Wydarzenia Bielsko-Biała Żywiec Oświęcim

Najgłupsi przestępcy roku

To przerażające, że tacy ludzie żyją wokół nas, ale – z drugiej strony – czasem można się zdrowo pośmiać. Bo wśród przestępców i wszelkiej maści gagatków, którzy weszli w konflikt z prawem nie brakuje takich, którym los poskąpił rozumu. Oto poczet najgłupszych przestępców roku, którzy ubogacali policyjne kroniki w 2017 roku.

… jak but

Największy popis w 2017 roku dali chyba złodzieje. Ich pomysłowość i beztroska zadziwiają nawet najbardziej doświadczonych policjantów.

Do pierwszego (nie)ciekawego zdarzenia doszło 17 stycznia w sklepie spożywczym na bielskim osiedlu Złote Łany. Złodziej ukradł dwie butelki wódki i skierował się do wyjścia. Na jego drodze stanęła ekspedientka, która próbowała odzyskać skradziony towar. Ochlaptus uderzył kobietę i ją odepchnął, a następnie rzucił się do ucieczki. Policjanci szybko go dopadli. Nie było takie trudne między innymi z tego względu, że zostawił na miejscu dość jednoznaczny trop. W czasie szarpaniny z kobietą zgubił… telefon komórkowy.

Tego samego dnia w Żywcu pewna dzielna kobieta poprosiła policjantów, by jak najszybciej przyjechali. Ci na miejscu zastali ją i dwóch jegomościów z kwaśnymi minami. Mieszkanka opowiedziała policjantom, że wdała się w rozmowę z obcymi, którzy obok jej działki zaparkowali swój samochód. Po chwili zauważyła, że we wnętrzu pojazdu znajdują się akumulatory. Od razu domyśliła się, że należą do jej sąsiada, którego akurat nie było na miejscu. Wtedy podjęła odważną decyzję, by… wyciągnąć kluczyk ze stacyjki i w ten sposób uziemić niechcianych gości. Policjantom pozostało tylko zatrzymać 29- i 63-latka, mieszkańców powiatu oświęcimskiego. Obaj usłyszeli zarzuty włamania i kradzieży akumulatorów wartych 1,6 tysiąca złotych.

Dziwne sceny rozegrały się tydzień później około 7.00 przy ulicy Piłsudskiego w tym samym mieście. Policjant szedł do swojej komendy. Wtem usłyszał ryk silnika, gdy jakiś kierowca wcisnął gaz do dechy. Pospiesznie wyjechał volvo z terenu prywatnej posesji i pruł jedną z głównych ulic miasta. Ujechał tylko kawałek, bo po chwili wpadł w poślizg i rozbił samochód na barierkach. Policjant ruszył w stronę kierowcy, by udzielić mu pomocy. A ten wysiadł i wziął nogi za pas. Funkcjonariuszowi jednak nie umknął. Jak się okazało, samochód po prostu zwinął. Głupio się tłumaczył, że powodem tego było, iż chciał… nauczyć się jeździć.

To prawdopodobnie najładniej pachnący złodziejaszek w całym mieście. Mężczyzna wyspecjalizował się w kradzieży drogich… perfum i kosmetyków. A wszystko to robił niemalże uśmiechając się do kamery. Rabuś wpadł na gorącym uczynku kradzieży w sklepie przy ulicy Michałowicza w Bielsku-Białej. Jego łupem padły wtedy artykuły spożywcze i kosmetyki o wartości 400 złotych. Policjanci szybko skojarzyli, że to niejedyna kradzież, której dopuścił się w tym czasie. – Przejrzeli zapisy nagrania z monitoringu drogerii przy alei Andersa, gdzie wyraźnie widać, jak 29-latek kradnie markowe perfumy o wartości blisko 600 złotych – informuje Elwira Jurasz, rzecznik bielskiej komendy. Policjanci odzyskali część skradzionego mienia w czasie przeszukania jego mieszkania.

Na początku wiosny tego, że nie boją się monitoringu jeszcze lepiej dowiedli dwaj czechowiczanie. Z elewacji bloków w centrum Czechowic-Dziedzic zwinęli w sumie dziewięć kamer. Kolejna kamera została skradziona z obiektu stacji kontroli pojazdów. Wartość tych przedmiotów oszacowano na blisko trzy tysiące złotych. Policjanci poszukiwali łobuziaków, którzy sami im to ułatwili. Okazało się, że jedna z kamer zarejestrowała moment kradzieży. 24-letni czechowiczanin i jego 18-letni wspólnik usłyszeli już zarzuty. W mieszkaniu należącym do starszego z nich policjanci odnaleźli część zrabowanego mienia. Jedną z kamer sprawca zamontował… w swoim domu.

