Ich stroje nie błyszczą kolorowymi zapaskami, wyszywanymi serdakami ani różnobarwnymi wstążkami. Za to wiernie odzwierciedlają kreacje mieszkanek wioski sprzed ponad wieku.
Było gorące lato 1914 roku. Ze świata dochodziły wieści o nadchodzącej wojnie. Cesarz Franciszek Józef I ogłosił mobilizację. Michał niebawem miał się stawić się na dworzec kolejowy w Wadowicach, gdzie wyznaczono zbiórkę rekrutów. Razem z żoną Marią postanowili, że zanim wyruszy na front przelewać krew za Austrię, pozwolą sobie na ekstrawagancję – pójdą do fotografa. Maria włożyła najlepszą suknię, a na szyję zarzuciła pięć sznurów korali. Córeczkę ubrała w białą sukienkę i o wiele za duże buty zrobione przez szewca „na wyrost”. Michał założył płaszcz wzorowany na „pańskim” surducie i elegancki filcowy kapelusz. Małżonkowie nie wiedzieli wówczas, że po wielu latach strój Marii będzie szczegółowo analizowany przez mieszkańców Jaroszowic i stanie się wzorcem do naśladowania.
Nie wiadomo czy powyższe wydarzenia ściśle odpowiadają prawdzie historycznej, nie ulega natomiast wątpliwości, że ponadstuletnia fotografia była impulsem dla działaczek Stowarzyszenia Rozwoju Wsi „Pod Jaroszowicką Górą”, by opracować projekt kobiecego regionalnego stroju. – Data wykonania zdjęcia nie podlega dyskusji – twierdzi Anna Łopata, członkini Stowarzyszenia. – Fotografia która posłużyła jako wzorzec przedstawia Marię i Michała Grzybów, prawdopodobnie z córką Zosią. Michał Grzyb zginął podczas I wojny światowej, stąd pewność, że fotografia ma więcej, niż 100 lat. Natomiast Maria powtórnie wyszła za maż, poślubiając Łopatę, dziadka mojego męża. O ile data wykonania fotografii nie budzi wątpliwości, to nie wiadomo, który wadowicki artysta-rzemieślnik uwiecznił rodzinę na zdjęciu. W tym czasie w mieście funkcjonowały bowiem trzy pracownie fotograficzne – dodaje jaroszowianka.
OD POMYSŁU DO REALIZACJI
Członkinie Stowarzyszenia długo rozwiązywały dylemat, jak regionalny ubiór ma wyglądać. – Popularny w regionie strój krakowski nijak się ma do tradycji Jaroszowic – twierdzi Maria Nowak, prezes Stowarzyszenia. – Nasza wioska leży na pograniczu regionu babiogórskiego i krakowskiego. Nie jesteśmy góralami ani też lachami, jak niegdyś nazywano mieszkańców miejscowości położonych u stóp Beskidów. Zachowane dawne fotografie jednoznacznie pokazują, że odświętny strój w naszym regionie był inny, niż w Krakowie czy Żywcu. Zdjęcie rodziny Grzybów przesądziło o wyborze kroju. Wiele szczegółów ubioru dostarczyła także fotografia Emilii Wojtyły, trzymającej na kolanach przyszłego papieża. W przekonaniu, że strój mieszkanek Jaroszowic był odmienny od ubiorów kobiet znad Wisły czy spod Babiej Góry, utwierdziła nas wizyta w Muzeum Etnograficznym w Krakowie i rozmowa z tamtejszymi specjalistami. Z pomocą pospieszyło Muzeum Miejskie w Wadowicach, zaś kropkę nad „i” postawił mieszkający w Jaroszowicach historyk Konrad Meus, pracownik naukowy Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie, pozytywnie opiniując przygotowany przez nas projekt odświętnego regionalnego stroju – podkreśla prezes.
Wyzwaniem dla działaczek Stowarzyszenia był również dobór kolorów. Fotografie sprzed wieku są czarno-białe bądź w sepii, toteż posiłkowano się opisami ubrań w literaturze. – Zrezygnowaliśmy z ciężkich tkanin jakie były używane w tamtym czasie na rzecz materiałów współczesnych – mówi Ewa Brańka, wiceprezes Stowarzyszenia. – Natomiast wiele uwagi poświęciliśmy kolorystyce stroju. Baliśmy się przesady, wszak nasze praprababcie mieszkające na prowincji miały ograniczone możliwości wyboru towaru. To nie mogła być feeria barw, a kolory na miarę ówczesnych możliwości. Jednakże wyszliśmy z założenia, że kobiety dawniej także pragnęły wyglądać inaczej, niż znajoma czy sąsiadka, stąd bluzki i spódnice oraz zdobienia współczesnych strojów regionalnych są w różnych kolorach – dodaje.
Gdy projekt zyskał akceptację członkiń Stowarzyszenia oraz specjalistów, rozpoczęto poszukiwania krawcowej, której nieobce są techniki stosowane przez prababcie. – Dotarliśmy do pracowni krawieckiej Stanisławy Zemlik w Skawicy – wspomina prezes. – To prawdziwa mistrzyni nożyczek potrafiąca na podstawie fotografii prześledzić przebieg szycia. Buty tradycyjną metodą wykonali szewcy z firmy ze Stanisławia Górnego.
PIENIĄDZE TO NIE WSZYSTKO
Fotografia sprzed ponad stu lat wskazuje, że rodzina Grzybów była zamożna. Sznury korali, eleganckie obuwie, materiały w bardzo dobrym gatunku – świadczą o tym między innymi pięknie układające się rękawy sukni oraz trzewiczki dziecka. Współczesny odpowiednik ubioru sprzed wieku również sporo kosztuje. – Jeden komplet to wydatek 820 złotych – informuje Maria Nowak. – Połowę kosztów pokryła „wydeptana” po długich staraniach dotacja Urzędu Wojewódzkiego. Na resztę kosztów poszły nasze prywatne pieniądze. Obecnie mamy 10 kompletów strojów regionalnych, a staramy się o następne 7.
Po raz pierwszy członkinie Stowarzyszenia Rozwoju Wsi „Pod Jaroszowicką Górą” zaprezentowały się w strojach regionalnych podczas ubiegłorocznych dożynek. – Zostałyśmy przyjęte entuzjastycznie – wspomina Bogumiła Kołek, członkini Stowarzyszenia. – Każdy element stroju był analizowany, dopytywano się o szczegóły. Podobnie było przy innych okazjach, między innymi podczas spotkania z jaroszowickimi seniorami oraz na pikniku. Cieszymy się, że udało nam się wskrzesić i podtrzymać tradycję, co we współczesnych, zagonionych czasach nie jest łatwe – podkreśla jaroszowianka.