Wracając z wojaczki w szeregach austriackiej armii, zabrzeżanie „przywieźli” tę karcianą grę do swojej małej ojczyzny i zapoczątkowali jej piękną historię. Niezorientowanym taroki kojarzą się z tarotem, ale to dwa zupełnie inne światy. Przez pokolenia namiętnie w nie grali głównie mężczyźni, na czele z duchownymi, co jasno wskazuje, że o żadnych magicznych sztuczkach nie ma tu mowy. Dzisiaj taroki to nie tylko pasja, ale też cykl profesjonalnych turniejów, w tym międzynarodowych, i szereg innych ambitnych przedsięwzięć.
W domu i na probostwie
Gra w taroki ma w Zabrzegu tradycje sięgające czasów cesarza Franciszka Józefa. Młodzi zabrzeżanie służący w wojsku austriackim grali w tę grę wraz z Czechami i Austriakami. Po powrocie z wojny nauczyli zasad gry sąsiadów, członków rodzin i takim sposobem taroki zadomowiły się na terenie tej miejscowości, stając się lokalną atrakcją, wyróżniającą Zabrzeg w okolicy.
W latach 60. i 70. ubiegłego wieku, w okresie gwałtownie rosnącej popularności tej gry, w Zabrzegu pasjonowało się nią około stu miejscowych. Liczba ta sukcesywnie rosła aż do lat 90. i nie maleje.
Wspomnienia sprzed pół wieku zachowali jeszcze dzisiejsi propagatorzy tej wyjątkowej gry. – Większość z nas było ministrantami. Zaczęliśmy interesować się tarokami, bo grało się na probostwie za czasów księdza Józefa Steca. Niektórzy rodzice też dużo grali. Zaczęliśmy w salce dla ministrantów, a potem w domu, szczególnie podczas ostrych zim. Pamiętam, że w latach sześćdziesiątych graliśmy nawet na peronie kolejowym – wspomina Józef Londzin, dzisiaj sędzia główny zawodów tarokowych i współautor przepisów tej gry.
Taroczkorze zawsze mieli opiekę duchową, bo oprócz księdza Steca, zapalonymi graczami byli także jego poprzednicy: księża Karol Janoszek i Adolf Dyczek. – Zabrzeżanie dojeżdżali do pracy do innych miejscowości i w taroki grali nawet w pociągu. Trudno było dokończyć grę na dość krótkiej trasie, więc zdarzało się, że gracze się zapomnieli, przegapili swój dworzec i pojechali dalej – do stacji w Czarnolesiu! – śmieje się Jacek Tomaszczyk, organizator turniejów tarokowych. – Ojciec miał konie. Zimą przywoził proboszcza. Ja do izby wchodziłem tylko na chwilę, by powitać księdza i musiałem wracać. Dorośli siedzieli z nosem w karatach i grali – wspomina Ludwik Tyc, jeden organizatorów pierwszych lokalnych turniejów. – To były czasy! Taroki były wszędzie. W domu, w kawiarni, na probostwie. Mieliśmy tu wiele stałych grup taroczkorzy.
– Grało się nawet w miejscach pracy. Krawiec grał w taroki, a gdy przychodził klient, to przykrywał karty ubraniami. Po obsłużeniu klienta kontynuował grę – uśmiecha się Tadeusz Mędrzak, który kieruje Klubem Tarokowym, działającym w ramach Stowarzyszenia „Przyjazny Zabrzeg”. Jak mówi Jacek Tomaszczyk, od początku taroki szczególnie upodobały sobie wyższe sfery. – Dość powiedzieć, że grali w nie Wolfgang Amadeusz Mozart i Sigmund Freud, a u nas Gabriela Zapolska. Podczas naszego pobytu w Austrii wielokrotnie słyszeliśmy, że to elitarna gra i rzeczywiście w pewnym stopniu tak ją tam traktują – wyjaśnia. Jednak taroki mają taką siłę, że przekraczają i stany, i granice. Uwielbiają je nie tylko w Austrii i Włoszech, skąd się wywodzą, ale też w Czechach, Słowenii, na Słowacji, Węgrzech i Ukrainie. Choć w każdym z tych krajów do gry podchodzi się nieco inaczej. Zabrzeżanie opowiadają, że niegdyś Czesi grali po gospodach, a do taroków mieli specjalne stoły – z osobnymi półeczkami czy przegródkami na tytoń, kufel piwa i kieliszek czegoś mocniejszego. Do dziś w wielu czeskich miejscowościach rozgrywa się turnieje w restauracjach.
