Wydarzenia Bielsko-Biała

Leśna świątynia

Obok tego miejsca nie sposób przejść obojętnie. Z polany tuż pod szczytem Wysokiego, wznoszącego się nad Jaworzem, rozciąga się piękny widok. Teraz widać stąd kościół ewangelicki. Jednak w XVII wieku miejscowi ewangelicy, prześladowani i pozbawieni miejsc kultu, właśnie w tym górskim zakątku wybudowali swoją tajemną świątynię. W zboczu wydrążyli stopnie i ułożyli kamienie, tworząc leśny kościół dla pół tysiąca wiernych, kształtem przypominający amfiteatr. Teraz spotykają się tam raz w roku na nabożeństwie z szacunku dla własnej historii i tożsamości. Niektórzy mawiają, że jeszcze słychać modlitwę tych, którzy gromadzili się tu przed wiekami.

Na polanie

Leśny kościół na Polanie niemal w każdym wywołuje wielkie i osobliwe wrażenie, choć przecież nie jest typową budowlą sakralną. Sprawia, że wędrujący górskim szlakiem nagle czuje, jakby przeniósł się do zupełnie innego świata. Niżej podpisany poznał to miejsce podczas samotnego nocnego spaceru, a długie stopnie tworzące swoisty amfiteatr na zboczu góry zobaczył, gdy na chwilę wyłoniły się z gęstej mgły. To obraz, który pozostaje w pamięci.

Wysokie (756 m n.p.m.) to szczyt w paśmie Błatniej, mieszący się na szlaku między tym popularnym celem wędrówek a wapienicką zaporą. Z Jaworza można tu dojść między innymi przez Borowinę (720 m n.p.m). Przebiega tu granica administracyjna Bielska-Białej. Na zboczu opadającym w stronę Jeziora Wielka Łąka mieści się rezerwat przyrody „Jaworzyna”. Po drugiej stronie jest leśny kościół, ledwie kilka minut drogi od niebieskiego szlaku turystycznego. W wielu przekazach i na mapach funkcjonuje on jako „Uroczysko kultowe”, na co obruszają się ewangelicy, tłumacząc, że choć osobliwy, był to prawdziwy kościół i na poły pogańskie określenia nie mają żadnych podstaw. Sami nazywają go „Leśnym Kościołem na Polanie”.

Na fali kontrreformacji

Nie można wskazać dokładnej daty wybudowania śródleśnej świątyni. Wiadomo jednak, że powstała w drugiej połowie XVII wieku, gdy na fali kontrreformacji wzmogły się prześladowania protestantów. Zostali pozbawieni kościołów. Tak też w 1654 roku stało się z kościołami ewangelików w Jaworzu i Jasienicy. Nie osłabiło to jednak wiary, a wręcz sprawiło, że dla niej wierni byli gotowi do dużo większych poświęceń. Zaczęli budować leśne kościoły, czyli tajemne miejsca swoich spotkań. Powstały nie tylko na zboczu Wysokiego, ale też na Równicy, w Cygańskim Lesie czy w Bukowej.

Więcej światła na temat jaworzańskiej świątyni udało się rzucić dopiero niedawno. Wszystko dzięki opisowi Waltera Kuhna w opracowaniu „Geschichte der Deutschen Sprachinsel Bieliz (Schliesen)” z pracy zbiorowej Ludwiga Petry i Josefa J. Menzela z 1981 roku. Leśny kościół przedstawił tak: „Wzniesienie składające się z trzytopni, które jeden nad drugim wybrane zostały na mocno stromym stoku w ziemi. Każdy stopień jest szeroki na blisko metr i wysoki od pół do trzech czwartych metra oraz długi na około trzydzieści metrów. Zostały one starannie wyłożone płaskimi kamieniami i z obu stron ograniczone poprzez prowadzące w górę ścieżki. Także i przez środek tegoż miejsca biegła taka poprzeczna ścieżka. Stanowisko to mogło zapewnić co najmniej pięciuset osobom miejsca siedzące. Miejscem dla kaznodziei była prawdopodobnie niżej położona ambona. Że się tu rozchodzi o „kościół” służący ewangelickim tajnym zgromadzeniom, prawdopodobnie w celu zbiorowych spotkań w lasach, świadczy wzmianka jasienickiego proboszcza w sprawozdaniu z roku 1671 oraz istniejące przekazy, na podstawie których Alfred Karasek z Wapienicy miejsce to zidentyfikował, oznaczył i opisał”. Autor przytacza też wzniosły opis Alfreda Karaska: „Na tym uroczysku był kościół bez murów i dachu. Siedzenia i ołtarz były w ziemi wybrane i wychodziło się do góry między trzynastoma stopniami. W miejscu tym znajdowali prześladowani ewangelicy pocieszenie, tworzyli kościół i przyjmowali wieczerzę Pańską. Wierzyli, że w dniu sądu ostatecznego powstanie w tym miejscu przepiękna, ogromna świątynia i cały naród, który się tam schroni ujdzie przed karą boską”.

