Wydarzenia Bielsko-Biała

Juliusz Wątroba, czyli… Wena w genach

W pierwszy dzień wiosny, a zarazem w Światowy Dzień Poezji, bielską Książnicę Beskidzką wypełnili fani Juliusza Wątroby. Przedstawiać go na sali nikomu nie było trzeba, bo rudzicko-bielski poeta mający w swoim dorobku ponad pół setki tomików bywał tu już nie raz, zawsze przy wypełnionej sali, zawsze serdecznie witany i z wielką przyjemnością słuchany. Tak było i tym razem. Atmosferę podgrzał apel do przybyłych o wygłaszanie własnych uwag na temat bohatera wieczoru, a były one tak miłe, że Juliusz mógł poczuć się (który to już raz?) prawdziwym idolem.

Gdyby goście przed spotkaniem zdążyli przeczytać oba prezentowane tomy jego wierszy, aplauz byłby jeszcze większy. „Na pięcioliniach snów” ( z obrazami Michała Klisia) i „Miniaturki kreaturki” (ilustrowane przez Szczepana Sadurskiego) to literatura różniąca się właściwie wszystkim, ale też dowodząca, że autor to prawdziwy artysta pióra. W dziesięciu rozdziałach „Miniaturek” zawarł kilkaset zgrabnych, najczęściej dwuwyrazowych (maksimum sześcio) fraszek o tematyce społeczno-obyczajowo-polityczno-erotycznej, które czyta się oczywiście jednym tchem, choć zawierają w sobie myśli głębsze niż niejeden literacki elaborat. Ot, choćby ta, jakże na czasie:

Wyborco !
I przy urnie
można zdurnieć

Lub inna, o tematyce… zwierzęcej:

Psie marzenie
Ludzie
w budzie

Zgoła inną formę stosuje autor w tomie „Na pięcioliniach snów”, choć w wielu wierszach tematyka podobna. Te utwory odsłaniają wrażliwość twórcy, jego refleksyjny, ale często i wielce krytyczny stosunek do skrzeczącej rzeczywistości. Oczywiście nie sposób kilkoma zdaniami opisać ponad 200 zamieszczonych w tomie utworów, choć urzec może na pewno stosunek autora do jego braci mniejszych, czyli psów, kotów, kur czy jeży. Trudno też obojętnie czytać dramatyczny wiersz o 240 drzewach wyciętych przy jednej, małej ulicy obok domu poety („stałem się 241 drzewem”). Trzeba więc zarezerwować sobie jeden wieczór, żeby spokojnie, wiersz po wierszu, przeczytać i… pomyśleć. Warto!

Podczas spotkania – utrzymanego w formie dowcipnej, tak jak jego bohater – padło bałamutne stwierdzenie, że niegdyś uczono go pisać wiersze… To oczywiście niemożliwe, bo pisać tak dobrze i tak mądrze jak Juliusz, nie uczy i nie nauczy nikt nigdzie! Po raz kolejny bohater wieczoru i autor ostatnich tomów udowodnił, że ma ogromny talent i on właśnie jest wielką siłą jego twórczości. I sam wierszowaną miniaturką wyjaśnia:

Talent
Wena
w genach

Po oficjalnej części spotkania szczęśliwcom, którzy zdobyli autograf, Juliusz Wątroba zwierzył się takim wierszem bez tytułu:

Ja to mam szczęście:
żonę dzieci i wnuczki
psy i koty
a za oknem rozśpiewane ptaki
wiewiórek rudą bliskość
i sarny podchodzące pod dom
bo nadziwić się nie mogą
memu szczęściu niosąc swoje
Ja to mam szczęście
a szczęście ma mnie
na przekór nieszczęściom
które za mną

google_news