– W Zabrzegu grano po domach. Jak zasiadano do stołu około 18.00, to grano do północy. Bywało, że i do rana. Pamiętam, gdy jako dziecko zbudziły mnie nad ranem jakieś dziwne głosy. Słucham, a tu tarokowe zawołania, takie jak „kontra”, „brewer” i „pas” – opowiada Ludwik Tyc. – Gra do rana to jeszcze nic. Czasem chłopy jak zaczęły w piątek, to kończyły dopiero wtedy, gdy przyszedł czas niedzielnego obiadu lub mszy! Nie trzeba dodawać, że żonom to się raczej nie podobało – śmieje się.
Karta musi iść
Co sprawia, że taroki są aż tak wciągające? – Tu nie ma miejsca na nudę, bo rozdania są niepowtarzalne – wskazuje Tadeusz Mędrzak. Jak dodaje Ludwik Tyc, gracz może być czasem znużony, ale gdy tylko trafia mu się dobra karta, to aż się w nim gotuje z emocji. Trzeba je jednak powściągnąć, by inni się nie połapali, bo wtedy zamiast wybornej partii bywa wielki wstyd. Partie odbywają się raczej w ciszy, przerywanej zawołaniami. Mimo to rozgrywka jest dość dynamiczna. Zdarzają się też drobne kłótnie wynikające z przebiegu gry. Wówczas potrzebna jest interwencja sędziego zawodów. W systemie turniejowym rozgrywka podzielona jest na pięć rund, a w każdej z nich mieści się około 14 do 16 rozdań.
Jacek Tomaszczyk powołuje się na badaczy gier karcianych, którzy oceniają, że na sukces w grze w taroki w 70 procentach składa się szczęście, a w 30 – umiejętności, w tym doświadczenie, spryt, zdolność przewidywania, odpowiednia strategia i opanowanie. – Można być prawdziwym mistrzem, ale nawet mistrz mawia, że „musi iść karta”. Nie oznacza to, że nie trzeba trenować, wręcz przeciwnie – ci, którzy trenują intensywnie z reguły zajmują czołowe miejsca w turniejach i zdobywają najwięcej punktów w klasyfikacji grand prix – tłumaczy organizator turniejów.
Zabrzescy taroczkorze namawiają do spróbowania swych sił w tej grze. – Choć jest naprawdę złożona, to podstaw można nauczyć się już w jeden dzień. Choć są i tacy, którzy i po dwudziestu latach się nie nauczyli! – uśmiecha się Ludwik Tyc. – Ale ostrzegam! Jak już ktoś się nauczy grać, to tylko tarok mu pozostanie. Na inne gry karciane nie będzie miał ochoty. Pokocha te taroki i „przepadnie” na zawsze – dodaje. Pewnym utrudnieniem jest to, że gra się w cztery osoby, z reguły w stałych grupach, a żeby nie wyjść z wprawy, trzeba się spotykać dość regularnie.
Międzynarodowe towarzystwo
Można zaryzykować stwierdzenie, że do rozpoczęcia organizowania tarokowych turniejów przyczyniły się żony graczy. A przynajmniej pod takim pretekstem gracze „wyprowadzili” karty z domów. Podwaliny pod współczesne turnieje położono już w latach 80., gdy w GS-owskiej klubokawiarni zaczęto regularnie grywać. Później zabrzeżanie swoje potyczki sformalizowali. Tarokom nadali sportową formę. Opracowali reguły gry i regulamin zawodów, a nieco później dostosowali to wszystko do wymagań Czechów, z którymi nawiązali kontakt. W 1997 roku, z inicjatywy Stanisława Teodora Londzina, który był wtedy prezesem Ochotniczej Straży Pożarnej w Zabrzegu, zorganizowano pierwszy oficjalny turniej. Historyczne zmagania wygrał Jan Tomaszczyk. Pomysł chwycił, i to jak! Już rok później, 21 marca, zawody nosiły miano I Międzynarodowych Mistrzostw Polski w Tarokach. W komitecie organizacyjnymi mistrzostw, prócz szefa OSP, pracowali wtedy: Ludwik Tyc, Jerzy Dominiec, Józef Londzin, Jacek Tomaszczyk i Władysław Witek. Spisali się na medal i ściągnęli do Zabrzega graczy nie tylko z ościennych miejscowości, ale i z zagranicy. W marcu tego roku w czechowickim Dworku Eureka odbyły się jubileuszowe XX Międzynarodowe Mistrzostwa Polski z udziałem 64 zawodników z Czech i Polski.
