Z Agnieszką i Sławkiem Łyczko, założycielami Ośrodka Rehabilitacji „Mysikrólik” Na Pomoc Dzikim Zwierzętom, o tym, jak się (nie) układa współpraca z miastem oraz dlaczego coraz więcej dzikich zwierząt potrzebuje pomocy, rozmawia Kuba Jarosz.
– Ratujecie dzikie zwierzęta już blisko dziesięć lat. Od pięciu jako „Mysikrólik”. I tak naprawdę tylko we dwójkę. Jak dajecie radę?
Agnieszka: – Nabraliśmy doświadczenia przez te lata. W ciągu dnia pracuję poza ośrodkiem, więc cała robota spada na Sławka. Ale to twardy facet.
Sławek: – Nie taki znowu twardy. Są dni, że mam wszystkiego dosyć. Całe szczęście, że czas nie stoi w miejscu i w końcu nadchodzi popołudnie, kiedy Agnieszka wraca i mam już solidnego pomocnika. Poza tym od czasu do czasu pomagają nam wolontariusze.
– Już od wielu miesięcy próbujecie jakoś zasugerować bielskim władzom, aby nawiązały – jako miasto – jakąś oficjalną formę współpracy z „Mysikrólikiem”. W końcu obsługujecie, jeśli tak można to ująć, teren gminy.
Agnieszka: – To prawda. Sławek jeździ nie tylko do zgłoszeń rannych zwierząt z naszego terenu, ale niemal po całym byłym województwie bielskim. Nasze miasto jednak nie pali się do pomysłu współpracy.
Sławek: – A przydałoby się, bo mamy coraz więcej zgłoszeń i interwencji, a to wszystko niestety kosztuje. A finansujemy się jak na razie sami. Współpraca pozwoliłaby nam zatrudnić chociaż jednego pracownika. Dzisiaj jest tak, że rano muszę nakarmić na przykład setkę zwierząt, które przechodzą w ośrodku rehabilitację, tymczasem dzwoni telefon z prośbą o pilny przyjazd, bo gdzieś tam na poboczu leży potrącona, ranna sarna. Jestem sam, więc muszę z czegoś zrezygnować. Najczęściej z karmienia, bo ważniejsza jest szybka pomoc cierpiącemu zwierzęciu.
– Dlaczego więc ciągle nie ma tej oficjalnej współpracy z miastem? Przecież wyszłaby wszystkim na dobre. Jesteście poza tym jednym z dwóch takich ośrodków w województwie. Bez przesady można powiedzieć, że oddaliście serca dzikim zwierzętom.
Sławek: – Nie nas o to pytać…
Agnieszka: – Cóż, faktem jest, że dzisiaj według prawa gmina nie ma w zakresie zadań własnych obowiązku opieki nad dzikimi zwierzętami, tak jak to jest w przypadku kotów czy psów. Ale jest już wiele miast w Polsce, które podejmują współpracę z takimi ośrodkami jak nasz. Może tu chodzi o to, że jest jakaś niechęć. Nie wiem. W każdym razie my wyciągamy rękę, a co zrobi ratusz, to już melodia przyszłości. Obiecano nam, że sprawa będzie załatwiona, ale od czerwca nic się w tym temacie nie dzieje. A rannych zwierząt przybywa.
– Zapytamy zatem władze miasta. Tymczasem mówisz, że jest coraz więcej dzikich zwierząt wymagających waszej interwencji. Dlaczego?
Agnieszka: – Zmienia się wrażliwość naszego społeczeństwa i po prostu coraz częściej ludzie reagują widząc ranne zwierzę.
Sławek: – Znają nasz numer telefonu, więc dzwonią. Przyjmujemy przecież do ośrodka nawet zwykłe gołębie. Każde zwierzę, które cierpi z powodu urazu, zasługuje na pomoc.
– To macie w ośrodku takie leśne zoo?
Sławek: – Prawie. Są jeże, sowy, gołębie, sarny, lisy, łabędź, bocian, no i obecnie dwa rysie. Do tego sporo różnych gatunków leśnych ptaków.
– Do „Mysikrólika” trafiają nawet wilki z drugiego końca Polski, tak jak to miało miejsce ostatnio. Cieszycie się, aż taką renomą?
Agnieszka: – Nie wypada nam mówić o tym, jacy jesteśmy. Akurat w przypadku wilków jest to również zasługa naszych kontaktów z różnymi organizacjami zajmującymi się tymi zwierzętami. Oni nas znają, więc w razie potrzeby jest szybka piłka: telefon, przewóz i pomoc już tu na miejscu. Tak to działa.
– Skutecznie?
Sławek: – O to właśnie chodzi. Zawsze liczy się czas, a później właściwa opieka.
– Przyroda rządzi się własnymi prawami. Bywa brutalna, bo silniejszy zjada słabszego. Zapytam przewrotnie – czy ratujac zwierzęta nie ingerujecie w ten naturalny proces?
Agnieszka: – Trochę może tak, ale w końcu nie ratujemy zwierząt z głębokiego lasu, tylko w większości te, które cierpią z powodu człowieka. Oddajemy więc naturze to, co człowiek przez swoją nieuwagę jej zabiera. Większość zwierząt, które do nas trafia, wraca później do swojego naturalnego środowiska.
*
„Mysikrólik” już niebawem wzbogaci się o profesjonalny gabinet weterynaryjny, budowany i przygotowywany siłami ich właścicieli i ludzi dobrego serca. Pozwoli to na jeszcze szybszą i skuteczniejszą pomoc rannym zwierzętom. Każdy może dołożyć do tego swoją cegiełkę, dokonując wpłaty za pośrednictwem strony www.mysikrólik.org
Byłem u Państwa , żeby pomóc ptakowi. Gratuluję wytrwałości, siły do przebijania murów i biurokracji państwowej. Powodzenia