W Międzybrodziu Żywieckim doszło do nietypowego włamania. Jego autorzy bynajmniej nie zasługują na miano profesjonalistów. 28 marca 47-latek i jego o trzy lata młodsza wierna towarzyszka postanowili poszaleć. Zakradli się do domku letniskowego. Wybili szybę, weszli do środka i się rozgościli. Bez słowa przesady można stwierdzić, że czuli się jak u siebie w domu. Bo – jak gdyby nigdy nic – poszli spać. Nazajutrz uznali, że wcale nie muszą wychodzić z pustymi rękoma. Nie przeszkadzało im nawet to, że mogą zostać zauważeni. A zostali, bo czujny sąsiad wezwał policjantów. Dzielnicowi już po wyjściu z radiowozu zauważyli, jak „goście” wynoszą przez okno sprzęt rtv i agd. Zatrzymali ich i zaprosili na najbliższą noc do swojego „hotelu”, z którego jeszcze trudniej coś wynieść.

Żywieccy policjanci poinformowali o kuriozalnej kradzieży z 4 lipca, podczas której złodziej wręcz zostawił „wizytówkę”. Mundurowym z Rajczy poskarżył się właściciel opla corsy, któremu ten samochód skradziono. Pojazd zwinął 22-letni mieszkaniec Żywiecczyzny. Potrafił go odpalić, choć nie miał kluczyków. Pojeździł nim, a później wręcz zdemolował wnętrze i porzucił. Policjanci szybko zapukali do jego drzwi, bo młodzian zostawił w corsie… telefon komórkowy i kartę płatniczą. Został zatrzymany, trafił „na dołek”, a 7 lipca usłyszał zarzuty tzw. krótkotrwałego użycia samochodu oraz porzucenia go w stanie uszkodzonym.

12 września w ręce policjantów wpadł 31-latek, który ostatniego dnia sierpnia z ulicy Filatelistów zwinął rower, po czym sprzedał go za bezcen na targowisku. Był zaskoczony wizytą policjantów, bo obuty był w… dowody kolejnej kradzieży. – W chwili zatrzymania miał na sobie… dwa prawe buty sportowe w różnych rozmiarach. Jak się okazało, warte blisko 200 złotych obuwie skradł w sklepie przy ulicy Mostowej – informowała Elwira Jurasz.

26 września w „Biedronce” w Kętach miała miejsce kradzież, o której zrobiło się głośno w całej Polsce. Gdy 28-letni klient spostrzegł, że kasjerki nie ma w pobliżu, a obok kasy leży pokaźny rulon naklejek z obrazkami przedstawiającymi „świeżaki”, to nie mógł się powstrzymać. W końcu szczęście było na wyciągnięcie ręki. Naklejki po prostu chwycił i schował. Wszystko wskazuje na to, że chciał zrobił przyjemność najmłodszym członkom swojej rodziny i obdarować ich maskotkami, które można otrzymać za te naklejki. Za swoją głupotę 38-latek jednak może słono zapłacić. Policjanci nie mieli problemów, aby go zidentyfikować i odebrać mu tak pożądane naklejki. Było ich aż 745, a ich wartość firma oszacowała na ponad 700 złotych. Czyli mężczyzna odpowie nie za wykroczenie, ale za przestępstwo. A za kradzież grozi pięć lat więzienia. Trudno się spodziewać, że mieszkaniec Malca może usłyszeć wyrok surowszy, niż w zawieszeniu, ale chyba większą karą będzie dla niego zwykły wstyd i pobłażliwy uśmiech sędziego…

Po kilku głębszych

Alkohol nie jest najlepszym doradcą. Niestety, nie wszyscy mają na tyle rozumu, by zrezygnować z nadużywania trunków, bo później… tracą nawet resztki tegoż rozumu. I ponosi ich ułańska fantazja, prowadząca ich ostatecznie za kraty.

