Wystarczyło 20 minut intensywnego opadu śniegu, a stolica Podbeskidzia stanęła w jednym wielkim korku. Pech chciał, że sypnęło akurat w godzinach szczytu, co spotęgowało efekt kompletnego paraliżu.
W takich sytuacjach można oczywiście przywołać stare hasło, o tym, jak to zima zaskoczyła drogowców, lecz w tym wypadku trudno mówić o zaniedbaniach. Po prostu siła wyższa. Jeśli już to warto zwrócić uwagę, jak w takiej sytuacji zachowywali się kierowcy. Jedni nie bacząc na śliskie szosy gnali jak zawsze inni zachowywali się tak, jakby pierwszy raz w życiu zobaczyli śnieg na jezdni. Efekt był taki, że co rusz dochodziło do niebezpiecznych sytuacji. Do tego piesi otuleni w szale i kaptury, niczym cienie, nie zważając na warunki pogodowe, jak gdyby nigdy nic przemykali pomiędzy samochodami. Tymczasem w takich warunkach, jadąc autem nawet z prędkością 5 kilometrów na godzinę, trudno jest zahamować w miejscu. Na szczęście śnieg szybko przestał padać i sytuacja wróciła do normy. Najgorsze wydaje się jednak jeszcze przed nami. Synoptycy zapowiadają mróz i kolejne opady śniegu. Gdy wszystko co mokre zamarznie, strach będzie jeździć po oblodzonych ulicach . Teraz pole do popisu mają służby odpowiedzialne z utrzymanie dróg. Oby zdążyły usunąć na czas zalegające jeszcze na jezdniach resztki śniegu i wszystko dobrze posypać solą.