Niewiele osób zdaje sobie sprawę, że w Zamarskach, jednym z sołectw gminy Hażlach, mieszka… Magda Gessler! Ta „Magda stela” nie ma co prawda burzy loków i nie rzuca talerzami, ale za to bije od niej dobroć, serdeczność i babcine ciepło. I gotuje równie dobrze co jej warszawski „odpowiednik”. Mowa o Stanisławie Fignie, laureatce tegorocznej cieszynianki, od lat przez koleżanki z Koła Gospodyń Wiejskich nazywanej „Magdą Gessler”.
O tym, że pseudonim pasuje idealnie, mogę się przekonać od razu po przekroczeniu progu jej domu. Czeka na mnie stół zastawiony smakowicie wyglądającymi potrawami. Przy herbacie, kawałku ciasta i rewelacyjnej sałatce (dostałam przepis!) Stanisława Figna opowiada mi nieco o sobie, wciąż skromnie zapewniając, że żadna z niej Magda Gessler… Kulinarna mistrzyni pochodzi z Koniakowa. Gdy miała 18 lat, jej dom rodzinny spłonął i cała rodzina musiała szukać miejsca, w którym mogłaby zacząć wszystko od nowa. – Rodzice uznali, że w górach trudno nam będzie na nowo wybudować dom. Wszyscy nam to zresztą odradzali. Teraz Koniaków wygląda inaczej, ale te kilkadziesiąt lat temu nie było tylu dróg i łatwego dojazdu. Dowiezienie materiału na budowę było nie lada wyzwaniem. Rodzice długo szukali i w końcu wybrali dom w Zamarskach. Mieszkamy tu od 1967 roku – opowiada Stanisława Figna. Znalezieniu domu w Zamarskach towarzyszył zbieg okoliczności, może trochę szczęścia. Rodzice pani Stanisławy zjeździli wiele miejsc, obejrzeli sporo domów i… nic nie znaleźli. W końcu pocztą pantoflową dotarła do nich informacja o domu na sprzedaż właśnie w Zamarskach. Ich rozmowę, gdy wsiadali do autobusu, usłyszał kierowca. Okazało się, że ma kontakt ze sprzedającym ten dom i dowiózł ich na miejsce. Obejrzeli budynek i zauważyli, że z okien rozciąga się widok na beskidzkie szczyty. Mieli swoją namiastkę gór, więc postanowili zostać…
Mieszkanka Zamarsk gotuje, odkąd sięga pamięcią. – Jeszcze kiedy mieszkaliśmy w górach pracowałam w domu wczasowym w Wiśle. Jakoś trzeba było zaczynać, a czasy były różne. Potem po przeprowadzce do Zamarsk zatrudniłam się w spółdzielni produkcyjnej. Pracowałam przy krowach, kurach, a nawet na warsztacie. I tak przez ponad 20 lat… Jak spółdzielnia upadła, musiałam szukać innej pracy. Tak trafiłam do jednego z cieszyńskich barów, gdzie przepracowałam 7 lat. Zawodowo nigdy nie byłam związana z gotowaniem, to moja pasja – opowiada „zamarska Magda”. Mając taki kulinarny talent, musiała związać się z lokalnym Kołem Gospodyń Wiejskich. Działa tam od 1978 roku. Przez 20 lat była również przewodniczącą Rady Kobiet. Nawet po przejściu na emeryturę wciąż pozostaje aktywna. Pokazy kulinarne, konkursy, imprezy, na których udziela się KGW – na Stanisławę Fignę zawsze można liczyć. Wiedzą o tym najbliżsi i do dzisiaj zdarza jej się słyszeć: „Ciociu pomóż!”. Wie o tym także cała zamarska społeczność, która z ochotą zajada różne pyszności przygotowane czy to na imprezę w miejscowej szkole podstawowej, czy z okazji „Świynta Dziedziny”. Na tegorocznym Świyncie do stanowiska, przy którym Stanisława Figna wraz z koleżankami z KGW piekła placki ziemniaczane, ustawiła się długa kolejka. Placki były smażone na blasze, bez tłuszczu, do tego skwarki lub śmietana. Prawdziwa uczta dla podniebienia! Swoimi specjałami rozpieszcza nie tylko w trakcie gminnych imprez, ale również rodzinnych uroczystości. Z naszą bohaterką spotykam się tuż przed świętami, nie wypada więc nie zapytać, co też pysznego znajduje się na jej wigilijnym stole. Pierwszym daniem zawsze jest barszcz czerwony z uszkami, później karp z sałatką i groch na gęsto ze śliwkami. – Popularnej na tym terenie moczki u nas w domu nie było. Jeszcze mieszkając w górach robiliśmy jednak danie, na które mówiło się „bryja”. To coś podobnego do moczki, ale bez piernika. Pozostałe składniki są niemal identyczne – owoce, bakalie. Na stole u nas pojawia się również kapusta z grzybami. Jak jeszcze jadaliśmy kolacje z rodziną syna to gotowałam dwa rodzaje kapusty. My z gór przynieśliśmy tradycję młodej białej kapusty zasmażanej na masełku. Natomiast moja synowa pochodzi z Jastrzębia i zawsze mówiła, że jej mama robiła kiszoną kapustę z grzybami. Żeby z jej tradycji też coś było na stole, robiłam dwa rodzaje kapusty – opowiada Stanisława Figna.