Do osobliwego zdarzenia doszło 22 stycznia około 15.00. Trzeba było ruszyć na pomoc 32-latkowi. – Policjanci otrzymali zgłoszenie o snowboardziście, który zjechał z trasy, wpadł w przepaść i zniknął w głębokim śniegu. Mundurowi wraz z ratownikami GOPR-u poszukiwali mężczyzny. Po około 30 minutach, w odległości około stu metrów od trasy narciarskiej w rejonie Jaworzyny, odnaleźli go w głębokiej śnieżnej zaspie – relacjonowali policjanci. Mężczyzna nie miał na ciele widocznych obrażeń. Po udzieleniu mu pierwszej pomocy przedmedycznej, mundurowi pomogli mu wydostać się na trasę. Badanie alkomatem wykazało, że miał on w organizmie ponad dwa promile alkoholu. Co więcej, jakoś nie był wdzięczny za uratowanie go przed wyziębieniem. Robił się coraz bardziej agresywny. W pewnym momencie zaatakował interweniujących policjantów. Szybko go obezwładniono i zakuto w kajdanki. 32-latek prosto ze stoku trafił za kraty.

13 lutego o 22.30 z żywiecką komendą policji skontaktował się podpity 43-latek. Powiedział, że przed momentem został pobity przez cztery osoby oraz skradziono mu telefon i pieniądze. Policjanci do sprawy podeszli bardzo poważnie. Na miejsce skierowano grupę dochodzeniowo-śledczą, technika kryminalistyki oraz psa tropiącego. Gdy policjanci zaczęli go wypytywać o szczegóły napadu, ten zaczął się gubić i zmieniać wersję wydarzeń. Doszło do tego, że nie był pewny ani miejsca zdarzenia, ani nawet tego, czy bandziorów rzeczywiście było czterech. Wszystko wyjaśniło się, gdy jeden z policjantów wykręcił numer rzekomo skradzionego telefonu. Nagle dał się słyszeć dzwonek, dobiegający… z kieszeni kurtki 43-letniej „ofiary”. Komórce towarzystwa dotrzymywał na dodatek „skradziony” portfel. Na taki obrót wydarzeń żywczanin zareagował wybuchem agresji. Policjantom nie pozostało nic innego, jak odprowadzić go pod… izbę wytrzeźwień. Do sądu skierowano już wniosek o jego ukaranie.

W nocy z 24 na 25 lutego przy ulicy 11 Listopada w Bielsku-Białej policjanci patrolujący centrum miasta zwrócili uwagę na grupę młodych ludzi. A na nich uwagę zwróciła pijana 25-latka. Najwyraźniej nie spodobało jej się takie towarzystwo. Podeszła do radiowozu i… wymierzyła kopniaka w zderzak. Policjanci zatrzymali kobietę, która „wydmuchała” prawie półtora promila. Musieli się jednak bardzo starać, aby kobieta nie została… odbita. Wstawiło się za nią bowiem trzech podpitych bielszczan w wieku od 28 do 33 lat. – Zaatakowali mundurowych. Doszło do szarpaniny, w czasie której próbowali policjantów uderzać rękami i kopać. Zostali szybko i skutecznie obezwładnieni i zakuci w kajdanki – relacjonowała rzecznik bielskiej komendy. Po nocy spędzonej w policyjnej celi mężczyźni usłyszeli zarzuty czynnej napaści, za co grozi do dziesięciu lat za kratami.

Takiego bandyckiego temperamentu mogliby jej pozazdrościć latynoscy gangsterzy. Młoda kobieta rozpętała w knajpie taką jatkę, że zostanie tam zapamiętana na długo. Rzecz się działa 12 sierpnia w Porąbce. Do jednego z lokali jak do siebie weszła 25-letnia mieszkanka Jastrzębia-Zdroju. I nie wylewała za kołnierz, bo jak się później okazało, miała aż 2,5 promila. Bynajmniej nie była rozrzutna. Do lokalu przyniosła… swoją flaszkę. Gdy właściciel przybytku zwrócił jej na to uwagę, to kobieta wpadła w szał. Chwyciła do ręki rozbity kufel i pocięła mu twarz. Później groziła, że… puści lokal z dymem. Uspokoili ją dopiero policjanci. Krewka niewiasta miała zapewniony nocleg w izbie wytrzeźwień, a później trafiła przed sąd.

