– Co się stało z Karambbą? Miała być słodką wizytówką stolicy Podbeskidzia, tymczasem nigdzie jej nie uświadczysz. Chciałem zaprosić na to ciastko znajomych z zagranicy, lecz okazało się, że nigdzie w mieście nie można go już kupić – poskarżył się KRONICE oburzony czytelnik. Od premiery popisowego bielskiego deseru nie minęły jeszcze dwa lata.
Przypomnijmy, że autorski bielski deser miał być jedną z form uczczenia przypadającej w 2021 roku 70. rocznicy połączenia Bielska i Białej w jeden organizm miejski. Obchody rocznicowe były huczne i trwały kilka dni. Jedną z atrakcji była właśnie prezentacja nowego ciastka. Wydarzeniu towarzyszył medialny szum. Receptura bielskiego deseru miała powstać w ramach ogłoszonego przez władze miasta konkursu, lecz ostatecznie opracował go Paweł Mieszała, mistrz cukierniczy z Poznania, któremu władze miasta powierzyły to zadanie.
To, co przygotował, w dużym uproszczeniu można nazwać bezą z kremem o wyszukanym kształcie i wykwintnym smaku. Jednym ciasto od razu przypadło do gustu, inni kręcili głowami. No cóż, o gustach i preferencjach kulinarnych się nie dyskutuje. Ważne, że Karambba – bo tak ciastko zostało nazwane – stała się oficjalnym deserem stolicy Podbeskidzia, z którego – jak zapowiadano – gród nad Białą będzie słynął. Deser miał być powszechnie dostępny w bielskich cukierniach, restauracjach i kawiarniach. Takie przynajmniej było założenie. Cukiernicy chcący go wytwarzać musieli uzyskać od władz miasta specjalny (odnawiany co roku) certyfikat. Chodziło o gwarancję jakości i standardu produktu.
Tylko na zamówienie
Na początku faktycznie ciastko można było kupić i skosztować w wielu bielskich lokalach. Jednak uzyskaniem certyfikatu zainteresowanych było – o czym warto wspomnieć – stosunkowo niewielu bielskich cukierników. Obecnie – twierdzą czytelnicy – deser całkowicie zniknął z oferty działających na terenie miasta cukierni i lokali gastronomicznych. Kupić, a tym bardziej spróbować go w Bielsku-Białej po prostu nie sposób.
Cukiernia „Dawne Smaki” działająca przy ulicy Lipnickiej była pierwszą, która rozpoczęła komercyjną produkcję i sprzedaż deseru. Na ścianie nadal wisi oprawiony w ramkę certyfikat. Gdy pytam o Karambbę, słyszę, że już jej nie sprzedają. Dlaczego? – Nie ma już zainteresowania tym deserem – odpowiada szczerze Patrycja Gacek, szefowa „Dawnych Samów”. Przyznaje jednocześnie, że na początku było istne szaleństwo. Cukiernia przygotowywała dziennie 200, a nawet 300 ciastek. Wszyscy chcieli spróbować Karambbę, ludzi nie odstraszała nawet stosunkowo wysoka cena. W tamtym czasie deser kosztował bowiem 10 złotych, co na „pojedyncze” ciasteczko było niemałą sumką. Mimo to, lokale sprzedające deser na brak klientów nie narzekały. – Niektórzy kupowali po kilka czy nawet kilkanaście ciastek. Kosztowali na miejscu, zabierali do domu, wieźli znajomym, i to nawet daleko za granicę. Wiem, że nasze Karambby docierały nawet do Irlandii. Kupował je Urząd Miasta, zaopatrywały się w nie również działające w Bielsku-Białej kawiarnie i restauracje – mówi Patrycja Gacek, dodając, że co prawda deseru nie ma już w bieżącej ofercie jej cukierni, lecz nadal przygotowywany jest na zamówienie. Co jakiś czas trafia się bowiem klient, który chce kupić większą partię. Takie zamówienie musi bowiem opiewać na co najmniej kilkanaście sztuk, bo – mówiąc w uproszczeniu – jednej Karambby przygotować się nie opłaca. – Ludzie zamawiają je zamiast tortów na rodzinne imprezy, a firmy na spotkania pracownicze, jak chociażby „zakładowe” wigilie – mówi Patrycja Gacek. Dodaje jednak, że takich zamówień nie ma zbyt wielu.
Wysoka cena
Identyczna sytuacja panuje w cukierni „Fantazja”, która również posiada certyfikat na produkcję deseru. – Zainteresowanie Karambbą spadło do zera jakieś pół roku temu – przyznaje ekspedientka, wyjaśniając, że po prostu ludzie przestali o nią pytać. Skoro nie ma chętnych na ten produkt, cukiernia przestała go wypiekać. Jednak i tam deser nadal przygotowywany jest na indywidualne zamówienia, lecz takich zamówień – przyznaje ekspedientka – jest bardzo niewiele.
Trudno powiedzieć, czemu bielszczanie kompletnie stracili zainteresowanie rocznicowym przysmakiem. Może się nim przejedli, a może nie spełniał ich oczekiwań. Może potencjalnych klientów zniechęca wysoka cena (Karambba robiona na zamówienie kosztuje 12 złotych), a może chodzi o coś jeszcze innego. W każdym razie zmarnowano ogromny potencjał drzemiący w tym unikatowym podbeskidzkim produkcie. Wygląda to tak, jakby władze miasta porzuciły rocznicowy projekt, choć na początku tak mocno się w niego zaangażowały i tak wiele zainwestowały w jego przygotowanie i promocję.
Karambba najwyraźniej podzieliła los innego okolicznościowego deseru – warszawskiej Zygmuntówki. Historia powstania obu ciastek jest bardzo podobna. Mają nawet bardzo podobny wygląd i formę. Warszawski deser opracowano w 2009 także w drodze konkursu, ogłoszonego (w tłusty czwartek) przez Biuro Promocji Miasta Stołecznego Warszawa. – Zygmuntówka miała stać się symbolem Warszawy i przyczynić się do jej wypromowania, jednak początkowa popularność ciastka szybko zgasła i jest obecnie trudno dostępne – można przeczytać w Wikipedii
Sprawdźcie stronę cukiernika z Poznania – ciastko bielskie wygląda identycznie jak jeden z jego produktów. Bardzo to ciekawe …
Pomysł z samą ideą spoko, ale… Ciastko nie kojarzy mi się z niczym w naszym regionie, chyba, że z… oscypkiem, albo kawałkiem buncu :))))
Jak robili to urzędnicy to co się dziwić że nie wyszło… Po prostu karamba!
Osobiście mi nie smakowała.
Beza jest w Kawiarni Imbryk… Wczoraj napewno była dostepna… Jestem z Gorzowa Wielkopolskiego i zawsze tam kupuje, jak jestem w Bielsku Białej 🙂
Każdy kto się bierze za handel wie, że dźwignią handlu jest……. REKLAMA……..
Dokładnie ja szczerze się przyznam że mieszkam w Bielsku od 23lat i nigdy w życiu nie słyszałam nic o takich “ciastkach”
Może psuła całość karteczka na bezie?