Klaudia Kocoń, 21-latka ze Złatnej, od dzieciństwa zmaga się z ciężką chorobą o nazwie zapalenie mięśni ziarniniakowate. Siłę do walki o zdrowie dają jej wiara oraz wsparcie ze strony rodziców i przyjaciół.
Wszystko zaczęło się, gdy była 9-letnią dziewczynką. Pewnego dnia stwierdziła, że nie jest w stanie zgiąć małego palca w lewej ręce. – Powiedziałam o tym rodzicom i zaczęły się wyjazdy do lekarzy – wspomina. Na początku batalii o zdrowie córki rodzice szukali pomocy w Żywcu. Potem Klaudia trafiła do szpitala w Chorzowie, gdzie postawiono jej błędną diagnozę i wysłano na operację do Wrocławia. Tam lekarze domyślili się, co może być przyczyną jej kłopotów ze zdrowiem i skierowali ją do Warszawy, do kliniki przy ulicy Banacha. Dopiero tam postawiono właściwą diagnozę. – Moja choroba jest bardzo rzadka. Oprócz mnie cierpią na nią jeszcze dwie osoby w Polsce – mówi Klaudia.
Leczenie było nakierowane na zahamowanie zapalenia. Aby utrzymać je w ryzach, dziewczynka często przebywała w szpitalach i sanatoriach. – Dzisiaj nie mogę zgiąć palców obu rąk. Lewą rękę mogę unieść do góry, ale tylko do połowy. Powodem jest zanik mięśni – opisuje Klaudia. W międzyczasie skończyła szkołę podstawową i liceum. Uczyła się w klasie o profilu humanistycznym w Zespole Szkół Ogólnokształcących i Technicznych w Milówce.
WAŻYŁA 29 KILO
Nagłe pogorszenie nastąpiło w czerwcu ubiegłego roku. Objawiło się tym, że Klaudia zaczęła mieć duże problemy z przełykaniem. W efekcie bardzo schudła. – W najgorszym momencie ważyłam zaledwie 29 kilogramów. Wszystko co mogłam przełknąć, to kaszki albo zupki dla dzieci. Jeden z lekarzy, u którego się leczyłam, orzekł, że jeśli nie zacznę jeść, wszystko skończy się tragicznie – mówi. Atak choroby odbił się też na jej psychice. – Złapała mnie depresja, która wyjęła z mojego życia dobre dwa miesiące. Nie miałam siły na nic, nawet na to, aby wstać z łóżka. Nic mnie nie cieszyło, wszystko było mi obojętne – opisuje.
21-latka ponownie trafiła na Banacha, ale – ujmując to delikatnie – nie była zadowolona z leczenia i opieki, jakie jej tam zaoferowano. – Okazało się, że badania, które spokojnie mogłam zrobić w szpitalu, muszę robić prywatnie. Kosztowało mnie to 4,5 tysiąca złotych – podaje przykład. Tata Klaudii od lat pracuje w Niemczech. Wielokrotnie proponował córce, aby podjąć leczenie w tym kraju. – Nie chciałam tego, bałam się. Kiedy jednak poczułam się gorzej, podjęłam decyzję: jadę. Musiałam do niej dorosnąć – mówi Klaudia.
NORYMBERGA I WIARA
Obecnie przybywa w szpitalu w Norymberdze, gdzie jest badana. Potem zapadnie decyzja co do jej dalszego leczenia. Ma też dużo lepsze nastawienie psychiczne. Pomogła jej w tym głęboka wiara. – W momentach największego dołka zastanawiałam się, dlaczego to spotkało właśnie mnie, dlaczego Bóg mi to robi. Pewnego dnia, przeglądając Facebooka, natknęłam się na modlitwę do Matki Bożej Pompejańskiej. Już pierwszego dnia jej odmawiania poczułam wewnętrzne uwolnienie od depresji, która mnie dobijała. Od tej chwili, z każdym dniem, było lepiej. Teraz jestem w stanie zjeść wiele rzeczy, których nie mogłam jeść wtedy, na przykład chleb z szynką i serem. Zawierzyłam Bogu i idzie ku dobremu. Czuję wewnętrzne szczęście, jest zupełnie inaczej.
Na czas, kiedy poczuje się zupełnie dobrze, Klaudia ma już wyznaczonych kilka celów. Przede wszystkim, chce podejść do matury. Wcześniej nie było to możliwe, gdyż wyjazdy do szpitali i sanatoriów zabrały jej czas, który mogłaby poświęcić na naukę i zdanie egzaminu. Po zaliczeniu matury – studia. – Będzie to psychologia. Po ich skończeniu chcę rozpocząć pracę w fundacji, aby pomagać innym, tak jak inni pomagają teraz mnie – mówi. W planach ma też prawo jazdy i kurs stylizacji paznokci. To ostatnie to jej wielkie hobby.
Dziewczyna ma wokół siebie grono życzliwych ludzi – przede wszystkim rodziców. – Zawdzięczam im bardzo wiele. Odkąd zachorowałam, mama jest zawsze przy mnie. Aby ze mną być, zrezygnowała nawet z pracy zawodowej. Tata nigdy nie wyjechałby do Niemiec, gdyby nie były potrzebne pieniądze na moje leczenie. Zawsze mogę na nich liczyć i nie jestem sama z moją chorobą – mówi.
MOŻNA POMÓC
16 stycznia w ZSOiT w Milówce zorganizowano charytatywny koncert kolęd, po którym odbyła się kwesta na rzecz Klaudii. – Udało się zebrać 4 tysiące 24 złote i 20 groszy – informuje Aleksandra Wójcik, koleżanka Klaudii ze szkolnej ławy, która zorganizowała też z myślą o niej zbiórkę plastikowych nakrętek i makulatury. Każdy może się do niej przyłączyć. Relacja z przebiegu tej akcji – oraz informacja na temat miejsc, w których można zostawiać nakrętki i makulaturę – jest dostępna na Facebooku: Charytatywna Żywiecczyzna. Dodatkowo zbiórka na leczenie i rehabilitację Klaudii jest też prowadzona na portalu zrzutka.pl.