W tym przypadku głupota tych tych ludzi nie łączy się ze śmiechem. 30 września żenujące sceny rozegrały się w domu w Wilkowicach. Na miejsce wezwano policjantów, bo ktoś nie mógł znieść faktu, że świadkiem alkoholowej libacji jest dziecko. I rzeczywiście, mundurowi potwierdzili, że 38-letnia matka miała pod opieką 7-letnie dziecko, a ledwo trzyma się na nogach. Kobieta miała aż 2,5 promila. Ze zgrozą odkryto, że równie pijana jest 23-latka, która niedługo ma… urodzić dziecko. Ona z kolei „wydmuchała” dwa promile. – Policjanci wezwali na miejsce pogotowie ratunkowe w celu przebadania 23-latki. W czasie badania w karetce, zaatakowała lekarza, który udzielał jej pomocy. Dwaj mężczyźni naruszyli z kolei nietykalność cielesną mundurowych. Zostali szybko i skutecznie obezwładnieni. Zakuto ich w kajdanki i przewieziono do policyjnego aresztu – relacjonuje Elwira Jurasz, rzecznik bielskiej Komendy Miejskiej Policji. Obaj mężczyźni usłyszeli zarzuty. Za naruszenie nietykalności cielesnej lekarza odpowie także 23-latka. A wobec 38-letniej kobiety zostanie skierowana do sądu tzw. sprawa opiekuńcza.

Szczęki opadły policjantom, gdy dowiedzieli się, jakiego rodzaju pomocy potrzebował podpity mężczyzna. 11 października około 21.15 do dyżurnego miejscowej komendy policji zatelefonował mieszkaniec Żywca i powiedział, że potrzebuje pomocy. Gdy policjanci przyjechali na miejsce, zastali siedzącego w zaroślach 46-latka. W rozmowie z nim ustalili, że nic mu nie zagrażało, a patrol wezwał po to, aby… zawiózł go do hotelu. – Mężczyzna zachowywał się arogancko w stosunku do policjantów oraz używał słów wulgarnych. Noc spędził nie w hotelu, ale w izbie wytrzeźwień – poinformowała Mirosława Piątek, rzecznik żywieckiej komendy.

40-letni mieszkaniec Kóz przyjechał na komisariat policji samochodem, choć… był pijany jak bela. 28 października mężczyzna stawił się w komisariacie na dozór. Prokurator zastosował wobec niego ten środek zapobiegawczy w związku ze sprawą o przemoc domową. Uwadze dyżurnego nie umknęło jednak, że znajdował się pod wyraźnym wpływem alkoholu. Ponieważ zachodziło podejrzenie, że przyjechał samochodem, dyżurny skierował za nim jednego ze śledczych. Mężczyzna prawdopodobnie zorientował się, że policjanci nabrali wobec niego podejrzeń, bo przez kilkanaście minut ukrywał się w pobliskim sklepie. Nie spodziewał się jednak, że w ślad za nim podążył jeden z policjantów pionu kryminalnego, który przyglądał się jego poczynaniom. W pewnym momencie policjant zauważył, że mężczyzna wsiada do zaparkowanej w pobliżu sklepu skody. Swoje spostrzeżenia natychmiast przekazał dyżurnemu, który skierował na miejsce patrol. Chwilę później mundurowi zatrzymali kierowcę na ulicy Mieszczyńsko w Kobiernicach. Badanie alkomatem wykazało, że miał ponad dwa promile. Stracił już prawo jazdy. Za jazdę „na podwójnym gazie” grozi mu teraz do dwóch lat za kratami.

Wstrząsający widok zastali policjanci w jednym z domów w gminie Jasienica. I tu nie ma się z czego śmiać, a nad ludzką głupotą można tylko zapłakać. I współczuć rodzinie… 23 listopada po południu mundurowi interweniowali razem z pracownikiem socjalnym. 29-letnia kobieta, będąca w ósmym miesiącu ciąży, słaniała się na nogach. Alkomat wskazał niemalże trzy promile. Co gorsza, nieodpowiedzialna matka mogła zaszkodzić nie tylko nienarodzonemu dziecku. Pod opieką miała dwóch synów w wieku dwóch i dziewięciu lat. Jak się okazało, wciąż nie miała dość robienia głupot. – W czasie interwencji zachowywała się wyjątkowo agresywnie i wulgarnie wobec interweniujących mundurowych i pracownika socjalnego. Znieważała ich słowami powszechnie uznawanymi za obelżywe. Agresywna była także wobec lekarza pogotowia, który został wezwany na miejsce, aby udzielić jej pomocy. Kobieta została przewieziona do szpitala, gdzie w dalszym ciągu zachowywała się agresywnie wobec personelu – relacjonuje rzecznik bielskiej komendy. Kobieta usłyszy teraz zarzuty narażenia dzieci na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia oraz znieważenia funkcjonariuszy publicznych. Za przestępstwa te grozi jej do pięciu lat za kratami. Policjanci skierują też wobec niej sprawę opiekuńczą do sądu rodzinnego.

