Ta historia byłaby jak wiele innych. Dwoje ludzi z różnych rejonów Polski, połączył ich portal społecznościowy, zakochali się w sobie, wzięli ślub, uwili swoje gniazdo i doczekali się córeczki. Na co dzień pracują, oddają się swoim pasjom i stawiają czoła trudnościom. Tymczasem ich miłość nie była od pierwszego wejrzenia, a codziennych trudności mają znacznie więcej niż przeciętni ludzie, bo oboje od urodzenia są niewidomi.
O kąpaniu noworodka, kupowaniu perfum w galerii, sprzątaniu domu, gotowaniu codziennych posiłków i weekendowych wypadach w wykonaniu pary niewidomych opowiadają Ewelina i Sebastian Michałowscy z Bielska-Białej.
Czy to była miłość od pierwszego… dotyku?
Ewelina Michałowska: – Nigdy nad tym w takich kategoriach się nie zastanawiałam. Jest tak samo jak u osób widzących, choć my nie możemy na siebie spojrzeć. Człowiek zwraca uwagę, jaka ta osoba jest, czy mnie wspiera, pomaga, jak się do mnie odnosi. Na pewno ważniejsze są dla nas rzeczy związane bardziej ze sferą psychiczną. Wiadomo, że wygląd też ma znaczenie, ale ta kwestia schodzi na boczny tor. Inne rzeczy wychodzą na pierwszy plan, a przede wszystkim to, czy będę mogła liczyć na tę osobę w trudnych momentach. Z racji tego, że nie jestem stąd, ważne było dla mnie, czy Sebastian pomoże mi trafić gdzieś, gdzie będę chciała, bo nie znam nikogo, nie znam otoczenia i okolicy. Zastanawiałam się czy przeprowadzka z Warszawy nie będzie dla mnie jeszcze większym problemem. Musiałam tam zostawić rodzinę, znajomych i zacząć życie tak naprawdę od nowa.
Decyzja o przeprowadzce była trudna?
Ewelina: – Sebastian był u siebie i nie wywrócił sobie całego życia do góry nogami. Był w bezpiecznej skorupeczce, a ja musiałam się na nowo uczyć wszystkiego. Z resztą do tej pory się uczę, bo wiadomo, że nie wszędzie trafię. Ale zawsze muszę sobie jakoś poradzić. Decyzja o przeprowadzce nie była łatwa i oczywista, bo przeprowadzając się musiałam się liczyć z tym, że nie będę już mogła wrócić. Mieszkałam w swoim miejscu i wszystko znałam.
Czym Sebastian przekonał? Tym wsparciem?
Ewelina: – Na pewno zaradnością. Tu pomoże, tam podpowie, takim jak na osobę niewidomą dużym zrehabilitowaniem, umie ugotować obiad, umie posprzątać, coś ogarnąć. To ma duże znaczenie, bo wiele osób niewidomych, które poznałam, bardzo często polega na najbliższych, mieszka z rodzicami, wielu rzeczy nie potrafi i za bardzo nie dąży do tego, żeby się uczyć. Nie mówię oczywiście, że wszyscy, bo środowisko jest różne. Każdy ma jakąś historię życia i jakieś lęki, więc wszystkich nie można włożyć do jednego worka. Niemniej jednak mam dużo znajomych, którzy pozakładali rodziny, poprzeprowadzali się i choć nie mają dzieci, są w długoletnich związkach.
Usamodzielnienie się, to najtrudniejszy etap?
Ewelina: – To na pewno. Sama pamiętam, jak mieszkałam z rodzicami, a później przeszłam na swoje mieszkanie komunalne. Rodzice czy rodzeństwo mieszkało niedaleko, więc zawsze mogłam liczyć na kogoś. Do mnie jednak należało, żebym posprzątała, ugotowała, zrobiła zakupy. Takich rzeczy trzeba było się nauczyć. Nie czuło się dyskomfortu, bo można było poprosić rodzinę o pomoc. Tu nie mam nikogo z bliskich. Tu muszę liczyć sama na siebie, ewentualnie osobę znajomą, asystenta osoby niepełnosprawnej z projektu, czy panią z MOPS-u. Większość spraw, bo jestem taką osobą, staram się załatwić jednak sama. Jak już postawiłam pierwsze kroki – zdecydowałam się na przeprowadzkę i samodzielne życie – to teraz pora na stawianie kolejnych.
Sebastian Michałowski: – W 2006 roku zmarła moja mama, a brat był w zakonie, więc chcąc nie chcąc życie zweryfikowało wszystko. Trzeba było sobie samemu poradzić w codziennych obowiązkach. Czasami jednak człowiek nie jest w stanie wszystkiego ogarnąć. Czasami oczy osoby, która pomaga są niezbędne.
Macie córkę. To było trudne, żeby zdecydować się na dziecko będąc niepełnosprawnym?
Ewelina: – Zawsze chciałam mieć dziecko. Mam znajomych, którzy doczekali się potomstwa, więc wszystko jest możliwe, a ja nie będę pierwszą niewidomą matką. Dużo niewidomych ma dzieci i je wychowuje. Są też i takie pary, w których jedna z osób widzi, wtedy z góry jest łatwiej, bo partner ma samochód, podprowadzi, posłuży oczami. W przypadku dziecka mają one szczególnie duże znaczenie w tych początkowych etapach rozwoju, gdzie dzieciątko zaczyna raczkować, brać różne przedmioty do buzi, ściągać wszystko, wchodzić wszędzie. Miałam tę świadomość, ale mimo wszystko chciałam zostać rodzicem i na późniejsze lata mieć kogoś swojego.