W konspiracji

O tym, jak w praktyce wyglądało życie parafii w leśnych warunkach, mówią księża ewangeliccy z Jaworza. Wskazują jaką siłę stanowili ewangelicy na tym terenie. – Z pewnej wzmianki wynika, że gdy katolicy przejmowali kościół w Jaworzu, to nie było komu przekazać klucza do świątyni i trzeba było zaprzysiąc… ewangelika – mówi ksiądz Władysław Wantulok, proboszcz Parafii Ewangelicko-Augsburskiej w Jaworzu.

Po ogłoszeniu przez cesarza austriackiego Józefa II tzw. patentu tolerancyjnego, w 1781 roku ewangelicy ze Śląska Cieszyńskiego mogli w swoich miejscowościach budować domy modlitwy (bez wieży i dzwonów). Musiało się znaleźć pięćset rodzin ewangelickich, z czym w Jaworzu nie było problemu. – 12 marca 1782 roku, czyli tuż po okresie prześladowań religijnych, aż dziewięćset osób przystąpiło tu do sakramentu komunii świętej. Dowodzi to tego, że świadomość mieszkańców odnośnie tego kim są, musiała być bardzo duża – ocenia proboszcz.

Wcześniej jednak ewangelicy musieli sobie radzić w dużym stopniu w ukryciu. – Ewangelizm był tu tak mocno osadzony, że raczej nie było zupełnej konspiracji – uważa ksiądz Andrzej Krzykowski, proboszcz pomocniczy jaworzańskiej parafii. – Szli głęboko w las, to nikt ich nie śledził. Kiedyś na szczyt nie było takiej „leśnej autostrady” jak dzisiaj – uśmiecha się proboszcz. – Niemniej jednak zagrożenie istniało i zdawali sobie sprawę, że nie jest to legalne. Gdyby znalazł się jakiś nadgorliwiec, to mogłyby być problemy – dodaje.

Nie było możliwości odprawiania nabożeństw co tydzień. – Ewangelicy ukrywali w domu Biblię i śpiewnik, więc mogli się modlić i śpiewać. Brakowało im jednak komunii świętej. W luterańskim kościele tego sakramentu nie może udzielać osoba świecka. Dlatego w lesie odbywały się pełnoprawne nabożeństwa. Problem polegał na tym, że tylko od czasu do czasu – gdy na przykład ze Słowacji lub Węgier przybywał tu przez góry kaznodzieja. Informacja o tym rozchodziła się wtedy pocztą pantoflową i wszyscy szli do lasu – mówi ksiądz Władysław Wantulok. Zdaniem proboszcza pomocniczego, znając ewangelicką pobożność, kościół z pewnością został poświęcony i w pełni zasługiwał na to miano, choć nie miał ani dachu, ani nawet muru.

Odkryty na nowo

Na 1782 rok datuje się powstanie dzisiejszej parafii ewangelickiej w Jaworzu. Wtedy też ruszyła budowa kościoła. Tym razem w centrum miejscowości. Miesiąc temu odbyło się uroczyste nabożeństwo w 235. rocznicę jego powstania. Ewangelicy dysponowali już świątynią z prawdziwego zdarzenia, więc z czasem leśny kościół ukrył się w gęstwinie, choć pamięć o nim ciągle żyła w przekazach ustnych. W 2000 roku nastąpił przełom i odkryto go na nowo. Jak opowiada Ryszard Stanclik z Towarzystwa Miłośników Jaworza, i ta organizacja miała w tym swój udział. Wykarczowano krzaki, po czym odnaleziono ślady kamiennych stopni. Dokonano tylko niewielkiej odkrywki stopni, a całą resztę pozostawiono pokrytą ziemią i porośniętą trawą. Okazało się, że nie ma sensu odkrywać kamiennych ław, bo łatwo się kruszą. Jednak dzisiaj wyryte stopnie są bardzo łatwo zauważalne i nie trzeba dużej wyobraźni, by dostrzec kształt amfiteatru zbudowanego na wzór starożytny, mieszczącego nawet pół tysiąca osób. Nie odnaleziono kamiennego ołtarza, który zapewne się tu znajdował.

Stosunkowo szybko wytyczono z Jaworza ścieżki do leśnego kościoła, a samą świątynię oznakowano. Jest nawet tablica informująca o najważniejszych faktach historycznych. Raz w roku parafia dba o to, by teren został wykoszony. Wreszcie, wciągnięto leśny kościół na listę zabytków.

