Prawie 23 procent alarmów pożarowych w gminie Tomice okazuje się fałszywych. Strażacy pędzą ile sił w nogach do samochodów gaśniczych, jadą na sygnale do Radoczy, by na miejscu przekonać się, że system przeciwpożarowy zareagował na dymek z papierosa lub nawet… aktywność małego pajączka!
Fałszywe alarmy co jakiś czas generują detektory dymu w radoczańskim hotelu. W ubiegłym raku zdarzyło się ich 8. – Przez niefrasobliwość albo pracowników, albo gości, którzy łamią regulamin i palą papierosy w pomieszczeniach hotelowych, dochodzi do odczytania przez czujkę, że w budynku jest pożar i zaalarmowania Państwowej Straży Pożarnej. Nie zawsze obsługa okazuje się na tyle czujna, by zdążyła wykonać czynności, które uniemożliwią wysłanie sygnału do nas. Udaje się to zrobić, jeśli pracownicy w odpowiednim czasie ujawnią, że pożaru nie ma i skasują alarm, zanim wejdzie on w fazę drugiego stopnia – mówi Paweł Kwarciak, komendant powiatowy PSP w Wadowicach (na zdjęciu).
Jak informuje, gdy straż zostanie zaalarmowana przez system monitoringu pożarowego, ma obowiązek udać się na miejsce i tam zweryfikować, czy faktycznie doszło do ataku czerwonego kura. – Ciekawostką jest, że w polskim prawie nie ma sankcji dla osób, które źle obsłużyły taki system, mimo iż zostały przeszkolone, ani dla właściciela monitorowanego obiektu, który nie dopełnił obowiązku przeszkolenia personelu w tym zakresie, ani też dla gości hotelowych, którzy paląc papierosy doprowadzili do uruchomienia czujki. Nawet jeśli policja przyjedzie, nie może na nikogo nałożyć mandatu z tego tytułu – wyjaśnia komendant.
Dyrektor zarządzający hotelu Zbigniew Kajda twierdzi jednak, iż nie byłoby problemu z ukaraniem klienta, gdyby tylko można było któremuś udowodnić, że palił w pokoju. A to, jak dotąd, ani razu się nie udało… – W regulaminie hotelu mamy wpisaną kwotę tak zwanej dearomatyzacji, którą możemy obciążyć gościa, gdyby zadymił pokój. Ale czujka zazwyczaj nie powinna zadziałać przy paleniu jednego papierosa. Może zareagować na cygaro, skręta lub w przypadku większej ilości palących. Jednak często przyczyną uruchomienia alarmu jest zupełnie co innego. Chociażby pajączek, który wszedł do czujki i zaczął snuć w niej sieć. To wystarczy, by wyzwolić alarm. Dlatego raz na kwartał czujki są przeglądane i czyszczone. Niestety dostęp do niektórych jest utrudniony, ponieważ są przymocowane do betonowych stropów, a pod nimi znajdują się obniżone sufity z suchego tynku – wyjaśnia.
Podkreśla, że jeśli dojdzie do uruchomienia alarmu pierwszego stopnia, recepcjonistka ma określony czas, by dojść do miejsca, w którym został on wyzwolony, a jeśli okaże się fałszywy, wyłączyć go i tym samym odwołać akcję gaśniczą. Są jednak sytuacje, w których nie ma możliwości takiej reakcji. – Gdy na przykład ktoś zostawi otwarte okna w pomieszczeniu, w którym są dwie czujki, to nadejście wichury może uruchomić obie jednocześnie, a wówczas od razu włącza się drugi stopień alarmu i nasze działania zatrzymujące straż pożarną są bezcelowe, bo oni i tak muszą wtedy przyjechać – tłumaczy dyrektor. Jak zapewnia, przy około 600 czujkach zamontowanych w całym kompleksie hotelowym fałszywe alarmy są nieuniknione, ale podejmowane są wszelkie możliwe kroki, by zminimalizować ich ilość. Ostatnio na przykład system przeciwpożarowy został przeprogramowany tak, aby był łatwiejszy w obsłudze dla recepcjonistek, co już wydaje się przynosić efekty.
Jak dodaje Paweł Kwarciak, wyraźny wzrost fałszywych alarmów pożarowych nastąpił w całym powiecie wadowickim, ponieważ zdecydowanie przybyło w nim obiektów monitorowanych przez PSP. Jeszcze dziesięć lat temu było ich zaledwie 8, a w ubiegłym roku już 29.