Sebastian: – Była obawa, jak urodzi się dziecko, czy wypuszczą nas ze szpitala, bo były sytuacje, że niewidoma dziewczyna urodziła i z automatu zostało ono jej odebrane. Dlatego od razu poprosiliśmy asystenta osoby niepełnosprawnej. Pani Beata, która niestety już nie żyje, bardzo dużo nam wtedy pomogła.
Ewelina: – Zdecydowaliśmy się na poród prywatny w klinice. Jednak położna dzwoniąc do mnie po porodzie od razu pytała czy mąż także jest osobą niewidomą i że w takim wypadku musimy mieć osobę widzącą do pomocy. Nigdzie nie ma takiego przepisu, że niewidomy nie może mieć dzieci. Przecież normalnie idę do lekarza, do pediatry, wchodzę z córką do gabinetu, robię wszystko koło niej. Rozumiem obawy niektórych, bo są różne stopnie niepełnosprawności, są osoby z upośledzeniem, z różnymi ograniczeniami ruchowymi, które faktycznie mogą sobie nie poradzić. Zgadzam się, że w niektórych sytuacjach dziecko nie powinno się w ogóle pojawić, ze względu na przykład na ciężką niepełnosprawność. U nas było tylko to niewidzenie, a nie niesprawność umysłowa, intelektualna czy fizyczna. Mimo wszystko ludziom bardzo trudno to wytłumaczyć… Przez to też mamy na głowie opiekę społeczną. Jak człowiek widzi, to się nie zainteresuje, a tutaj są dwie osoby niewidome, więc siłą rzeczy…
Nie było obawy – mam nadzieję, że nie urażę Państwa tym pytaniem – że Laura urodzi się niewidoma?
Ewelina: – Nie. Nie mamy chorób genetycznych. Uważam, że jeżeli jest się osobą niewidzącą czy niepełnosprawną z obciążeniem genetycznym, to nie powinno się decydować na dziecko. Jest wtedy duże ryzyko, że przekaże się wadę dziecku. Z resztą mam kilku znajomych, którzy przekazali swoje niewidzenie czy wady wzroku swoim dzieciom. Ktoś może poczuć się urażony, ale to nierozsądna decyzja. Oczywiście każdy ma prawo wyboru, ale gdybym wiedziała, że jestem obciążona genetycznie, to nie skazywałabym na to swojego dziecka. Chciałam, żeby moje dziecko było zdrowe, cieszyło się i korzystało z życia. Gdyby urodziło się niewidome, wtedy nie musiałabym pokazywać liter, kolorować, układać puzzli. W niektórych przypadkach korzystamy z pomocy osoby widzącej, bo siłą rzeczy choćby nie wiem jak się chciało, to się jej pewnych rzeczy nie pokaże. A jestem osobą, która chciałaby pokazać jej jak najwięcej. Spędzam z nią mnóstwo czasu, słuchamy muzyki, Laura śpiewa, bawimy się układankami czy w gotowanie. Są jednak takie rzeczy, których jej nie pokaże. I nie to, że mi się nie chce i mam to gdzieś, ale brak wzroku mi to uniemożliwia.
Rozumiem chęć posiadanie dziecka ale mimo wszystko wydaje mi się to bardzo nie odpowiedzialne, osoba nie widomą nie jest w stanie zobaczyć czy dzieje się coś z dzieckiem, czy się krztusi, czy weźmie do buzi coś czego nie powinno, czy ma wysypkę/ospe, czy różne inne choroby, jak pomóc takiemu dziecku w szkole skoro nie potrafi jeszcze czytać. Taka decyzja jest moim zdaniem totalnie nie fair wobec dziecka trochę jak urodzenie sobie opiekuna na przyszłość … 🙄 totalnie nie popieram i współczuję.
Nie zna Pani tych ludzi, a ocenia. Ja ich znam. I daję słowo honoru,że niejedno dziecko nie ma takiej opieki, w niby normalnych rodzinach. W tym domu mieszka po prostu miłość,którą się czuję po przekroczeniu progu mieszkania. Owszem mają trudności,spowodowane brakiem wzroku,ale dają radę. A Laurą jest radosnym,rezolutnym dzieckiem. Ile dzieci wychowuje się w rodzinach dysfunkcyjnych i nikt ich nie ocenia, no chyba,że dziecko zostanie zamordowane przez “kochanych rodziców”. A Laurą została stworzona z miłości,a nie z wyrachowania ( na starość będziemy mieć opiekę ). Wiem co piszę,bo bywam w tym domu i znam ludzi.
Zgadzam się z Loris. Poza tym ten gościu ciągle przeklina,wydziera się na cały głos. Ładnie to dziecko od małego chłonie wulgaryzmy.
Tak pani do tych ludzi należy co zaraz po narodzinach by odebrali dziecko matce, niewidoma mapka jest lepsza niż alkoholiczka, która pomimo że ma oczy to tak dziecka nie widzi. Więc weź się ogarnij kobieto i współczuj sobie