Co najbardziej lubi gotować? Jak mówi, wszystkie potrawy przygotowuje dla przyjemności, więc nie jest w stanie wyróżnić jednej ulubionej. Przyznaje jednak, że nie przepada za pieczeniem ciast. – Do tego trzeba mieć dużo nerwów, cierpliwości. Jeszcze mogę zrobić duże ciasto, ale małe ciasteczka na pewno nie. Teraz mam już chore ręce i takich drobnych, delikatnych rzeczy nie potrafię zrobić. Więcej zniszczę niż zrobię dobrego – śmieje się. Popisowe danie? Wszelkiego rodzaju gulasze i bogracze. Jej zaangażowanie w życie lokalnej społeczności docenili mieszkańcy. W listopadzie została uhonorowana Laurem Srebrnej Cieszynianki. Kiedy pytam o to wyróżnienie, nie potrafi ukryć łez wzruszenia. Mówi, że była tym bardzo zaskoczona i czuje się doceniona. – Uważałam, że mi się nawet nie należy. Ale wszyscy mówią, że nikomu tak jak mi, no to nie wiem… – dodaje skromnie. Nietypowy przydomek został jej nadany kilka lat temu przez koleżanki z KGW. Wszystko zaczęło się od udziału w pokazach kulinarnych. Panie przynosiły książki kulinarne, przepisy, gazety i starały się wymyślać nowe i ciekawsze potrawy. – Koleżanki mówiły wtedy „Stasia, wymyśl coś”. To wymyślałam – mówi. Z takich kulinarnych eksperymentów zawsze wychodziło coś ciekawego i wtedy koleżanki z KGW mówiły do niej: „Tyś jest lepsza od Magdy Gessler!”. I tak już zostało. Jednym z takich eksperymentów była również pyszna sałatka, którą podała mi moja rozmówczyni. To bardzo prosta, ale zaskakująca smakiem sałatka z marynowanych buraków. Powstała w trakcie przygotowań do gminnego pokazu kulinarnego. – Uznałyśmy, że mamy jeszcze mało rzeczy na stole i tak zastanawiałyśmy się, co możemy jeszcze wymyślić. Nagle wpadł mi do głowy pewien pomysł i pobiegłam do domu po marynowane buraki. Świtał mi w głowie jakiś przepis, dorzuciłam trochę własnych składników i tak powstała ta sałatka. Wyszła nam tak dobra, że później jury miało pretensje, że dałyśmy ją poza konkursem – śmieje się. Na szczęście moja rozmówczyni zdradziła mi przepis na słynną sałatkę. Publikujemy go poniżej, aby wszyscy nasi Czytelnicy mogli spróbować ją przyrządzić i poczuć się jak… Magda Gessler.
Buraczana sałatka „Magdy Gessler z Zamarsk”
Co będzie nam potrzebne?
- kilka marynowanych buraków
- jajko ugotowane na twardo
- posiekana surowa cebula
- jogurt
- majonez
- przyprawy (pieprz, sól)
Na początek musimy zamarynować buraki. Kilka umytych buraków gotujemy w całości, ze skorupkami. Po ugotowaniu obieramy i kroimy na małe kawałki. Wrzucamy do słoika i zalewamy dokładnie tak jak na korniszony. Mieszamy wodę z octem. Dodajemy cukier, czosnek, ziele angielskie, liść laurowy, kilka ziarenek gorczycy, pieprzu i przyprawy. Zalane taką miksturą buraki mocno zakręcamy, słoiki jeszcze chwilkę gotujemy i odstawiamy. Buraki będą gotowe nawet w 2-3 dni. Do naszych marynowanych buraków dodajemy pokrojone jajko na twardo, posiekaną cebulkę, odrobinę majonezu i jogurtu. Przyprawiamy do smaku i gotowe!
Zdjęła doczepione włosy .
Co tu komentować, prawdziwa Magda wysiada