Hera, koka, hasz, lsd…

Nie tylko alkohol popycha ludzi do osobliwych czynów. Bo lokalni ułani mają i do dyspozycji narkotyki.

Policjanci nie boją się zapuszczać w najbardziej mroczne miejsca w poszukiwaniu prawdy. Przekonał się o tym młody mężczyzna, który próbował ukryć narkotyki. Rzecz się działa 30 stycznia wieczorem przy ulicy Portowej w Bielsku-Białej. Uwagę policjantów zwrócił siedzący w zaparkowanym samochodzie 25-latek, który na ich widok zaczął się nerwowo zachowywać i najwyraźniej chciał uniknąć kontroli. Wszystko dlatego, że miał przy sobie kilka gramów marihuany i woreczek z tą substancją zaczął mu bardzo ciążyć. Niewiele myśląc, schował go sobie… w majtki. Nie takie numery widzieli policjanci, więc rewizja osobista przyniosła skutek. Miłośnik trawki trafił więc do aresztu.

Najwyraźniej ten gagatek uważa, że prawo go nie dotyczy. W ciągu paru chwil naruszył kupę paragrafów. 14 lutego po południu przy ulicy Kryształowej w Bielsku-Białej policjanci postanowili zatrzymać do kontroli kierowcę fiata. Bo najwyraźniej na miano kierowcy nie zasłużył. W najlepsze rozmawiał przez telefon komórkowy i podróżował bez zapiętych pasów bezpieczeństwa. Co więcej, jego pojazd był pozbawiony przedniej tablicy rejestracyjnej. To i tak był dopiero początek wygłupów 26-latka. Gdy policjanci do niego podeszli, chwycił jakieś zawiniątko i próbował je połknąć. Szybko okazało się, że w woreczku znajdowały się środki odurzające, a zatrzymany chciał w ten sposób uniknąć konsekwencji związanych z ich posiadaniem. W czasie interwencji szarpał się i wyrywał. Policjanci obezwładnili go i zakuli w kajdanki. Zabezpieczyli też posiadane przez niego dopalacze.

Niebywała historia! Kobieta na oczach policjantów próbowała przekazać aresztantowi worek narkotyków. Podczas… całowania – z ust do ust! 7 marca przy ulicy Bogusławskiego w Bielsku-Białej policjanci „dostarczali” do sądu 26-letniego mężczyznę, który na zakończenie procesu czeka w areszcie. Na ulicy podbiegła do niego 30-letnia kobieta. Była nadzwyczaj wylewna. – Wyznając mu miłość, usiłowała pocałować go w usta – relacjonowała rzecznik bielskiej policji. Policjanci najwyraźniej nie byli w romantycznym nastroju, bowiem nie pozwolili parze na pieszczoty. Zatrzymali i przeszukali kobietę. Odkryli, że ma ona w ustach woreczek z amfetaminą. I to nie jedną czy dwie działki, ale prawie czterdzieści!

Bielscy policjanci zatrzymali dwóch mieszkańców Żywca, którzy podczas kontroli próbowali ukryć marihuanę… w gaciach. Do zdarzenia doszło 20 kwietnia. Policjanci zajmujący się zwalczaniem przestępczości narkotykowej uzyskali informację, że drogą ekspresową w Bielsku-Białej mknie zielone daewoo, którego kierowca i pasażer mogą posiadać środki odurzające. Śledczy wspólnie z policjantami z drogówki zatrzymali podejrzanych przy ulicy Warszawskiej. Samochodem podróżowało dwóch mieszkańców Żywca. W czasie przeszukania 19-letniego kierowcy i jego o rok starszego kolegi, odnaleziono ponad 160 porcji odurzających marihuany. Narkotyki ukryli w bieliźnie, ale nie zmusili tym niesmacznym czynem policjantów do kapitulacji.

Uwaga śledzie, wariat jedzie!

Na drodze trzeba mieć oczy dookoła głowy. Bo można jeździć, niczym instruktor nauki bezpiecznej jazdy, ale mieć pecha i trafić na jednego z tych bezmyślnych piratów.

