Gdy wygrali mieszkanie w licytacji organizowanej przez spółdzielnię, nie posiadali się z radości. To miały być ich pierwsze, własne cztery kąty! Ruszyli z procedurą kredytową, zamówili ekipę remontową i godzinami rozmawiali o urządzaniu wnętrz. Szampan, który miał być wypity w dniu przeprowadzki, nadal pozostaje jednak nieotwarty. Mimo że zapłacili za mieszkanie to kluczy do niego nigdy nie dostali!
Małżeństwo Matykiewiczów planowało zamieszkać w pobliżu swoich bliskich na jednym z osiedli w Pogwizdowie. Idealną okazją do spełnienia tych marzeń wydawał się przetarg organizowany przez Górniczą Spółdzielnię Mieszkaniową w Cieszynie. Lokal zlokalizowany na trzecim piętrze bloku w Pogwizdowie, liczący około 60 mkw., nadawał się do gruntownego remontu. – To był już trzeci przetarg tego samego mieszkania. Wcześniej nikt nie chciał go kupić. Jako że miałem zdolność kredytową, postanowiłem wziąć w udział w licytacji. Innych chętnych nie było. Przebiłem więc ofertę o 200 zł – wspomina Rafał Matykiewicz. Za mieszkanie małżeństwo miało zapłacić – w terminie 30 dni od wygrania licytacji – 157 tys. zł. – Od razu poszliśmy z żoną do doradcy kredytowego. To on wybrał dla nas bank, który miał udzielić nam kredytu. Ruszył cały proces. W tym roku ceny mieszkań poszybowały. W dodatku wielu stara się o kredyt, w związku z tym banki mają opóźnienia. Mieliśmy sztywny termin – opowiada Rafał Matykiewicz. Mężczyzna złożył więc wniosek do Górniczej Spółdzielni Mieszkaniowej o odroczenie terminu zapłaty. – I tak zaczęły się problemy. Dużo stresu kosztowało nas oczekiwanie na decyzję spółdzielni. Z początku nie byli bowiem przychylni, mieli wręcz pretensje, że nie mamy pieniędzy, tylko dopiero bierzemy kredyt. Ostatecznie otrzymaliśmy pozytywną opinię. Pieniądze mieliśmy zapłacić do 10 lipca. Bank przelał je na konto spółdzielni już 5 lipca. Nasze opóźnienie w stosunku do pierwotnego terminu wynosiło więc zaledwie cztery dni – mówi Rafał Matykiewicz.
Wydawało się, że już tylko formalność – jakim jest akt notarialny – dzieli mieszkańców Pogiwzdowa od wymarzonego mieszkania. – Termin u notariusza został ustalony. W tym samym dniu mieliśmy dostać klucze. Wszystko było gotowe – byliśmy umówieni na przekazanie mieszkania, spisanie odpowiedniego protokołu. Mieliśmy już zarezerwowaną ekipę remontową, która lada dzień miała zacząć pracę. Córka wybrała nawet kolor ścian w pokoju. Chcieliśmy jak najszybciej zamieszkać na swoim. Kupowaliśmy niezbędne rzeczy do mieszkania. Spieszyliśmy się z tym wszystkim, bo wiedzieliśmy, że nie stać nas na płacenie raty kredytu hipotecznego oraz kosztów wynajmu domu, w którym dotąd mieszkaliśmy. I proszę sobie wyobrazić – siedzimy już w biurze notarialnym wraz z zarządem spółdzielni, czekamy tylko na podpisanie aktu i nagle wchodzi notariusz i oświadcza, że jest problem z dokumentami – relacjonuje Rafał Matykiewicz. Młodzi byli zdezorientowani. – To był bardzo stresujący czas. Nie spaliśmy po nocach. Mieliśmy 14 dni na odstąpienie od umowy kredytu, 30 dni na jej zawarcie. Czas biegł, a my właściwie nie wiedzieliśmy, co robić. Co dzień dzwoniliśmy do Górniczej Spółdzielni Mieszkaniowej. Niczego nie mogliśmy się dowiedzieć – skarży się Rafał Matykiewicz.
