Na leśnych ścieżkach, szczególnie górskich, zaroiło się od żmij zygzakowatych. Choć to jedyny jadowity gatunek węża w Polsce, to rzadko kiedy sprowokowany do ataku wstrzykuje nieszczęśnikowi toksyczny jad.
– Chodząc po górach i lasach żmije spotykałem sporadycznie. Ale w tym roku jest ich – a przynajmniej takie mam wrażenie – istne zatrzęsienie. Ostatnio, w ciągu paru chwil w rejonie Błatniej w Beskidzie Śląskim zauważyłem aż trzy, wygrzewające się na słońcu. I to na środku zatłoczonych szlaków turystycznych. Jednej o mało nie rozdeptałem, bo całkiem nieźle wtapiają się w otoczenie. Dwie były nieduże, a jedna miała długość prawie metra. Co ciekawe, napotkałem i piękną srebrzystą, i miedzianą. Gdy zbliża się człowiek, żmije reagują spokojnie – leniwie pełzną w stronę najbliższych zarośli. Może nawet zbyt leniwie… – opowiada turysta, czytelnik beskidzkiej24, którego wpis zamieściliśmy wcześniej tutaj.
Odwiedzający beskidzką24.pl i jej facebookowy profil zaczęli opisywać swoje spotkania z tymi budzącymi zaciekawienie, wręcz zachwyt, ale i grozę gadami. I przesłali sporo własnych zdjęć węży. Najczęściej zauważali je na szlakach Beskidu Śląskiego, ale też Beskidu Żywieckiego i Beskidu Małego. Bywało, że żmije wygrzewały się na środku… dróg asfaltowych, stwarzając zagrożenie przede wszystkim dla siebie. – Jest ich masa – napisała Joanna Wojtas. – Ostatnio na spacerku to nasz piesek uratował synka od nadepnięcia na żmiję w trawie. Od razu na nią skoczył. Na szczęście nie ukąsiła ani synka, ani pieska – relacjonowała Barbara Krężelok.
Żmija zygzakowata to jedyny jadowity wąż na terytorium naszego kraju. Na szczęście rzadko kąsa człowieka, a jeśli już, to w większości przypadków nie wstrzykuje jadu. Gdyby doszło do najgorszego, to trzeba jednak szukać pomocy lekarza, który poda antytoksynę. Zdrowy człowiek wyjdzie z tej przygody bez większych problemów. Ale uważać muszą dzieci i seniorzy.
Naukowcy nie potwierdzają, aby populacja żmij nagle wzrosła. – Regularnie tropimy zwierzęta i nie obserwujemy takiego zjawiska. Żmije stały się widoczne, bo mieliśmy wyjątkowo ciepłą majówkę. Wtedy w górach jest dużo ludzi, a gady bardziej widać, bo wygrzewają się na kamieniach. Być może to są przyczyny zwiększenia liczby zaobserwowanych żmij – analizuje dr Robert Mysłajek, wiceprezes Stowarzyszenia dla Natury „Wilk” z Twardorzeczki, które prowadzi badania między innymi wilków, niedźwiedzi i rysi w Beskidach. Żadnych zgłoszeń dotyczących rannych żmij nie otrzymał ostatnio także Ośrodek Pomocy Dzikim Zwierzętom „Mysikrólik” z Bielska-Białej. – Ludzie najczęściej informują nas o rannych zaskrońcach – mówi Sławomir Łyczko.
Nadleśnictwa w naszym regionie nie prowadzą żadnych kampanii informacyjnych dotyczących żmij zygzakowatych. Wyjątkiem jest tu Nadleśnictwo Wisła, które postanowiło obalić pokutujące od lat mity. – Nie taka żmija groźna, jak ją malują! – przekonują leśnicy na swoim facebookowym profilu. – Na temat tego jedynego jadowitego gada w Polsce narosło wiele legend. Żmija zygzakowata urosła nawet do rangi śmiercionośnego potwora, który czyha na ludzi w zaroślach. Prawda jest dużo łagodniejsza – uspokajają. I na mity odpowiadają faktami. – Żmija zygzakowata to mieszkaniec naszych lasów i jest pod ochroną. Dlatego dajmy jej żyć i traktujmy ją jako jednego z leśnych sąsiadów – puentują leśnicy z Wisły.
Mit: jad żmii zabija! Fakt: jest groźny tylko dla dzieci, osób starszych, chorujących, uczulonych. Osobie zdrowej nic nie grozi, ale do lekarza i tak zawsze trzeba się zgłosić. Co ciekawe, tylko połowa ukąszeń żmii zawiera jad, druga połowa to swego rodzaju ukąszenia ostrzegawcze.
Mit: żmija czeka, żeby zaatakować! Fakt: wąż nas nie słyszy, wyczuwa jedynie drgania, więc dlatego czasami tak późno się oddala. Ale nie chowa się specjalnie za pniakiem i nie czeka na grzybiarza.
Mit: jad żmii trzeba wyssać! Fakt: nigdy czegoś takiego nie róbmy! Nie zakładajmy także opasek uciskowych. Staramy się jak najszybciej przetransportować poszkodowanego do szpitala.
Mit: żmija skacze na 5 metrów! Fakt: to nie kangur, więc nie skacze.