Bielscy kierowcy mieli szczęście, że nie zetknęli się z tym drogowym szaleńcem. Ten sam napytał sobie biedy, rozbijając samochód w korycie potoku. 21 stycznia tuż po 15.00 przy ulicy Za Kuźnią w Bielsku-Białej doszło do groźnie wyglądającej kraksy. Kierowca volkswagena golfa stracił panowanie nad kierownicą, zjechał na pobocze, a samochód wylądował na dachu w płytkim potoku. Mężczyzna miał szczęście, że nie odniósł poważnych obrażeń. Jak szybko ustalili policjanci, mieli do czynienia z prawdziwym drogowym piratem. 34-latek był pijany jak bela. Miał dwa promile. Nie mógł za to pochwalić się ani posiadaniem prawa jazdy, ani aktualnych dokumentów samochodu. Za te wszystkie przestępstwa stanął przed sądem.

Do bulwersującego zdarzenia doszło 5 lutego, i to w biały dzień, bo zegar nie wskazał nawet 14.00. Na ulicy Łagodnej w Bielsku-Białej policjanci zatrzymali do kontroli kierowcę audi. Jechał on bowiem zygzakiem. Okazało się, że jest pijany w sztok. Alkomat wskazał aż 2,6 promila. Pijana jak bela była też jego 32-letnia partnerka. Kobieta „wydmuchała” 1,4 promila. Policjanci z przerażeniem dostrzegli, że ta dobrana parka w podróż zabrała dziecko. W samochodzie była dwuletnia córeczka pasażerki.

Dwie godziny nie wystarczą, by wytrzeźwieć, jeśli chlało się tak, że alkomat wskazał prawie trzy promile. Przekonał się o tym kierowca, który nic sobie nie robi z przepisów. Rzecz się działa 5 lutego tuż po 21.00 w Bielsku-Białej. Ulicą Zapora jechał kierowca volkswagena. A raczej odbijał się to od jednego, to od drugiego krawężnika. W końcu zatrzymali go policjanci. Po chwili ustalili, że 62-letni mieszkaniec Skoczowa ma aż 2,7 promila alkoholu. Zabrali mu prawo jazdy, a samochód przekazali krewnemu mieszkańca Śląska Cieszyńskiego, którego on sam wskazał. Krewny okazał się tak samo odpowiedzialny, jak drogowy pirat. Samochodem opiekował się niespełna dwie godziny. Tyle czasu bowiem minęło do momentu, gdy patrol policji po raz drugi zatrzymał do kontroli kierowcę volkswagena – tym razem na ulicy Cieszyńskiej. Okazało się, że 62-latek jest w o ciut lepszej formie, gdyż alkomat wskazał 2,3 promila. Jednak to nadal było „ciut” za dużo, by bezpiecznie prowadzić samochód. Tym razem policjanci nie uwierzyli w to, że skoczowianin pójdzie po rozum do głowy. Zapewnili mu nocleg w izbie wytrzeźwień.

Koń pozostał niewzruszony. Pijany woźnica też przetrwał. Nawet brutalnie potraktowana wiekowa furmanka ostała się w jednym kawałku. Za to volkswagen golf „padł” na miejscu. 25 marca około 19.00 na ulicy Jana Kazimierza w Jeleśni doszło do nietypowej kolizji. Woźnica ruszył w drogę nieoświetloną furmanką, choć zapadł już zmrok. Drewnianego wozu, pomimo umieszczonych na nim elementów odblaskowych, nie zauważył kierowca volkswagena golfa. Nie zdążył w porę zahamować i uderzył w jego tył. Policjanci z miejsca oznajmili, dlaczego woźnica jechał przez wieś incognito. Miał już trochę w czubie. Alkomat wskazał nieco ponad promil.

Nie grzeszy nawet odrobiną rozumu ten 20-latek. Ani umiejętnościami jazdy samochodem. Próbował się jednak popisać ostrą jazdą, co skończyło się rozbiciem samochodu mamusi… 21 marca tuż przed północą ulicą Jaworzańską w Bielsku-Białej pruł 20-letni kierowca audi. A raczej samozwańczy kierowca, bo chłopak nie potrafi zdobyć prawa jazdy. Nic dziwnego, bo jego umiejętności są żadne. Udowodnił to tracąc kontrolę nad kierownicą na prostym odcinku drogi. Samochód jak taran przeleciał przez duży fragment pobocza, uderzając w drzewo, ścinając ogrodzenie posesji i lądując w ogródku. Młodzian miał dużo szczęścia, że przeżył, a co więcej – wyszedł ze zdarzenia bez żadnych poważniejszych obrażeń. Ma też sporo szczęścia, że samochód nadaje się tylko do kasacji. Przynajmniej nie zrobi sobie krzywdy. Tylko szkoda jego matki, od której – jak wynika z nieoficjalnych informacji – wziął samochód. Policjanci nie mieli żadnej litości dla drogowego pirata. Za jazdę bez prawa jazdy i spowodowanie zagrożenia w ruchu drogowym wlepili mu w sumie tysiąc złotych mandatu. Wszystkie straty będzie też zmuszony pokryć z własnego… kieszonkowego. Ciekawe, czy dostał lanie…