Raz w roku

W końcu nadszedł też moment, że pod szczytem Wysokiego znowu ewangelicy zaczęli się zbierać na nabożeństwach. – Takie było zapotrzebowanie i tego oczekiwali parafianie – zaznacza proboszcz. Nabożeństwo odbywa się raz w roku – 15 sierpnia o 11.00. O bezpieczeństwo wiernych dbają ratownicy Grupy Beskidzkiej Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego, którzy przyjeżdżają tu terenówką. To ważne, bo na górę wędrują też seniorzy, a to środek lata, bywa upalnie. – Wędrujemy sporą grupą, ale do leśnego kościoła ludzie docierają też innymi drogami. Na nabożeństwo zapraszamy każdego, kto ma tylko ochotę w nim uczestniczyć. Bywa, że są z nami przypadkowi turyści, którzy szli na Błatnią, a zainteresowali się tym, że ktoś śpiewa pod szczytem Wysokiego. Specjalnie przyjeżdżają tu też ludzie nawet z drugiego końca województwa. W sumie na nabożeństwie jest od dwustu do trzystu osób – mówi proboszcz i dodaje żartobliwie, że pogoda jest zawsze gwarantowana. Ale zdarza się, że wędrówka jest trudniejsza z powodu lejącego się z nieba żaru. Bywało, że termometry wskazywały grubo ponad 30 stopni. – Nabożeństwo jest w zasadzie zwyczajne, choć jego szczególność wynika z wyjątkowej atmosfery tego miejsca. Nie ma instrumentów, więc – nawiązując do tamtego czasu – śpiewamy a cappella – tłumaczy ksiądz Andrzej Krzykowski.

Słychać dzwony…

Wierni i sami księża podkreślają wymiar duchowy i symboliczny nabożeństw na zboczu góry. Będzie tym bardziej znaczący podczas tegorocznego nabożeństwa – w pięćsetną rocznicę reformacji. Niegdyś ewangelicy zostali zmuszeni do odprawiania nabożeństw w środku lasu. Dzisiaj z polany widzą Jaworze, a w jego centrum swój murowany kościół. I nawet do ich uszu dobiega dźwięk kościelnych dzwonów, bijących co kwadrans oraz o pełnej godzinie. Czują wtedy, że silna wiara potrafi zdziałać wszystko, nawet przezwyciężyć wielopokoleniowe prześladowania. – To szczególne przeżycia. Idąc w górę możemy poczuć to, co ci, którzy pielgrzymowali na górę Syjon. I trafiamy do miejsca, które tak wiele mówi o naszej historii i tożsamości – mówi ksiądz Władysław Wantulok.

Leśny kościół to szczególny zakątek nie tylko dla ewangelików. To również jeden z ulubionych celów wędrówek katolików. Najlepszym przykładem jest ksiądz Jacek Pędziwiatr, rzecznik Kurii Diecezji Bielsko-Żywieckiej Kościoła katolickiego, zapalony biegacz górski. Gdy wędruje lub biegnie niebieskim szlakiem między Wapienicą a Błatnią, często z niego zbacza, by udać się na śródleśną polanę. Szczególnie wtedy, gdy towarzyszy mu większa grupa nieznająca tajemnicy tego miejsca. Czasem biegnie też prosto na polanę szlakami z Jaworza. W sumie odwiedził ją już kilkanaście razy.

– Warto tu wstąpić przynajmniej z dwóch powodów. Rozciąga się tu piękny widok na Jaworze i część Bielska, a przy dobrej pogodzie – na ładny kawałek Śląska. Co więcej, człowiek czuje się tu rzeczywiście jak w kościele. Te ławy przygotowane do siedzenia przypominają grecki amfiteatr. Wokół są drzewa i czuje się, jakby się było w zamkniętej przestrzeni – opisuje. – Będąc tutaj trzeba pamiętać, że jest się w miejscu modlitwy. I to niezależnie od tego, jaką religię się wyznaje. W dramatycznych czasach trudnych konfliktów religijnych ludzie szukali tu przecież schronienia. Jednak zawsze wszyscy zachowują się tu cicho, bo czuć atmosferę sacrum. Tutaj się można uspokoić i zadumać. Zdarzyło mi się tu przeczytać fragment Ewangelii. Z innymi osobami modliłem się tutaj także za jedność chrześcijan – dodaje ksiądz Jacek Pędziwiatr.

…i modlitwę

– To piękne słowa. Możemy wszyscy sobie życzyć, żeby zawsze tak było. Rzeczywiście, to odpowiednie miejsce i do odpoczynku, i do modlitwy – proszenia o to, by nie było czasu zaślepienie i występowanie chrześcijan przeciwko sobie – stwierdza proboszcz jaworzańskiej parafii.

Ksiądz Władysław Wantulok przytacza słowa, które utkwiły mu w pamięci: – Ktoś kiedyś pięknie powiedział, że w ciszy tego miejsca można usłyszeć modlitwę ludzi, którzy niegdyś się tu gromadzili.

google_news