Przepisy przepisami, a kierowcy i tak zawsze będą jeździć po swojemu? Nie tym razem! Nowe regulacje dotyczące tzw. korytarza życia i jazdy na suwak szybko weszły w krew kierowcom. Większość nowe zasady polubiła, a pozostali, w tym samozwańczy szeryfowie i zawalidrogi, chcąc nie chcąc musieli się do nich dostosować.
Nowe przepisy pomogły zminimalizować skandaliczne sytuacje, z których drogi krajowe i ekspresowe w rejonie Bielska-Białej wręcz słynęły na cały kraj. Media obiegały filmy przedstawiające harce tzw. szeryfów drogowych, którzy – w imię choro pojętej sprawiedliwości – blokowali jeden z dwóch pasów ruchu. Samozwańczy organizatorzy ruchu ubzdurali sobie bowiem, że jeśli na drodze dwupasmowej jest zwężenie, to kierowcy powinni karnie ustawić się w kolejce na jednym pasie. Przez nich korek niemiłosiernie się wydłużał i dochodziło do zatorów na większej ilości skrzyżowań. Ale największe zagrożenie stwarzali szaleńcy, którzy wykorzystywali pustą przestrzeń na drogach dwupasmowych utworzoną przez kierowców, chcących udrożnić jezdnię dla pojazdów policji, straży pożarnej i pogotowia. Uznawali, że tym tzw. korytarzem ratunkowym miną sobie korek. Byli i tacy, czasem cała „stada”, które korytarzem ratunkowym jechały drogą ekspresową pod prąd!
Z takimi niebezpiecznymi sytuacjami chciał właśnie skończyć ustawodawca, zmieniając prawo o ruchu drogowym. Choć trzeba przyznać, że już wcześniej dzięki dyskusji o problemie, kierowcy powoli zaczynali rozumieć jazdę na suwak i potrzebę tworzenia korytarzy ratunkowych w przypadku kolizji i wypadków.
6 grudnia zalecenia dotyczące tych aspektów stały się obowiązującym prawem. Jazda na suwak w praktyce na naszych drogach polega na tym, że gdy na przykład tworzy się korek i kończy lewy pas ruchu, to dojeżdżający do końca lewego pasa zjeżdżają na prawy na przemian z tymi, którzy ją na tym prawym pasie są. Kierowca znajdujący się na prawym pasie musi pamiętać, by ustąpić pierwszeństwa kierowcy, który jako pierwszy czeka na zjechanie na „jego” pas. Jednak kierowcy jadący lewym pasem muszą pamiętać o tym, by dojechać do końca i dopiero wtedy włączyć kierunkowskaz. Jazda na suwak nie dotyczy choćby pasów rozbiegowych czy przeznaczonych do skrętu.
Tworzenie korytarza życia jest dużo prostsze i pozbawione niuansów. Na drodze z dwoma lub więcej pasami, gdy po jakimś zdarzeniu drogowym tworzy się korek, kierowcy muszą zrobić miejsce na dojazd pojazdów uprzywilejowanych. Sami na tym skorzystają, bo akcja ratunkowa zakończy się szybciej. Kierowcy jadący lewym pasem muszą zjechać jak najbliżej lewej krawędzi jezdni. A kierowcy poruszające się prawym pasem – prawej. Dzięki temu tworzą korytarz, a kierowcy pojazdów uprzywilejowanych mają prostą drogę i nie muszą lawirować między pojazdami.
Ze zmian w prawie cieszą się wszystkie służby. Jak mówi Wojciech Waligóra, dyrektor Bielskiego Pogotowia Ratunkowego, kierowcy karetek przestali się skarżyć na to, że mają problem z dojazdem do wypadków. – Kiedyś to rzeczywiście był problem, bo jeden się odsunął, a drugi nie. Jest lepiej, ale trudno powiedzieć, czy to już efekt zmiany ustawy. Ale to na pewno dobry początek – komentuje.
– Jest znaczna poprawa. Kierowcy rzeczywiście tworzą korytarz życia, dzięki czemu strażacy mogą szybciej dojechać na miejsce zdarzenia. Na szczęście nie ma już też takich sytuacji, by ktoś korytarzem życia jechał pod prąd – cieszy się Patrycja Pokrzywa, rzecznik bielskiej Państwowej Straży Pożarnej.
Ilona Michalczyk z bielskiej drogówki zwraca uwagę, że kultura jazdy zaczęła podnosić się już wcześniej, na co wpływ miały m.in. kampanie informacyjne. A gdy jazdę na suwak i tworzenie korytarza ratunkowego uregulowały przepisy, poprawa stała się jeszcze bardziej zauważalna. – Widać, że kierowcy jeżdżą na zakładkę, przepuszczają się. To upłynnia ruch. Mieliśmy tylko jeden przypadek zdarzenia drogowego, gdy ktoś nie zastosował się do jazdy na suwak. Intencją zmiany przepisów było pozbycie się tzw. szeryfów lewego pasa i to się udało. Najbardziej jednak cieszy to, że kierowcy potrafią tworzyć korytarz ratunkowy i nie notujemy ostatnio przypadków, aby jeżdżono nim pod prąd – mówi policjantka.