Wydarzenia Bielsko-Biała

Koniec pomnikowego klonu?

Fot. Marcin Płużek

W czerwcu 2020 roku Rada Miejska w Bielsku-Białej podjęła uchwałę ustanawiającą rosnący w parku za ratuszem klon polny pomnikiem przyrody. Minęły cztery lata i… prawdopodobnie utraci ono swój pomnikowy status.

O tym, że klon uznano za pomnik przyrody, zadecydowało kilka czynników. Po pierwsze, jest to gatunek występujący w Bielsku-Białej i okolicach dość rzadko – w przeciwieństwie do innych odmian klonów. Po drugie, wiek i wielkość okazu predysponowały go do objęcia taką właśnie formą ochrony, co potwierdziła też pozytywna opinia Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska w Katowicach. Przy czym – co warto nadmienić – wspomniany klon polny to nie jakieś ogromne strzeliste drzewo o wielkim obwodzie, jakie zazwyczaj kojarzą się z drzewami pomnikowymi. Wręcz przeciwnie. Na pierwszy rzut oka nie wygląda zbyt okazale. Jego pień jest mocno rosochaty (posiada kilka odgałęzień) i przypomina bardziej „miotłę” niż wyniosłe drzewo. Mimo to znawcy i miłośnicy przyrody od zawsze zachwycali się tym okazem jako ciekawostką dendrologiczną.

Ekspertyza przed decyzją

Zanim jeszcze radni podjęli decyzję o uznaniu je za pomnik przyrody, drzewo zostało poddane ekspertyzie dendrologicznej. Miała ustalić, w jakim klon jest stanie. Specjaliści uznali, że choć drzewo ma drobne wypróchnienia i posusz w koronie, nadal jest zdrowe, witalne i nie zostało zaatakowane przez grzyby. Może więc – jak można było usłyszeć podczas prezentacji projektu uchwały – z powodzeniem rosnąć jeszcze przez wiele lat. To zamknęło sprawę i przesądziło o tym, że rosochaty klon został uznany za pomnikowy. Niedługo potem na jego pniu pojawiła się stosowna tabliczka informacyjna.

Gdy dwa lata później park za ratuszem przeszedł gruntowną modernizację, nie zapomniano o tym fakcie. Aby drzewu nie utrudniać życia, fragment biegnącej w jego pobliżu alejki spacerowej został wykonany w formie chodnika „wiszącego”, aby jak najmniej ucierpiał system korzeniowy.

Konar runął, specjaliści zbadają

Niestety, w połowie lipca jeden z ogromnych konarów nie wiedzieć czemu odłamał się i runął na ziemię. Na szczęście nikomu nic się nie stało. Co ważne, nie wydarzyło się to podczas huraganowego wiatru czy burzy. Gdy do tego doszło, dzień był pogodny i bezwietrzny. Jednym słowem, konar odłamał się sam z siebie i nic nie wskazywało wcześniej, że może do takiej sytuacji dojść. Patrząc jednak na miejsce przełamania, można zauważyć – choć to tylko subiektywne odczucie – że struktura drewna jest niejednolita, tak jakby było ono od środka zbutwiałe i zaatakowane przez grzyba.

Czy tak jest faktycznie, ma teraz ustalić kolejna ekspertyza dendrologiczna, jaką władze miasta zamierzają już niebawem zlecić specjalistom (gdy rozmawialiśmy na ten temat, w Ratuszu przygotowywany był przetarg w celu wyłonienia firmy, która dokona tej oceny). Chodzi głównie – usłyszeliśmy – o zbadanie, czy drzewo jest nadal bezpieczne dla otoczenia i czy może dojść do podobnej sytuacji jak ta, która miała miejsce w połowie lipca. Chodzi bowiem o przestrzeń parkową, w której przybywa wiele osób. Gdyby drzewo rosło gdzieś w lesie czy innym odludnym miejscu, najpewniej pozostawiono by je samo sobie i to przyroda zadecydowałaby o jego dalszym losie. W przypadku miejskiego parku jest inaczej.

– Musimy je teraz zbadać, a gdyby się okazało, że drzewo nie jest bezpieczne i nie spełnia wymogów obowiązujących w przestrzeni publicznej, niewykluczone, że klon trzeba będzie wyciąć – usłyszeliśmy od jednej z miejskich urzędniczek. Na razie jednak – podkreśliła – zanim o stanie drzewa nie wypowiedzieli się eksperci, sprawa nie jest jeszcze przesądzona. Gdyby jednak taka wycinka okazała się konieczna, najpierw Rada Miejska, po zaopiniowaniu projektu stosownej uchwały przez RDOŚ, będzie musiała zdjąć z pomnikowego klonu ochronę, jaką objęto go w 2020 roku.

Grab i głaz

Warto przypomnieć, że w stosunkowo niewielkim parku za bielskim ratuszem oprócz wspomnianego klonu polnego zobaczyć można jeszcze dwa inne pomniki przyrody. Jeden z nich to wiekowy grab, a drugi to znaleziony na terenie Straconki granitowy głaz narzutowy (tak zwany pomnik przyrody nieożywionej), jaki dotarł pod Beskidy wraz z lodowcem jakieś pół miliona lat temu.

google_news