Wydarzenia Cieszyn

Letnia przechadzka do źródła najbardziej cieszyńskiej z rzek, czyli szukając śladów Złotogłowca

Fot. Witold Kożdoń

Woda ze źródła Olzy ma ponoć cudowną moc. W baśni Gustawa Morcinka o Złotogłowcu, potężnym królu wszystkich węży, ożywiła rajską jabłonkę na Baraniej Górze. Tego lata napiłem się więc ze źródła Olzy. Woda była zimna, ale nic specjalnego się nie wydarzyło. Nie wiem, może coś pokręciłem…

Legenda głosi, że Złotogłowiec żył na stokach Gańczorki, dawniej porośniętej prastarą, karpacką puszczą. Jego łuski mieniły się w blasku księżyca, a na jego głowie lśniła piękna, szczerozłota korona. Nikt nie miał mocy, by go zabić, bo gdy tylko zagwizdał, na odsiecz z okolicznych lasów przybywał cały legion węży, jaszczurek i żab. Wielu śmiałków próbowało za to zdobyć jego koronę. Przekonywali się jednak, że nie tak łatwo było przechytrzyć mądrego węża.
Złotogłowiec pokazuje się ludziom w noc św. Jana, kąpiąc się w najgłębszym plosie w Olzie u jej źródeł. I wtedy lepiej nie zapuszczać się pod Gańczorkę. Zwłaszcza że na ludzi czyhają tam również inne złe moce. No, ale jesteśmy przecież już za półmetkiem lata… Takie myśli towarzyszyły mi, kiedy zatrzymywałem samochód na parkingu obok boiska sportowego i kompleksu rekreacyjnego na Zaolziu.

Na Śląsku Cieszyńskim mamy dwa Zaolzia. Jedno czeskie, a drugie istebniańskie. To drugie – jak przeczytamy w przewodniku – tworzy północną część Istebnej, położonych w odniesieniu do „dziedziny” pod Złotym Groniem za Olzą. Istebniańskie Zaolzie obejmuje szereg osiedli usytuowanych na południowych zboczach głównego grzbietu Beskidu Śląskiego. W XXI stuleciu ta część Trójwsi Beskidzkiej gwałtownie się zmienia, stając się turystyczną wizytówką nie tylko Istebnej, ale całego Beskidu Śląskiego. Szkoda jedynie, że zmiany nie objęły dawnego schroniska „Zaolzianka”, które od lat stoi puste i niszczeje.

Fot. Witold Kożdoń

Współcześnie istebniańskie Zaolzie znane jest przede wszystkim za sprawą działających tam na stoku Złotego Gronia ośrodków narciarskich. Z kolei latem dolina Olzy to raj dla rowerzystów i piechurów. Biegnie tamtędy zielony szlak turystyczny z wiślańskiego Stożka na Baranią Górę, ale oznaczonymi ścieżkami dostaniemy się także na Kubalonkę, Stecówkę czy Ochodzitą w Koniakowie. Dodatkowo, wytyczono tam również żółto-biały szlak spacerowy do źródła Olzy. Cała trasa liczy sześć kilometrów, a wędrówka do źródła rzeki zajmuje nieco ponad godzinę.

Ścieżka rozpoczyna się przy dawnym schronisku „Zaolzianka” i początkowo prowadzi w kierunku Koniakowa (razem z żółtym szlakiem turystycznym). Po około 300 metrach główna droga, a z nią żółty szlak turystyczny skręcają w prawo, my zaś podążamy dalej prosto. Mijamy szlaban, a z prawej strony towarzyszy nam szemrząca Olza. Szlak cały czas prowadzi asfaltową, leśną drogą, co ważne zamkniętą dla ruchu samochodowego. Dzięki temu idealnie nadaje się na rowerową przejażdżkę czy niedzielny spacer.

