Chyba żadna roślina nie cieszy się obecnie w Polsce obecnie tak złą sławą jak barszcz Sosnowskiego. Ten przybysz z Kaukazu, zwany „zemstą Stalina” zapracował sobie jednak na niepochlebną opinię. Co prawda ludzi – ani ich dobytku oraz trzody – nie zjada, lecz może nieźle zajść za skórę, i to nie tylko w przenośni.
Mechanizmem obronnym tej osiągającej ponad dwa metry – i w gruncie rzeczy dość ładnie prezentującej się rośliny – są olejki eteryczne obficie wytwarzane przez jej liście. Mają one – jak już pisaliśmy – bardzo nieprzyjemną cechę: skóra ludzi i zwierząt w kontakcie z nimi traci odporność na promieniowanie ultrafioletowe. I to na długi czas. Efektem są bardzo groźne poparzenia słoneczne w miejscu, w którym skóra została skażona groźną wydzieliną. Nie trzeba bezpośredniego kontaktu z rośliną, aby doszło do nieszczęścia. W upalne, słoneczne dni olejki eteryczne unoszą się bowiem także w powietrzu w jej pobliżu. A miała być pasza…
Barszcz Sosnowskiego – a dokładnej barszcz kaukaski, bo ten opisany przez Dmitrija Sosnowskiego nie jest jedynym pochodzącym z tamtych strony świata, jaki przywędrował już do Polski – to gatunek inwazyjny niepożądany na tym obszarze. Zagraża bowiem gatunkom rodzimym, wypierając je z ich naturalnych siedlisk. Nie przybył od do nas nieproszony. Wręcz przeciwnie. Sprawdzono go do kraju specjalnie. Radzieccy naukowcy uznali bowiem, że jest to doskonała roślina paszowa z uwagi na ogromny przyrost masy zielonej. A że tak uznano w Związku Radzieckim, pomysł podchwycono w czasach PRL-u i nad Wisłą. Barszcz zaczęto uprawiać na skalę przemysłową – na Podbeskidziu między innymi w Grodźcu i w Lipowej – lecz bardzo szybko z tego zrezygnowano. Jego uprawa, a zwłaszcza zbiór nastręczał wielu problemów, a roślina okazała się niebezpieczna dla ludzi i zwierząt.
Upraw zaniechano, lecz barszcz pozostał. Ma bowiem jeszcze jedną kłopotliwą cechę. Jest bardzo żywotny i pozbyć się go niełatwo. Teoretycznie jest to roślina jednoroczna rozmnażająca się z nasion. Sęk w tym, że produkuje ich ogromne ilości, i mogą przetrwać w ziemi nawet kilka lat, po czym wykiełkować.
Jak się zatem tego chwastu pozbyć? To pytanie zadał nam pewien mieszkaniec Podbeskidzia, który z barszczem walczył przez kilka lat. W końcu w „dekomunizacji” stalinowskiego zielska pomógł zastosowany przez niego mocno stężony popularny środek chemiczny wykorzystywany do ochrony roślin. Czy jednak można polecać tę metodę?
Ostrożnie
z chemią!
Fachowcy potwierdzają, że to jeden ze sposobów zwalczania barszczu Sosnowskiego, lecz metody chemiczne mają kilka ograniczeń i wad, o których należy pamiętać.
Po pierwsze, barszcz jest odporny na wiele środków ochrony roślin i opryskom łatwo się nie poddaje. Specjaliści zalecają do tego preparaty zawierające glifosat. Należy je stosować zgodnie z zaleceniami producenta. Nie można dawek aplikować według własnego widzimisię, bo możemy narazić się na sankcje karne. Trzeba wiedzieć, że jednorazowe użycie tej chemii nie wystarczy. Opryski trzeba powtarzać kilkakrotnie w okresie wegetacji rośliny, aby nie zdążyła wytworzyć i uwolnić nasion. Dobrym sposobem wydaje się aplikowanie środka chemicznego bezpośrednio do korzenia. Wymaga to jednak specjalistycznego sprzętu. Dlatego też walkę z barszczem przy użyciu chemii warto zlecić specjalistycznej firmie.
Kosić i suszyć
Łatwiejszym i bezpieczniejszym dla otoczenia, a przy tym nie mniej skutecznym sposobem pozbycia się intruza wydają się mechaniczne metody jego rugowania. Chodzi głównie o koszenie, które trzeba wykonywać nawet cztery razy w roku, od wiosny do jesieni, aby na młodych pędach nie zawiązały się kwiatostany. Takie „męczenie” barszczu daje efekty, lecz trzeba na nie trochę poczekać. Aby w ten sposób całkowicie oczyścić teren, potrzeba nawet czterech lat systematycznego ścinania wyrastających z ziemi roślin. Można do tej pracy zaprząc także zwierzęta domowe (owce, krowy czy trzodę), lecz muszą one mieć na takim pastwisku dostęp także do innych roślin, bo nadmierne spożycie barszczu może im zaszkodzić.
Chwast ten stanowi problem również po skoszeniu. Nie można go bowiem kompostować czy spalać w niekontrolowanych warunkach. Specjaliści zalecają, aby ścięte rośliny zapakować do plastikowych worków i wystawić na działanie słońca. A gdy uschną – przekazać do utylizacji.
Oprócz ścinania czy wypasania można także spróbować walczyć z barszczem podcinając systematycznie jego korzenie, na przykład za pomocą łopaty. Ciąć trzeba od 10 do 25 centymetrów pod powierzchnią ziemi. Można też na wiosnę przykryć zachwaszczony teren nieprzepuszczającym światła materiałem (na przykład geowłókniną), co zahamuje kiełkowanie i rozwój młodych roślin. Inne, wyjątkowo pracochłonne sposoby to wykopywanie z ziemi całych roślin lub wymiana górnej warstwy gleby, co pomoże pozbyć się znajdujących się w niej nasion.
Warto wiedzieć, że wszelkich odmian barszczu kaukaskiego nie wolno wwozić do Polski, a także przetrzymywać, hodować, rozmnażać, oferować do sprzedaży i zbywać, ale nie ma nakazu prawnego, który nakładałby na właścicieli terenu obowiązek zwalczania tego chwastu. Co prawda niektóre samorządy wprowadziły – aktami prawa miejscowego – taki nakaz na swoim terenie (nie na Podbeskidziu), lecz prawnicy wskazują, że egzekwowanie tego typu obowiązku przez samorząd jest z punktu widzenia prawa działaniem wątpliwym.