W ciągu dwu dekad sporo się działo. Były mistrzostwa, w których dominowali zabrzeżanie i nawet w pierwszej dziesiątce trudno było szukać gości. Ale były i takie, gdy zaszaleli goście. Szczególnie barwna jest rywalizacja zabrzeżan z kozianami, gdzie też jest silny ośrodek miłośników taroków. Bywało, że namieszali też gracze nawet z odległego Wrocławia, wygrywając turniej, a regularnie w czołówce meldują się goście zza południowej granicy. Choć taroki są raczej męską grą, to nie stronią od niej panie. Siły kobiet dobitnie dowiodła zabrzeżanka Krystyna Zięć, która zdobyła tytuł mistrzowski w 2003 roku.
Gra o tożsamość
Międzynarodowe turnieje cieszą się dużym prestiżem i rozsławiły Zabrzeg. W kilku z nich brało udział prawie stu graczy. Z czasem i to było pasjonatom za mało. Dzisiaj wielu graczy nie gra już w domu, tylko podczas oficjalnych imprez. Bo do międzynarodowych mistrzostw doszło szereg innych zawodów – jest Liga Tarokowa, turnieje w Ligocie oraz Turniej Andrzejkowy organizowany w Zabrzegu. Ci najbardziej ambitni walczą na dodatek o laury w ramach Śląsko-Morawskiego Grand Prix.
W 2006 roku zabrzeżanie gościli u siebie Austriaków Wolfganga Mayra i Roberta Sedlaczka oraz Anglika Johna McLeoda. Wizyta zaowocowała obszernymi wzmiankami o turniejach tarokowych w ich opracowaniach. Niejako w rewanżu, zawodnicy z Polski zostali zaproszeni na turniej do Wiednia, zorganizowany przez muzeum Karsplatz. Tę wizytę Austriacy będą długo pamiętać, bowiem w ich mateczniku, zawody z międzynarodową obsadą, wygrał przedstawiciel Polski – Zbigniew Panek.
Zabrzeżanie robią wszystko, by taroki wciąż żyły i były mocną pozycją na kulturalnej i sportowej mapie Czechowic-Dziedzic. Dzięki wielkiemu wsparciu Grzegorza Wąsika, naczelnika wydziału promocji w czechowickim ratuszu, udało się zrealizować międzynarodowe projekty, na które pozyskano środki z Unii Europejskiej. Był to szczególnie projekt „Taroki. Gra o tożsamość”. W jego ramach zorganizowano cykl turniejów karcianych. Ponadto wydano „Monografię taroków w gminie Czechowice-Dziedzice” oraz „Podręcznik taroczkarza”. Prawdziwą perłą projektu było wydanie talii 54 kart do tarkoków, wykonanej na podstawie rzeźb i rysunków na szkle, autorstwa znakomitych lokalnych artystów – Rozalii i Józefa Szypułów (ozdobiliśmy nimi ten artykuł). Talie tych kart mają nie tylko wielką wartość kolekcjonerską, ale jednocześnie jak najbardziej sprawdzają się podczas gry. Jacek Tomaszczyk podkreśla, że to niejedyny wkład tego małżeństwa w rozwój taroków. – Pan Józef podarował nam dzwonek z wyrzeźbioną własnoręcznie rękojeścią z podobizną „skiża”, którego dźwięk oznajmia rozpoczęcie i zakończenie poszczególnych rund na zawodach – zaznacza. Zorganizowane w marcu XX Międzynarodowe Mistrzostwa Polski w Tarokach również były elementem unijnego projektu wpisującego się we współpracę polsko-czeską zatytułowanego „Rok czeski w Czechowicach-Dziedzicach”. Przy okazji tego turnieju, zorganizowano jubileuszowe obchody, w których oprócz wspierającego taroczkorzy burmistrza Mariana Błachuta wziął udział starosta Orłowej Tomáš Kuča. Dziękowano tam wszystkim, którzy organizowali turnieje przez dwie dekady i tym, którzy im pomagali.
Orły taroków
„Srebrne Orły” tego wieczoru od przedstawicieli władz Czechowic-Dziedzic i Orłowej oraz prezesa Stowarzyszenia „Przyjazny Zabrzeg” Jacka Cieciaka odebrali: Stanisław Teodor Londzin, Władysław Witek, Józef Londzin, Jerzy Dominiec, Jacek Tomaszczyk, Ludwik Tyc, Tadeusz Mędrzak, Zdzisław Adamek i Kazimierz Buczek. Podkreślono rolę Stanisława Teodora Londzina, który „wywołał lawinę”, a także wydatną pomoc poprzedniego burmistrza Czechowic-Dziedzic – Jana Bergera oraz obecnego gospodarza miasta. – Bez nich nie byłoby taroków! – uważa Jacek Tomaszczyk.