W trakcie przechadzki ponad koronami drzew możemy podziwiać masyw Gańczorki i Tynioka. Dużą atrakcją jest także zbiornik retencyjny „Olza”. Za sprawą Nadleśnictwa Wisła powstał on w miejscu istniejącej dawniej tzw. klauzy wodnej (czyli budowli hydrotechnicznej przeznaczonej do piętrzenia wód rzeki lub potoku w celu okresowej poprawy ich spławności) i Stawów Habsburskich służących do hodowli pstrągów i przede wszystkim do spławu drewna. Współczesny zbiornik ma podobne funkcje jak jego dziewiętnastowieczny poprzednik. Służy głównie do zatrzymywania wody w szczytowej partii gór celem ustabilizowania poziomu wód gruntowych. Prace przy jego (od)budowie trwały w latach 2012-2014 dzięki pieniądzom z Unii Europejskiej. Zbiornik znajduje się na wysokości 646 metrów n.p.m., jego zapora ma 10 metrów wysokości, a największa głębokość to 10 metrów. Maksymalna objętość akwenu wynosi prawie 44 tys. metrów sześciennych wody, a maksymalna powierzchnia zalewu to 1,35 hektara. Obecnie zbiornik jest wyłączony z zagospodarowania hodowlanego, rybackiego i rekreacyjnego.

Fot. Witold Kożdoń

Po krótkim odpoczynku ruszamy więc dalej. Po kolejnych kilkuset metrach docieramy do miejsca, w którym żółto-biały szlak „odbija” z drogi do Koniakowa (przez Tyniok) w leśną przesiekę. Niestety ostatni odcinek wędrówki to strome podejście wprost pod górę. Po kilkunastu minutach stajemy jednak przed głównym źródłem Olzy. Tu wita nas tablica z tekstem pieśni Jana Kubisza „Płyniesz Olzo po dolinie”. Informuje ona, że dotarliśmy do źródła rzeki Olzy „rozgraniczającej państwa, ale łączącej Śląsk Cieszyński”. Do dyspozycji mamy tam ławeczki. Do tego możemy ugasić pragnienie czystą, smaczną wodą prosto ze źródła, a także rozkoszować się panoramami Trójwsi Beskidzkiej i dalej Beskidu Morawsko-Śląskiego.

Będąc u celu, warto jednak pamiętać, że Olza – podobnie jak Wisła – ma kilka źródeł. Wypływają one ze zboczy Gańczorki, Karolówki i Tynioka na wysokości 840-880 metrów. Do tego rzeka tylko przez pierwszych 16 kilometrów płynie w Polsce. W Jasnowicach przekracza granicę i staje się czeską. Z kolei w środkowym biegu, na odcinku ponad 25 kilometrów, stanowi granicę między Polską a Republiką Czeską. Ostatecznie, po 99 kilometrach, uchodzi do Odry na północ od Bogumina, koło polskiej wsi Olza.

Fot. Witold Kożdoń

Po odpoczynku i „pstryknięciu kilku fotek na fejsa” zdecydowana większość turystów wraca do drogowskazu poniżej. Tam – jeśli chcą dotrzeć na Zaolzie – schodzą leśną przesieką i wracają asfaltową drogą, którą przywędrowali. Z kolei jeżeli ich celem jest Koniaków lub na przykład schronisko PTTK na Przysłopie, skręcają w lewo i kierują się w stronę niebieskiego szlaku turystycznego ze Zwardonia na Baranią Górę. My natomiast wybraliśmy jeszcze inny wariant. Sprzed źródła Olzy ruszyliśmy przez „łany” borowiny prosto w górę na szczyt.

Gańczorka to wyraźna, ale prawie w całości zalesiona góra w głównym grzbiecie Beskidu Śląskiego. Jej wierzchołek wznosi się na wysokość 909 metrów. Według lokalnego podania nazwa pochodzi od garncarza („gańczorza”), który miał tam żyć w samotności i ostatecznie popełnić samobójstwo. Nic dziwnego, że inne podania przekonują, iż było to miejsce tracenia skazańców i grzebania samobójców. Gańczorkę lubiły też odwiedzać diabły i czarownice. Miała się tam ponadto znajdować jaskinia, w której swe skarby ukrył Złotogłowiec. Żeby się o tym przekonać, trzeba spędzić na szczycie Noc Świętojańską, tyle że świadomi sprawy starzy górale przekonują, iż po takim doświadczeniu można już nie być sobą. A wtedy, jak ostrzega Gustaw Morcinek, nawet przytulia nie pomoże…

google_news