Jak wyjaśnia prezes Górniczej Spółdzielni Mieszkaniowej w Cieszynie, Maria Jendrysek, mieszkanie w Pogwizdowie trafiło do zasobu spółdzielni w wyniku egzekucji komorniczej. – Było mocno zadłużone. Na licytacji komorniczej nie znaleziono chętnego. W związku z tym sądownie przejęliśmy je za długi. W tym roku wystawiliśmy je w przetargu. Dopiero za trzecim razem, gdy obniżyliśmy cenę zgodnie z naszym statutem i regulaminem, znalazł się chętny na zakup. Niestety, do podpisania umowy nie doszło. Notariusz po analizie dokumentów uznał, że nie może podpisać aktu, gdyż owszem – prawo odrębnej własności może być ustanowione w tym przypadku – ale nie w trybie przeniesienia własności lokalu, a w trybie umowy na sprzedaż. Problem w tym, że umowa o ustanowienie prawa odrębnej własności i przeniesienie go na inną osobę nie wymaga zgody walnego zgromadzenia członków spółdzielni, a w przypadku umowy sprzedaży już tak. Tymczasem walne zgromadzenie odbywa się raz w roku. I takie zebranie odbyło się w maju – wyjaśnia prezes spółdzielni. Stąd też zdecydowano wraz z Komisją Przetargową przy udziale członka Rady Nadzorczej spółdzielni o unieważnieniu przetargu. To oznaczało dla Matykiewiczów jedno – brak możliwości zakupu wymarzonego mieszkania. Pieniądze zwrócono na konto banku, a wkład własny na indywidualny rachunek bankowy. – To pierwsza taka sytuacja. Jest ona dla nas naprawdę dużym zaskoczeniem. I nie wynikła z naszej złej woli. Jesteśmy po wielu przetargach, dotąd nie mieliśmy żadnych problemów. Po prostu interpretacja przepisów przez prawników i notariuszy różni się w tej konkretnej sprawie – dodaje prezes.
Całą sytuacją rodzina Matykiewiczów jest mocno zbulwersowana. – Musieliśmy pójść do banku, zgłosić całą sytuację. Pani nawet nie wiedziała, co robić – pierwszy raz miała do czynienia z taką sprawą. Poinformowała, że bank obciąży nas kosztami uzyskania kredytu i prowizją – w sumie 5,5 tys. zł. Zaliczka na rezerwację terminu ekipy remontowej też nam przepadła. Nawet nie liczę kosztów tych rzeczy, które kupiliśmy już do nowego mieszkania. Tak naprawdę zostaliśmy teraz bez dachu nad głową, bo wypowiedzieliśmy umowę najmu. To nie mieści nam się w głowie! W bagażniku auta mamy szampana bezalkoholowego. Mieliśmy go wypić z córką już w naszym mieszkaniu. Teraz nawet nie wiemy, czy to wszystko nie wpłynęło na naszą zdolność kredytową. I czy będziemy mieli szansę na zakup innego mieszkania. Tymczasem spółdzielnia umywa od wszystkiego ręce… Uważa, że nic się nie stało – żali się Rafał Matykiewicz.
Tymczasem mieszkanie… wciąż czeka na chętnego do zakupu. – W maju przyszłego roku, gdy uzyskamy zgodę walnego zgromadzenia na sprzedaż, ponownie ogłosimy przetarg. Jest nam przykro, że doszło do takiej sytuacji. Proszę jednak mieć na względzie, że w ogłoszeniu każdego przetargu zastrzegamy możliwość jego odwołania na każdym etapie postępowania bez możliwości dochodzenia żadnych roszczeń – poinformowała Maria Jendrysek.
W 2010 kupiliśmy mieszkanie w bloku w Kaczycach.Zrobiliśmy wielki błąd. Mieliśmy sąsiadów pijaków.Awantury były u nich co drugi dzień.Po prostu patologia. Sprzedaliśmy to mieszkanie.W Zebrzydowicach mamy mniejsze ale za to spokój.
Co do tego kaczyce mają nie wiem. Autorka mogłaby sie nieco bardziej przyłożyć. Natomiast jesli chodzi o ludzi poszłabym po porade prawną i pozwala spółdzielnię o poniesione koszty. Przetarg mogą odwołać na kazdym etapie ale czy procedura przetargowa nie zakończyła sie z chwilą wyłonienia nabywców? Normalne wprowadzanie ludzi w błąd nie powinno ujsc zarzadowi na sucho. Pomine juz fakt ze racji swoich niedopatrzen walne mogli zwolac i tak chodzi na nie garstka ludzi. Ja bym walczyla o swoje!
Swoją drogą zarząd tej spółdzielni to wielka pomyłka a ceny mieszkania nie były obniżane a podwyższane na kolejnych przetargach.
Szok! Rozumiem przepisy i że zarząd może być zaskoczony ale gdzie tu zrozumienie, chęć pomocy. Zwołuje walne i tyle – członkowie zrozumieją A nawet poprą! Ciekawe czy w innych sytuacjach walne były zwoływane 2 razy w roku…
A co mają do tego Kaczyce w tytule powinno pisac Pogwizdów
Kupili mieszkanie w Pogwizdowie, ale TAK NAPRAWDĘ chcieli w KACZYCACH 😉 ^^’
Banda!!! Zastrzegają sobie że to i tamto i śmieją się a ludzie przeżywają dramat. Przepisy pod siebie. Współczuję. Niech zwołają zebranie nadzwyczajne i tyle. Ciekawe jaki mają statut?
To wina tylko i wyłącznie spółdzielni gdyż wystawili mieszkanie do sprzedaży nie wiedząc jaki jest status!!!
Czemu autor pisze o Kaczycach, skoro wszystko dzieje się w Pogwizdowie? Naprawdę tytuł wprowadza w błąd. Trochę rzetelności dziennikarskiej.
Kupili mieszkanie w Pogwizdowie, ale TAK NAPRAWDĘ chcieli w KACZYCACH 😉 ^^’