Miał zaledwie 17 lat, gdy musiał podjąć kluczową dla swej przyszłości decyzję. Mógł przejąć gospodarstwo po ojcu albo pozwolić, by rodzina wydzierżawiła lub sprzedała ziemię, pozbyła się bydła, trzody chlewnej i maszyn rolniczych. Ale wybór nie był trudny. Karol Pernal od dziecka uwielbiał pomagać tacie w polu i oborze, toteż nie miał wątpliwości, że praca na roli jest właśnie tym, co pragnie w życiu robić.
W Kopytówce pozostało niewiele osób trudniących się uprawą ziemi i hodowlą zwierząt gospodarskich. Te, które zajmowały się tym przez długie lata, z racji podeszłego wieku lub złego stanu zdrowia już tego poniechały, zaś młodzi nie garną się do gospodarowania na roli. Albo na dobre opuścili rodzinną wioskę, albo nadal w niej mieszkają, lecz pracują w miastach. Karol Pernal jest wyjątkiem. Rolnictwo zawsze było jego pasją i pozostało nią również wtedy, gdy już dobrze poznał jego trudy – nie tylko ciężar pracy, ale także zmagania ze zmienną aurą, dziką zwierzyną niszczącą plony i spadającymi cenami skupu zbóż.
Był jeszcze uczniem, gdy przyszło mu samodzielnie prowadzić gospodarstwo odziedziczone po ojcu. – Starszego rodzeństwa w najmniejszym stopniu to nie pociągało, więc byłem jedyną osobą, która mogła przejąć pałeczkę i kontynuować rodzinną tradycję. Wprawdzie brat i siostra razem z mamą pomagali mi w pracy na roli i zresztą nadal to robią, ale gdyby tylko do nich należała decyzja, gospodarstwo zostałoby zlikwidowane. A ja bez niego nie potrafiłbym żyć. Nic nie daje mi więcej radości niż obserwowanie, jak wysiane ziarno wypuszcza kiełki, rośliny rosną i dają plony, rodzą się cielęta i prosięta – opowiada Karol Pernal, najmłodszy rolnik z Kopytówki.
Uprawia dwanaście hektarów ziemi, choć własnych ma niecałe dwa. Większość dzierżawi od ludzi, którzy nie mają już sił, czasu lub chęci, by gospodarować na roli. Hoduje bydło opasowe, a także trzodę chlewną, choć powoli z niej już rezygnuje. Chów świń jest bowiem coraz mniej opłacalny. Na polach sieje zboża i sadzi ziemniaki. To właśnie z uprawy kartofli Karol Pernal słynie najbardziej, gdyż są ekologiczne, nawożone głównie obornikiem, a dzięki temu bardzo smaczne.
Początkowo rolnictwo godził z nauką w szkole, potem z etatem w jednej ze skawińskich firm. Dopiero nieco ponad rok temu, gdy gospodarstwo rozrosło się do obecnych rozmiarów, całkowicie mu się poświęcił. – Bywało, że po powrocie z nocnej zmiany mogłem się przespać tylko dwie godziny, po czym musiałem usiąść na ciągnik i ruszać w pole. Wieczorem wracałem do domu, coś zjadłem i znów jechałem na całą noc do pracy w Skawinie. W pewnym momencie zabrakło mi sił, by dalej to ciągnąć. Czasem po prostu zasypiałem na stojąco – wspomina.
Jest w stanie utrzymać się z gospodarstwa, które prowadzi, lecz pieniędzy wystarcza mu tylko na skromne życie. – Gdybym chciał założyć rodzinę, musiałbym uprawiać o wiele więcej hektarów. Na razie nie mam żony ani nawet narzeczonej, ale mimo wszystko myślę o pozyskaniu kolejnych gruntów i rozszerzeniu działalności. Zwłaszcza w kierunku hodowli bydła i uprawy ziemniaków, bo jedynie to przynosi jakieś dochody – wyznaje dwudziestosześcioletni obecnie Karol Pernal. Liczy na to, że kiedyś spotka kobietę, która zechce dzielić z nim trudy życia rolnika, ale zdaje sobie sprawę, iż nie będzie to łatwe.
Sto lat temu dwunastohektarowe gospodarstwo byłoby sporym atutem w oczach potencjalnych partnerek, dziś jednak skutecznie je odstrasza. Dziewczęta, którym młodzieniec wpadł w oko, szybko traciły zainteresowanie, gdy poznały źródło jego utrzymania. – Doskonale wiedzą, jak ciężka i wymagająca jest praca rolnika. Nie ma wolnych weekendów i świąt, bez względu na porę roku. O wypoczynkowych wyjazdach można tylko pomarzyć, nawet w zimie, bo kto zajmie się zwierzętami gospodarskimi? Trzeba je karmić i doglądać kilka razy dziennie – mówi mężczyzna.
W ubiegłym roku podczas gminnych dożynek w Sosnowicach panie z Koła Gospodyń Wiejskich w Kopytówce zapowiedziały, że w trosce o jego życie osobiste zgłoszą go do programu „Rolnik szuka żony”, ale Karol Pernal wzbrania się przed takim rozwiązaniem. Nie zamierza zabiegać o względy kobiet na oczach telewidzów. – W ten sposób na pewno nie znajdę dziewczyny, która obdarzy mnie uczuciem i będzie podzielać moją miłość do ziemi – podkreśla. Jedno wie na pewno – z gospodarowania na roli nie zrezygnuje nigdy, nawet jeśli będzie to oznaczało samotność. – Choć rolnictwo jest ciężkim kawałkiem chleba, robię to, co kocham, a praca przynosi mi satysfakcję i radość. To dla mnie ważniejsze niż wysokie zarobki. Koledzy dziwią się mojemu wyborowi, ale ja jestem szczęśliwy – zapewnia.