choć w 1919 roku szacowano, że ze znajdującego się tu złoża można uzyskiwać – według ówczesnych jednostek miar i technologii wydobycia – około 10 tysięcy kwintali węgla. Przeliczając na dzisiejsze wartości – to tysiąc ton. Docelowo miały powstać trzy kopalnie w tej okolicy, ale na początek koncentrowano się jednak na przygotowaniu budowy jednej. Kopalnie słabo rozwiniętego pod rządami Austro-Węgier Krakowskiego Okręgu Przemysłowego powstały na lewym brzegu Wisły, a wyjątek stanowiły prawobrzeżne Brzeszcze. Planowane inwestycje w Spytkowicach zmieniłyby te proporcje. Pieniądze na przedsięwzięcie miały pochodzić z Banku Krajowego i Banku Przemysłowego. Obu instytucjom finansowym gwarantowano potem udziały w zyskach. Powołano dyrekcję kopalni, choć wbrew nazwie była to raczej dyrekcja przygotowań i organizacji budowy. Przedsięwzięcie szło z oporami, gdyż właściciele działek koniecznych do wykupu zawyżali ceny. Ponadto trzeba było niwelować położony na wzgórzu teren, by ułożyć tory kolejowe wiodące do stacji kolejowej w Spytkowicach. Jak wspomina na podstawie przekazów rodzinnych były wójt Spytkowic Stanisław Ściera, szyny pochodziły z okolic Alwerni, z niewykorzystywanej już trakcji wiodącej do kamieniołomu. Zaczęto je układać, ale nigdy nie powstała pełna trasa z dworca Spytkowice do budowanej kopalni… Gdy upadła monarchia Austro-Węgier tereny ze złożem węglowym wykupił Galicyjski Wydział Krajowy. Wtedy znów ruszyły przygotowania do wybudowania kopalni. Niestety, na krótko. Do szybów, jak wspominali starsi sąsiedzi byłego wójta, przeciekała woda ze względu na niekorzystny układ warstw geologicznych. Nie to było jednak główną przeszkodą w dokończeniu budowy kopalni.
POLITYKA POD ZIEMIĄ
Co zatem stanęło na przeszkodzie? Paweł Mostowik, pochodzący ze Spytkowic historyk w publikacji „800 lat Spytkowic. Księga Jubileuszowa” tak to wyjaśnił: – „Uruchomienie kopalni w Spytkowicach nie doszło do skutku z przyczyn politycznych. Po plebiscycie i powstaniach na Górnym Śląsku rząd polski cofnął dotacje dla Spytkowic.” Ten sam autor prześledził też dalsze losy przedsięwzięcia. Rozpoczęta budowa spytkowicko-bachowickiej kopalni stała się własnością (w 1921 roku) Belgijskiej Spółki Akcyjnej i Górniczej, która była już właścicielem kopalni „Sobieski” w Borach. W 1924 roku spółka zaniechała inwestycji, gdyż pogorszyła się w Polsce koniunktura i Belgowie w trosce o kapitał wycofali się z przedsięwzięcia. – „Po II wojnie światowej, na przełomie lat 50. i 60., ponownie do Spytkowic przybyli górnicy. Na polach stanęły wieże wiertnicze zwane popularnie „burlogami”. Drogi były rozjeżdżone, pola wyłączone z upraw. Miała powstać kopalnia. Wszystko zniknęło w 1965 roku – podaje Paweł Mostowik.
DRUGA SZANSA
Kilka lat temu Spytkowice, Bachowice a nawet Ryczów, jak się wydawało, znów dostały węglową szansę. Zawitali tu, o czym „MKB” informowała na bieżąco, przedstawiciele australijskiej firmy. Pojawili się m.in. u wójta Mariusza Krystiana oraz na sesji Rady Gminy. Poinformowali, że uzyskali koncesję na zbadanie złóż z perspektywą na inwestycje. Stanęły więc w kilku miejscach wieże z instalacjami do odwiertów. Potem, po zbadaniu wielkości złóż oraz jakości surowca, australijska firma ewentualnie miała uruchomić podziemne systemy gazowania węgla. Taki gaz miał służyć m.in. do produkcji paliw samochodowych do diesli. – Na przełomie 2014 i 2015 roku firma zniknęła. Chyba nawet nie ma jej już na rynku – mówi wójt Spytkowic, który bez specjalnych sentymentów wspomina czas obecności australijskiej firmy na terenie gminy. Od początku nie wierzył bowiem w ich obietnice, choćby te związane z nowymi miejscami pracy czy perspektywami sporych wpływów podatkowych do gminnej kasy. Anna Przejczowska, sekretarz gminy Spytkowice, informuje, że po dawnych przedwojennych inwestycjach pozostała pamiątka, w dodatku bardzo pożyteczna. To pokryta asfaltem ulica Torowa (zob. foto) łącząca drogę krajową Oświęcim – Kraków z ulicą Kanada. Na Torowej nie ma obecnie żadnych torów. Przez starszych mieszkańców ulica nazywana jest jeszcze niekiedy „sztreką” (od niem. Strecke – linia kolejowa, ale też odcinek drogi), bo kiedyś układano tu szyny, tworząc zaczątki kilkukilometrowej trasy łączącej stację kolejową z terenem planowanej kopalni. Stanisław Ściera, za którego rządów w gminie wprowadzano nazewnictwo ulic przyznaje, że Torowa nazwana tak została zgodnie z wolą mieszkańców tej części wioski. Były wójt też ma dom położony nieopodal „sztreki”. Przypuszcza, że śpi zatem na czarnym złocie. – Może kiedyś jeszcze węgiel wróci do łask i ktoś przypomni sobie o Spytkowicach? – pyta.