W Żywcu „spotkali się” – najpierw na drodze, potem w szpitalu – dwaj kierowcy, którzy nie mieli prawa wsiadać za kierownicę. Jeden był pijany, a drugi nie miał prawa jazdy. Do zdarzenia doszło 11 czerwca około 16.30 na ulicy Oczkowskiej. Jak wynikało ze wstępnych ustaleń policjantów, 49-letni kierowca opla astry nie potrafił bezpiecznie pokonać zakrętu. Zjechał na przeciwległy pas ruchu i staranował nadjeżdżającego z naprzeciwka 21-latka, który prowadził motocykl suzuki. Obaj kierowcy trafili do szpitala, ale obrażeń doznał tylko motocyklista. Kara nie ominie obu kierowców. 49-latek odpowie bowiem za spowodowanie wypadku pod wpływem alkoholu (alkomat wskazał prawie promil), a jego ofiara za to, że prowadziła motocykl mimo braku uprawnień.

To żaden łobuz, ale zwykła gapa. 9 sierpnia na stacji paliw w Bestwinie zapominalski kierowca po zatankowaniu gazu nie odpiął węża, tylko ruszył do przodu. Zorientował się co nawywijał, gdy usłyszał huk zrywanego przewodu. – Przewód został wyrwany z dystrybutora, co spowodowało silny wyciek gazu LPG, gdyż nie zadziałał zawór zabezpieczający niekontrolowany wypływ gazu. Pierwsze działania podjął właściciel stacji, który zakręcił zawór doprowadzający gaz ze zbiornika do zestawu pomp przed dystrybutorem. Mimo podjętych z jego strony działań, wycieku nie udało mu się opanować – informowała Patrycja Pokrzywa, rzecznik bielskiej straży pożarnej. Jak się okazało, czasem najskuteczniejsze metody to te najprostsze. Strażacy uszczelnili wyciek przy użyciu… drewnianego kołka.

Mają rozmach…

Nie brakuje ludzi, których nijak nie można zaszufladkować. Fantazja ponosi ich tak bardzo, że policjanci, prokuratorzy i sędziowie mają zapewniony darmowy kabaret.

Funkcjonariusze z Czechowic-Dziedzic się spisali, bo wyjaśnili zagadkę płonącego pustostanu w Kaniowie. W tym rejonie dochodziło też do innych mniejszych podpaleń. Zatrzymano dwóch miejscowych wyrostków w wieku 18 i 19 lat. Bez większego problemu przedostali się oni do opuszczonego budynku. Pili tam alkohol. W pewnym momencie podpalili drewniane schody, które szybko stanęły w płomieniach. Zanim ogień zaczął się rozprzestrzeniać, zdążyli jeszcze… skraść z budynku metalowe przedmioty, które później sprzedali w skupie złomu. To nie koniec ich bezczelnych wyczynów. To właśnie oni wezwali na miejsce straż pożarną, a sami z ukrycia przyglądali się akcji gaśniczej!

29 stycznia szedł ulicą Struga w Bielsku-Białej. Wtem rzuciło się na niego aż pięciu bandziorów. Zażądali oddania telefonu komórkowego, wartego trzysta złotych. Najgroźniejszy z bandy wyciągnął nóż i nim pogroził. Dopiero wtedy nastolatek postanowił rozstać się ze swoją własnością. 16-letni bielszczanin właśnie w taki sposób opisał policjantom przebieg dramatycznych zdarzeń. Policjanci zrobili wszystko, by dopaść nikczemników i odzyskać skradziony telefon, ale szybko zorientowali się, że do żadnego napadu nie doszło. Przejrzeli zapisy monitoringu i sprawdzili szereg innych śladów, po czym wzięli nastolatka w krzyżowy ogień pytań. Ten w końcu przyznał się, że kłamał. Wszystko dlatego, że bał się przyznać swojej babci do tego, iż sprzedał podarowany mu telefon komórkowy. Składanie fikcyjnych zgłoszeń o przestępstwie samo w sobie jest przestępstwem. Chłopak stanął więc przed sądem rodzinnym. Chyba jednak wolałby zobaczyć smutną twarz babci, niż surowe oblicze sędziego…

