Wydarzenia Bielsko-Biała

Jasienica: Gmina przed sądem z powodu gnębionego ucznia

Rodzice ucznia szkoły z Międzyrzecza Górnego wytoczyli proces gminie Jasienica. Uważają, że brak nadzoru nad tą placówką spowodował, iż nie można było rozwiązać problemów ze znęcaniem się nad ich synem.

SZUKANIE POMOCY

To sprawa z roku szkolnego 2013-14. – Nasz syn, wówczas 11-letni wzorowy uczeń piątej klasy Szkoły Podstawowej w Międzyrzeczu Górnym, od początku był prześladowany psychicznie i fizycznie przez dwóch uczniów klasy. Trwało to prawie przez cały rok szkolny, a szkoła nie rozwiązała sytuacji zgodnie z procedurą pomimo naszych zgłoszeń, skarg i wydanych zaleceń przez Kuratorium Oświaty w Katowicach – mówią mieszkańcy Międzyrzecza Górnego, zastrzegając swoje personalia do wiadomości redakcji.

Rodzice ucznia pomocy szukali na policji informując – jak mówią – o prześladowaniach syna i patologii w szkole. Mają żal do dyrekcji, że sama o sprawie nie informowała organów ścigania. Interweniowali też w prokuraturze i dotarli aż do Prokuratury Krajowej, ale spotykali się z odmową wszczęcia dochodzenia. Ich zawiadomienia dotyczyły podejrzenia popełnienia przestępstwa z powodu zaniechania i niedopełnienia obowiązków przez byłą już dyrektor Zespołu Szkolno-Przedszkolnego.

– Widząc bagatelizowanie i stronniczość w postępowaniu szkoły, wyczerpując wszelkie możliwe sposoby rozwiązania tej sytuacji, mają na uwadze zdrowie syna, byliśmy zmuszeni wziąć sprawy w swoje ręce i 3 czerwca 2014 roku udaliśmy się do szkoły wraz z synem i przeprowadziliśmy na korytarzu krótką rozmowę z jego prześladowcami – informują mieszkańcy Międzyrzecza. Zapewniają, że nie użyli przemocy. Jednak ojciec 11-latka został pozwany z oskarżenia prywatnego i przegrał proces z paragrafu dotyczącego m.in. naruszenia nietykalności osobistej, co skończyło się dla niego – jak wyliczył – kosztami przekraczającymi pięć tysięcy złotych.

BEZ UGODY

Po tylu latach zmagań prawnych, rodzice postanowili pociągnąć do odpowiedzialności gminę Jasienica. I wytoczyli jej proces. Przed Sądem Rejonowym w Bielsku-Białej domagają się zadośćuczynienia w kwocie 30 tysięcy złotych i odszkodowania w wysokości 20 tysięcy złotych. Pierwsza rozprawa odbyła się 6 października, a kolejną zaplanowano na 15 grudnia. Na świadków wezwano byłą dyrektor, wychowawcę klasy i pedagoga szkolnego.

Rodzice uważają, że to gmina odpowiada za nadzór nad pracą personelu i dlatego to do niej zwrócili się o rekompensatę. – Niestety, gmina w odpowiedzi pisemnej nie potraktowała nas merytorycznie, odrzucając naszą propozycję zawarcia ugody. A przecież nie z naszej winy, jako rodzice wzorowego ucznia, ponieśliśmy znaczne koszty sądowe i obsługi prawnej oraz straciliśmy niepotrzebnie dużo czasu i energii, co spowodowało ograniczenie możliwości zarobkowych przez długi okres i tym samym powstanie szkody w prowadzonym niewielkim gospodarstwie, stanowiącym jedyne źródło utrzymania naszej rodziny, jak również krzywdę w sferze psychicznej, biorąc pod uwagę długotrwałość cierpień i upokorzeń – tłumaczą. I irytują się, że gmina idzie w zaparte, chociaż oni w każdej chwili są gotowi do ugody.

OŚWIATA WINY NIE WIDZI

– Nie dążymy do ugody, tylko przed sądem chcemy udowodnić, że żadnej winy po naszej stronie nie ma – mówi Urszula Bujok, dyrektor Gminnego Zespołu Obsługi Szkół i Przedszkoli w Jasienicy. – Szkoła dopełniła wszelkich formalności. Nie ma też podstaw, by obwiniać gminę za brak nadzoru, bo na bieżąco rozwiązywaliśmy wszystkie problemy. Ogromna dokumentacja, którą zebraliśmy, potwierdza, jak wiele w to pracy włożyliśmy – dodaje. Przyznaje też, że gmina nie chciałaby doprowadzić do precedensu związanego z wypłatą żądanych przez rodziców pieniędzy, bo może nastąpić lawina podobnych pretensji. Dyrektor GZOSiP wylicza, że organizowano liczne spotkania wychowawcze, wizyty u pedagoga, spotkania z dyrektorem i prowadzono drobiazgowe notatki. – Nawet kontrole kuratorium nie wykazywały większych niedociągnięć. Wytknięto nam na przykład to, że nauczycielka poszła na chwilę po piłkę… Ale zaraz wróciła do uczniów! Zapewniam, że dla nas bezpieczeństwo uczniów jest najważniejsze. Bardzo się staramy w tej materii. Nauczyciele są szczególnie uczuleni, by dobrze pilnować uczniów – zapewnia.

Urszula Bujok powołuje się na dokumentację, z której ma wynikać, że 11-latek nie był wyjątkowo gnębiony czy też bity. A raczej zaczepiany czy popychany. – Jeżeliby rzeczywiście byłoby pobicie, to zgłosilibyśmy je na policję – stwierdza. Szefowa gminnej oświaty zwraca też uwagę na to, z iloma problemami dzisiejsi nauczyciele i dyrektorzy muszą się borykać. Mówi, że choć z wieloma uczniami są problemy wychowawcze i nawet mają orzeczenia lekarskie tłumaczące ich zachowania, to do przemocy fizycznej nie dochodzi. Gdy kilka lat temu był przypadek pobicia, zgłoszono go na policję.

google_news