Rodzice, wiedząc, że rolnictwo to ciężki kawałek chleba, odradzali mu ten sposób zarabiania na życie. Jednak dziś 28-letni mieszkaniec Mazańcowic tuż po maturze ruszył w pole, a dzisiaj z rodziną uprawia warzywa na czterech hektarach i sam je sprzedaje. Klienci czasem nie dowierzają, że ten młody rolnik – jako jedyny w Mazańcowicach – rzeczywiście samodzielnie uprawia na polach dwadzieścia gatunków warzyw, w tym modne wśród miłośników zdrowego jedzenia jarmuż i rukolę. I odwiedzają te uprawy w urokliwym zakątku sołectwa, przekonując się o tym na własne oczy.
Z dziada pradziada
Już pradziadkowie Daniela Wiznera w Mazańcowicach zajmowali się rolnictwem. Pójście drogą ich, a także dziadków i rodziców, wydawało się mu naturalne.
– Myślałem, żeby iść do szkoły ogrodniczej. Rodzice wybijali mi z głowy takie plany, bo co będę w przyszłości robił, skoro to taka niewdzięczna praca. W końcu skończyłem bielskiego „Ekonoma”, co i tak mi się w przyszłości przydało – opowiada 28-latek.
Daniel Wizner i tak postawił na swoim. Wprawdzie zaczął zaocznie studiować finanse i rachunkowość, ale w wieku dwudziestu lat zaczął też powoli brać się za uprawę. I tak, krok po kroku, rozwijał rolniczą działalność, aż poświęcił się jej bez reszty. Dzisiaj rodzina Wiznerów uprawia dwanaście hektarów, z czego warzywa na czterech. Na polach w Mazańcowicach przy granicy z Czechowicami-Dziedzicami i Ligotą już w połowie kwietnia zaczęły wyrastać z ziemi warzywa. Uprawia się tam marchew, ogórki, por, pietruszkę, seler, buraki, koperek, czosnek, rzodkiewkę, cukinię, szpinak, kapustę, cebulę, kalarepę, kalafior (po raz pierwszy) i ziemniaki oraz coraz bardziej popularne dynię, rukolę i jarmuż. A również pszenicę i kukurydzę na paszę dla kur i ze względu na płodozmian. Klienci uwielbiają też jego kiszoną kapustę, a także zakwasy barszczu i żurku. Co więcej, ojciec Daniela Wiznera, Andrzej, hoduje „szczęśliwe” kury, które znoszą wyborne jajka.
W rytmie natury
Życie młodego rolnika jest uzależnione od pór roku i dnia oraz pogody. Dzięki dobrej pogodzie, w tym roku pod koniec marca udało się zrobić redliny pod warzywa i zakończyć wysiewanie. Teraz z ziemi powoli wyrastają warzywa, takie jak czosnek. Wkrótce pojawią się nowalijki, w tym rzodkiewka. Można już sprzedawać zimujący w polu jarmuż, szpinak i pietruszkę, a także warzywa korzenne i ziemniaki z zeszłorocznych zbiorów. Najwięcej pracy będzie latem, gdy w pole wychodzi cała rodzina, pracująca w sympatycznej atmosferze. – Sam wstaję wtedy o czwartej i godzinę później wychodzę w pole, aby zrobić jak najwięcej przed nadejściem skwaru. Na przykład pietruszkę zbiera się ręcznie i formuje w pęczki. W pole wracam po południu, a pracę tam kończę o zmierzchu. Latem, rzecz jasna, niewiele jest czasu na sen. A jeszcze te warzywa sami sprzedajemy – opisuje mieszkaniec Mazańcowic. – Jednak najgorsza robota jest jesienią. Gdy jest mokro, to ręcznie trzeba wykopywać warzywa korzenne, bo maszyny nie dają rady. Trzeba się spieszyć, by zdążyć przed zimą wszystko zgromadzić w magazynie, na kopcach i w chłodni – dodaje. A zimą trzeba się spieszyć ze sprzedażą, by opróżnić magazyn do wiosny i zrobić miejsce na nowe warzywa.
Jednocześnie jest trochę papierkowej roboty, bo trzeba prowadzić ewidencję zabiegów ochrony roślin, a kupowane nasiona muszą mieć swoje…. paszporty. Gospodarstwo musi być gotowe na kontrole inspektorów ochrony roślin czy powiatowego lekarza weterynarii. – Sprawy biurokratyczne w ostatnich latach zostały uproszczone i nie nastręczają rolnikom aż tylu problemów. Jednocześnie klienci mają pewność, potwierdzoną przez urzędy, że wszystko, co im sprzedajemy jest zdrowe i znajduje się pod kontrolą – wskazuje.