Początkowo rolę organizatora turniejów pełniła zabrzeska OSP, a od roku 2011 – Stowarzyszenie „Przyjazny Zabrzeg”, kierowane najpierw przez znanego w branży budowlanej Brunona Kielocha, a obecnie przez Jacka Cieciaka. Taroczkorze są szczególnie wdzięczni za promocję tej gry Łukaszowi Kwaśniewskiemu, a także Krzysztofowi Jarczokowi – radnemu i wiceszefowi „Przyjaznego Zabrzega” oraz sołtysowi Andrzejowi Puskarczykowi.
Z ziemi włoskiej…
Według Wojciecha Jóźwiaka, autora książki „Tarok wróżebny i wizyjny”, tarok zrodził się w epoce renesansu w północnych Włoszech. „Wszelkie legendy o jego pochodzeniu z Egiptu, od Cyganów i inne fantazje są późniejszym wymysłem. Najwcześniejsze historyczne ślady istnienia tych kart to fresk zatytułowany „Grający w tarocchi” z pałacu Casa Boromeo, namalowany około roku 1440 oraz księga rachunkowa dworu książąt d`Este w Ferrarze, w której w 1442 r. odnotowano zakup czterech talii „kart do gry w tryumfy”, di carticelle da trionfi. Karty te nazywano wówczas po włosku trionfi” – ustalił. Jak przybliża historyk tej gry, nazwa „tarok”, po włosku „tarocco”, a w liczbie mnogiej „tarocchi” pojawiła się dopiero w XVI wieku. Najwcześniejszy tekst, w którym wymieniono nazwy kart atutowych, pochodzi z około 1500 roku. Najstarsze karty zachowane do dziś powstały około 1460 roku i pod wieloma względami różnią się od taroka używanego w późniejszych wiekach i obecnie. Zanim powstała „gra w tryumfy”, czyli późniejszy tarok, znano już zwykłe karty do gry, które – jak wskazują badania – od początku składały się, tak jak obecne karty do brydża, z czterech zestawów (w czterech „kolorach”) po 13 kart każdy. Najstarsze wzmianki o kartach pochodzą z 1377 roku, kiedy niemal jednocześnie wzmiankowano o nich w zapiskach pochodzących z Florencji, Paryża, Bazylei, Sieny, Ratyzbony i Viterbo (koło Rzymu). Karty i gra w karty zostały wynalezione w Chinach i stąd przez Persję i arabski Lewant przewędrowały – zmieniając się po drodze – do Europy. Jednak nigdzie poza Europą nie znaleziono żadnych śladów czegoś, co przypominałoby atutowe karty taroka. „Tarok powstał jako talia do gry i był salonową rozrywką ówczesnych włoskich arystokratów. Karty te były jednak projektowane ze szczególnym zamysłem: zawierały obrazy ze starożytnej mitologii i astrologii oraz inne symboliczne alegorie. Istniał związek między treścią kart, a „żywymi obrazami”, które wystawiano podczas tryumfalnych pochodów, organizowanych przez władców renesansowych miast-państw włoskich” – przybliża.
Jak wygląda sama gra w wydaniu zabrzeskim i zbliżonych? A raczej, jak prezentuje się w skrócie wstęp do… wstępu zasad tej gry? Otóż, talia składa się z 54 kart – 22 to taroki, a 32 to barwy. Taroki są numerowane cyframi rzymskimi od I do XXI. Pierwszy z nich to pagat, a ostatni – mund. Obie mają duże znaczenie, a z trzecim tarokiem tworzą trul. Najmocniejszy tarok, będący kartą bez numeru, zwie się skiż. Barwy to wszystkim znane kiery, kara, piki i trefle. Kolory czerwone (kiery i kara) mają następujące figury: króle, damy, gawale i walety oraz blotki: czwórki, trójki, dwójki i jedynki. Kolory czarne posiadają te same figury co czerwone, a blotki to dziesiątki, dziewiątki, ósemki i siódemki. Taroki są w każdym przypadku kartami najmocniejszymi w czasie gry – to atuty. Wśród nich liczy się wartość określona rzymską cyfrą. Wyższa cyfra przebija niższą. Skiż zaś – tak jak w innych kartach dżoker – przebija wszystkie pozostałe.