Skromny, niepozorny chłopak. Na ulicy nie przyciąga uwagi, na imprezach nie bryluje. Ale na boisku błyszczy. W ukochanym sporcie jordanowianin Szymon Wróbel mógłby zajść wysoko. Odrzucił jednak propozycje, które dawały mu szansę wybicia się i pozostał wierny klubowi w rodzinnym miasteczku.
Bakcyla piłki nożnej zaszczepili w Szymonie Wróblu jego ojciec i starszy brat. – Z początku była to gra dla zabawy na boisku przy naszej ulicy. Ale kiedy miałem dziesięć lat, tata przekonał mnie, abym zapisał się do Ludowego Klubu Sportowego Jordan – wspomina młody jordanowianin. Szybko się okazało, że chłopiec ma niemały talent. A z czasem wyrósł na jednego z najlepszych zawodników w mieście. W Internecie można znaleźć wiele informacji o meczach, w których Szymon Wróbel przyczynił się do zwycięstwa. Nie w każdym strzelał gole, ale – jak sam zapewnia – nigdy nie było to jego głównym celem. – Zawsze bardziej skupiałem się na asystowaniu kolegom. Wolę podać piłkę do kogoś, aby to on wbił ją do bramki. Jakoś bardziej mnie cieszy kreowanie dobrych okazji dla chłopaków z zespołu niż osobiste zdobywanie goli – wyznaje.
W wieku 18 lat mocniej zainteresował się futsalem (piłką halową) i wstąpił do drużyny Viva Spajki Szaflary, z którą osiągnął parę sukcesów, w tym mistrzostwo Podhala. Kilka razy zdobył w niej tytuł króla strzelców. Mimo tego „skoku w bok”, nie zrezygnował z gry na otwartych boiskach ani nie opuścił klubu, w którym zaczynał przygodę ze sportem. Raz tylko na pół roku został wypożyczony Pcimiance Pcim, co jednak skończyło się dla niego poważną kontuzją kolana. Gdy odzyskał sprawność, wrócił do Jordana i od tamtej pory twardo opiera się zmianie barw. A okazji mu nie brakowało. W ciągu minionych kilku lat dostał niejedną propozycję, która dawała mu szansę rozwoju, a także zarobienia pieniędzy. Gdyby ją przyjął, byłby teraz przynajmniej w czwarto- lub trzecioligowej drużynie. Z rodzimym klubem gra zaledwie w A klasie. Jednak liczy na to, że w przyszłym sezonie Jordanowi uda się znów awansować do ligi okręgowej.
Zdzisław Filipek, prezes zarządu klubu również ma taką nadzieję, podkreśla jednak, że dużo zależy właśnie od Szymona Wróbla. – Gdyby nas opuścił, byłoby źle. Jest szybki, aktywny na boisku, strzela dużo bramek. Podejmujemy wszelkie starania, aby go zatrzymać – mówi. Szymon przyznaje, że kiedyś pewnie odejdzie z Jordana, ale bynajmniej nie dlatego, by marzyła mu się kariera sportowa. Jordanowianin wiąże swoją przyszłość z Krakowem, bo tam podjął pracę zawodową. – Wierność jednemu klubowi jest dla mnie ważniejsza niż zarobki, które można uzyskać w wyższych ligach. Jordan jest teraz w potrzebie i zmierzam go wspierać tak długo, jak to będzie możliwe – twierdzi.