Uśmiechy, różne komentarze, niedowierzanie – z tym musiała mierzyć się Gabriela Trzecka, kiedy została prezesem klubu piłkarskiego LKS Spójnia Górki Wielkie. – Kobieta w piłce nożnej? – łapali się za głowę niektórzy. Tymczasem ona, nie bacząc na nic, wprowadza w klubie prawdziwy huragan zmian! Zakasała rękawy i ostro wzięła się do pracy, bo – jak sama podkreśla – albo robi coś dobrze, albo wcale.
W góreckim klubie w młodości trenował jej starszy syn, jednak ona sama z piłką nożną związana nie była. Preferuje zdrowy tryb życia, uprawia sport, ale za wielką fankę „nogi” nigdy się nie uważała. Jak to się więc stało, że objęła stanowisko prezesa klubu? – Zaproponował mi to mój znajomy, radny Zdzisław Gawlas. Uznał, że to może być zajęcie dla mnie. Myślałam, że sobie ze mnie żartuje. Opowiedział mi jednak o klubie i problemach, z jakimi się on boryka. Lubię wyzwania, uznałam więc, że warto spróbować. Przecież nie muszę być fryzjerką, żeby otworzyć salon fryzjerski. Żeby dobrze prowadzić klub, sama nie muszę kopać piłki – mówi Gabriela Trzecka. Stanowisko prezesa Spójni objęła w październiku ubiegłego roku, a ostro działać zaczęła od listopada. Najpierw musiała się uporać z formalnościami i rozliczeniami, ponieważ klub odziedziczyła z długami. Zaczęło się więc odwiedzanie sponsorów. Do zadania podeszła niczym rasowy manager i do każdego pojechała osobiście. Pierwszym małym krokiem było już wydanie klubowego kalendarza. W podziękowaniu dla sponsorów i związanych z klubem ludzi zorganizowała też przyjęcie. Przygotowała zaproszenia, sama gotowała. Gościom bardzo spodobała się ta inicjatywa. – Wspominali, że pierwszy raz ktoś im się w ten sposób odwdzięczył. Przez całe życie zajmowałam się gastronomią, przez wiele lat prowadziłam w Górkach karczmę, lubię pracować z ludźmi. Od wielu lat Spójnię wspierają te same osoby, więc chciałam się im odwdzięczyć, docenić lojalność i zaangażowanie. Podchodzę do życia z pokorą, nie uważam, że coś mi się należy. Na wszystko trzeba zapracować. Może dlatego tyle osób tak chętnie mi teraz pomaga? Mam nadzieję, że dobro, które ja kiedyś dałam, wróci teraz do moich piłkarzy – uśmiecha się.
Pracę w klubie zaczęła od podstaw, czyli od… sprzątania szatni. Wraz z Krzysztofem Ponikiewskim, gospodarzem boiska, wynosiła śmieci i porządkowała budynek. Wszystko po to, aby zawodnicy, szczególnie ci najmłodsi, mogli się cieszyć estetycznym zapleczem. Jakie stawia sobie cele na pierwsze lata swoich rządów? Ambitne: naprawę boiska, remont budynków czy sprzętu. – W tym roku klub obchodzi również 70-lecie, więc chcemy to odpowiednio zaakcentować. Planujemy wielki festyn oraz rozegranie jakiegoś ciekawego meczu – to byłaby nie lada atrakcja dla widzów. Chciałabym w ten sposób zarówno zebrać środki finansowe na działanie klubu, jak i dać od siebie coś mieszkańcom. Środki finansowe na organizację jubileuszu przekazała gmina Brenna. Jesteśmy niezwykle wdzięczni Jerzemu Pilchowi, wójtowi gminy oraz Annie Musioł z Ośrodka Promocji, Kultury i Sportu za wszelką pomoc. Impreza odbędzie się w czerwcu, a plany z każdym tygodniem mam coraz większe – wylicza.
A kim prywatnie jest górecka prezes? Pochodzi z Tychów, a w Górkach mieszka od ponad 20 lat. W Beskidach po prostu się zakochała. W naturze, klimacie, panoramach roztaczających się z beskidzkich szlaków. Przez Górki przejeżdżała z rodziną i tak jej się spodobało, że kupiła ziemię, wybudowała dom i została na stałe. Teraz poświęca się klubowi. Podkreśla, że chce swoim zawodnikom stworzyć dobre i przyjemne miejsce do trenowania. Wierzy, że kiedy już będą to mieli, sukcesy przyjdą same, a młodym zawodnikom nie zostanie nic innego, jak wygrywać!