Mazańcowiczanin gospodaruje na pagórkowatym terenie. – Mamy tu gleby ciężkie i zwięzłe, które charakteryzują się tym, że dłużej zatrzymują wodę. Jednak jeśli jest wyjątkowo deszczowy rok, to wiele warzyw gnije. Bywa, że robi się takie błoto, iż warzywa spływają z gruntem – przybliża. – Jednak nie mogę narzekać. Nie spotkały mnie żadne większe klęski, a zeszły rok był udany. Oby i ten taki był – dodaje.
Bez unijnych programów
W wolnych chwilach młody rolnik zajmuje się przygotowywaniem nowych inwestycji, udziałem w szkoleniach i konferencjach i podnoszeniem swojej wiedzy. – Rolnictwo to moja pasja i chcę wiedzieć jak najwięcej. Lubię wprowadzać innowacje i podążać za zmianami na rynku – zdradza. Dlatego uprawia warzywa, które są modne wśród zwolenników zdrowej żywności, a także systematycznie inwestuje w wymianę sprzętu do pracy w polu. Przy tym nie kwalifikuje się do żadnych programów unijnych. Na wsparcie dla małych gospodarstw jego gospodarstwo jest zbyt duże, a na wsparcie dla tych dużych – za małe. – I tak nie jestem zwolennikiem różnego rodzaju dotacji i dopłat, bo to stwarza niezdrową konkurencję – stwierdza. Sprawy finansowe trzyma w ryzach, w czym pomaga mu wykształcenie. Wprawdzie unowocześnia gospodarstwo, ale nie szarżuje. Stawia na zrównoważony rozwój.
Swoje plony Wiznerowie sprzedają samodzielnie. Daniel ma kiosk na czechowickim targowisku, gdzie od wczesnego ranka do trzynastej handluje we wtorki, piątki i soboty. Jego ojciec ma stoisko na targu przy ulicy Lompy w Bielsku-Białej. Rolnicy muszą się zmagać z nieuczciwą konkurencją. Są bowiem sprzedawcy, którzy wmawiają klientom, że też sprzedają tylko swoje wyroby, a pola na oczy nie widzieli. – Dlatego mnie też czasem nie dowierzają. Bo jak to, 28-latek na własnych polach uprawia aż tyle różnego rodzaju warzyw? Dlatego zapraszam klientów do przyjazdu i przekonania się o tym na własne oczy. Wiele osób rzeczywiście się tu zjawia i ogląda uprawy, a niektórzy nawet przybywają tu incognito, na przykład podczas rowerowej przejażdżki – śmieje się gospodarz. Przygotowuje się do uruchomienia profilu na Facebooku, gdzie mógłby umieszczać na przykład zdjęcia przedstawiające pracę na roli i zbierane plony, aby rozwiać wątpliwości niedowiarków. – Cieszę się, że podnosi się świadomość ludzi, że szukają zdrowych lokalnych produktów i chcą wiedzieć, gdzie one – i w jakich warunkach – rosną. Interesują się, pytają o wszystko. A gdy spróbują warzyw od miejscowego rolnika, jak ja, to są bardzo zadowoleni i chwalą tę pracę. To dla mnie duża satysfakcja – mówi.
Sposób na życie
Dla Daniela Wiznera praca rolnika to już sposób na życie. Jego pięknie położone pola to prawdziwa perełka w Mazańcowicach, bowiem wszędzie wkoło tylko przybywa kolejnych domów jednorodzinnych i robi się coraz ciaśniej. Młody gospodarz ani myśli jednak wyzbywać się swoich włości, a wręcz szuka kolejnych gruntów, które mógłby wziąć w dzierżawę, dzięki czemu mógłby powiększyć gospodarstwo i uprawy. – Wielu ludzi jest zaskoczonych, że można było wybrać taką ścieżkę kariery zawodowej. Jednak młodych rolników na szczęście nie brakuje. Trzeba mieć do tego smykałkę i nie bać się ciężkiej pracy, bo to też swego rodzaju powołanie. Nie mam z tego powodu żadnych kompleksów, a wręcz mogę być dumny, że oferuję zdrowe lokalne produkty – puentuje rolnik z Mazańcowic.
Jeste
Młody gospodarz ani myśli jednak wyzbywać się swoich włości, a wręcz szuka kolejnych gruntów, które mógłby wziąć w dzierżawę, dzięki czemu mógłby powiększyć gospodarstwo i uprawy. – Tak Trzymać, gonić deweloperkę.
Super chłopak to jest wszystko prawda znam go rodziców dziadków urocze jego pola daleko od drogi czysta ekologia i jeszcze ma czas z ojcem grac w dętej orkiestrze OSP Mazańcowice życzę Mu samych sukcesów i obfitych plonów .
Takich ilości nie da się samemu sprzedać (z rodziną), musi być gdzieś hurt. Ciężka “orka”, życzę wytrwałości.
Wspaniały przykład na miłość do ziemi i dowód na to, że jak się chce to można. Pozdrawiam całą rodzinę.