Mieszkańcy Czechowic-Dziedzic zostali bohaterami kuriozalnego wypadku, do którego doszło w Brennej. Rzecz się działa 4 lutego tuż po 17.00 w Brennej Jatny. Odbywał się tam kulig, w którym brały udział cztery osoby. Najwidoczniej podróż saniami bardzo się nużyła 41-letniemu czechowiczaninowi. Ze wstępnych ustaleń policji wynika, że odpalił racę hukową. Wystrzał spłoszył konie, które wyrwały do przodu. 56-letni woźnica nie był w stanie nad nimi zapanować i sanie wylądowały w rzece. Wszyscy się potłukli, a 43-letnia czechowiczanka tak bardzo, że musiała zostać przewieziona do szpitala.

8 maja około 6.00 przy drodze krajowej w Czechowicach-Dziedzicach 25-letnia kobieta zatrzymała się pod stacją paliw. Wracała z pracy. Nie wiadomo, co też jej strzeliło do głowy, ale wprawiła w konsternację czteroosobową obsługę stacji. Powiadomiła bowiem personel, że na terenie budynku znajduje się bomba. – Obsługa natychmiast zaalarmowała o zdarzeniu oficera dyżurnego, który skierował na miejsce policyjne patrole. W akcję zaangażowano policjantów, strażaków oraz służby techniczne. Policyjni pirotechnicy oraz przewodnik z psem szkolonym do wykrywania ładunków wybuchowych przeszukiwali budynek i teren sąsiadujący ze stacją paliw. Ładunku wybuchowego nie było, jednak fałszywy alarm spowodował konieczność ewakuowania czterech osób – relacjonowali policjanci. Jednocześnie mundurowi zatrzymali 25-letnią kobietę, podejrzaną o to przestępstwo. Ale lekko im to nie przyszło. W czasie interwencji kobieta szarpała się i usiłowała uciec. Obezwładniono ją jednak i zakuto w kajdanki. Krewka dziewoja trafiła do policyjnego aresztu. Nazajutrz usłyszała zarzuty. I doczekała się surowych konsekwencji. Sąd, na wniosek śledczych, podjął decyzję o jej tymczasowym aresztowaniu.

Co mu strzeliło do głowy? 24 sierpnia tuż przed południem 25-latek powiadomił dyżurnego żywieckiej komendy o zabójstwie swojej matki. Policjanci błyskawicznie znaleźli się w domu na terenie gminy Węgierska Górka. Gdy rozmawiali z mężczyzną, do mieszkania weszła… jego matka. Cała i zdrowa. Jej syn nie był w stanie logicznie uzasadnić, dlaczego ją w taki sposób „uśmiercił”.

Ciągnie wilka do lasu… 20 listopada mury aresztu śledczego opuścił 22-latek, który był rozliczany z kradzieży. Nie minęło południe, a cieszący się wolnością mężczyzna upił się w sztok. Jak się później okazało, miał prawie dwa promile. W takim stanie wywołał karczemną awanturę w domu rodzinnym w Kozach. Zaczął wygrażać domownikom śmiercią. Zaalarmowani policjanci obezwładnili go i zakuli w kajdanki. Szybko okazało się, że zatrzymany kierował audi, pomimo orzeczonego wobec niego przez sąd zakazu prowadzenia wszelkich pojazdów mechanicznych, który obowiązuje go jeszcze przez trzy lata – ustalili policjanci. Wolnością cieszył się więc tylko pół dnia. Teraz odpowie przed sądem za kolejne przestępstwa – kierowanie gróźb karalnych i złamanie sądowego zakazu prowadzenia. Ma dużą „szansę” na o wiele dłuższy pobyt za kratami. Ale skoro robi wszystko by tam wracać…

google_news
Wydarzenia Bielsko-Biała Żywiec

Najgłupsi przestępcy roku

To przerażające, że tacy ludzie żyją wokół nas, ale – z drugiej strony – czasem można się zdrowo pośmiać

Bo wśród przestępców i wszelkiej maści gagatków, którzy weszli w konflikt z prawem nie brakuje takich, którym los poskąpił rozumu.

„Kronika Beskidzka” i „Żywiecka Kronika Beskidzka” w świątecznych wydaniach z 20 grudnia zamieściły poczet najgłupszych przestępców roku.

google_news