Wydarzenia Bielsko-Biała Cieszyn Czechowice-Dziedzice Żywiec Sucha Beskidzka Wadowice Oświęcim

Niż, który nas nęka

Swoją nazwę zawdzięcza miejscu powstawania – gdy nad ciepłe wody Morza Śródziemnego napływają zimne masy powietrza z północnego-zachodu. Od niedawna obarcza się go winą za każde większe opady nad Polską. Czy niże genueńskie będą nękać nas regularnie? I jaki wpływ mają na to zmiany klimatu?

Jeszcze niedawno termin ten był przeciętnemu Polakowi mało znany, choć niż genueński odpowiadał między innymi za powódź tysiąclecia z 1997 roku. Jednak od pewnego czasu jego nazwa coraz częściej pojawia się w mediach – rok temu, we wrześniu, niż genueński doprowadził do powodzi na Podbeskidziu, a w tym roku przyniósł ulewne opady w lipcu. Tak dzieje się, gdy tzw. „genuen”
rozpocznie wędrówkę na północny-wschód Europy. Wirując przeciwnie do wskazówek zegara, zaciąga ciepłe i wilgotne masy powietrza znad Morza Śródziemnego i Czarnego. – Po napotkaniu chłodnych mas powietrza z kierunków północnych, unoszą się one, tworząc strefy opadów i frontów – mówi Piotr Mazur, projektant hydrotechniczny i członek Stowarzyszenia Polscy Łowcy Burz, które od lat zajmuje się śledzeniem zjawisk pogodowych.

Jak bąbelek gazu

Mazur obrazowo tłumaczy działanie niżu. Powstała strefa często jest ułożona równolegle do kierunku przemieszczania się niżu. Można sobie to wyobrazić jako bąbelek gazu, który przemieszcza się wzdłuż krawędzi szklanki. Pomimo wędrówki niżu – bąbelek gazu, strefa frontowa – krawędź szklanki pozostaje stacjonarna lub przesuwa się dość nieznacznie. Powoduje to długotrwałe opady na narażonym obszarze. Czasami zdarza się, że na drodze niżu stoi układ wysokiego ciśnienia, który spowalnia lub blokuje jego ruch. To dodatkowo wydłuża czas oddziaływania stref frontowych na narażone obszary lub zwiększa obszar intensywnych opadów deszczu.

W naszym regionie opady intensyfikują się na górach. Kierunek przemieszania się niżu oraz jego ruch wirowy, powodują napływ chmur i opadów z kierunków północnych na południe. Po drodze masy powietrza natrafiają na barierę w postaci łańcucha górskiego, który utrudnia swobodny przepływ powietrza i wymusza ruch wznoszący. To powoduje skraplanie wilgoci i spotęgowanie opadów – tłumaczy nasz rozmówca. Połączenie tych czynników stwarza największe zagrożenie.

Okazuje się, że niż genueński nawiedza nasz obszar nierzadko. – Wbrew pozorom jest dość częstym zjawiskiem w naszej części Europy – mówi Piotr Mazur. – Część szybko przemieszcza się na północny-wschód, przynosząc większe opady w krótkim czasie, a część wędruje na wschód nie powodując opadów w Polsce. Jego charakterystyka i strefy frontowe mogą oddziaływać tylko na niewielki obszar, dlatego przesunięcie jego centrum o 100-200 km w którąś stronę wpływa na to, gdzie wystąpią intensywne opady.

Dla naszego regionu szczególnie niebezpieczna jest trasa centrum niżu przez wschodnią Polskę lub pogranicze polsko-ukraińskie, co ostatnio miało miejsce częściej niż zazwyczaj.

Dlaczego niż pojawia się właśnie u nas? – Odpowiedzi musimy szukać w częstych tego lata spływach chłodnych mas powietrza do południowej Europy i korzystnej dla niżów sytuacji barycznej. Silny wyż nad Rosją blokował ich wędrówkę dalej na północny-wschód, przez co oddziaływały nad Polską dłuższy czas. Nie jest to wynik jakiegoś pojedynczego czynnika, ale splot wielu warunków – mówi Piotr Mazur.

Czy zatem powinniśmy się przyzwyczaić do częstszych wizyt niżów genueńskich? – To nie tak, że teraz będą co roku powodować powodzie w Polsce. Zmiany klimatu wpływają na cyrkulacje mas powietrza w Europie i częściej doświadczamy cyrkulacji południkowej – z południa na północ, zamiast tradycyjnej zachodniej. Objawia się to na przykład ciepłymi i suchymi zimami albo wyraźnie zimniejszymi okresami na przykład w maju, czy tak jak w tym roku w lecie. To może powodować, że chłodne powietrze częściej docierać będzie do Morza Śródziemnego i warunkować powstawanie niżów genueńskich. Jednak od powstania niżu do powodzi w południowej Polsce jest długa droga i szereg warunków do spełnienia. Obserwując zmiany w ostatnich latach, można dostrzec, że częściej znajdujemy się po tej cieplejszej i bardziej suchej stronie, stąd większą część Polski dotyka problem suszy niż powodzi – dodaje Piotr Mazur.

Jak się przygotować?

Czy da się przygotować na opady związane z niżem genueńskim? – Długotrwałe deszcze, połączone z epizodami opadów nawalnych, jak w maju 2010 czy w ubiegłym roku, stanowią realne zagrożenie na Podbeskidziu. Dłuższe opady o umiarkowanym natężeniu wyczerpują retencję terenową w zlewni, a nadchodzące po tym opady nawalne praktycznie w całości trafiają do rzek, powodując ich gwałtowne wzbieranie. Nie zapominajmy o wzrastającym uszczelnieniu zlewni miejskich, gdzie umiarkowane opady mogą powodować lokalne podtopienia i zalania – wskazuje nasz rozmówca.

Dlatego zarządzanie ryzykiem powodziowym na tak zróżnicowanym terenie jak nasz wymaga kompleksowego podejścia. – Mamy tereny górzyste, leśne, które początkowo dobrze retencjonują wodę, ale po wyczerpaniu możliwości, następuje błyskawiczny spływ do potoków, stwarzając zagrożenie powodzią błyskawiczną, jak w lipcu w Kozach. Mamy zlewnie zurbanizowane, przez które przebiegają potoki zasilane wodami z kanalizacji deszczowych. Bliskość obszarów zabudowanych powoduje większe zagrożenie, znaczne szkody i dużą częstość zdarzeń, tak jak przy potokach Krzywa, Kromparek i Starobielskim. Dalej mamy większe rzeki, które w górnych biegach są w stanie przejąć wody powodziowe, ale na bardziej płaskich odcinkach przelewają się przez wały jak rzeka Wapienica czy Iłownica – wylicza Piotr Mazur.

I przekonuje, że trzeba działać na kilku płaszczyznach. – Poszczególne przypadki różnią się od siebie i wymagają wielu działań na kilku płaszczyznach. Duże zbiorniki retencyjne nie zredukują zagrożenia powodziowego wzdłuż potoków miejskich, a mała retencja leśna będzie niewystarczająca do ochrony terenów położonych w ujściowych odcinkach rzek. Tak samo, żadne z tych działań nie uchroni przed zalaniem jakiegoś wiaduktu, czy przejścia podziemnego w mieście – uważa Piotr Mazur. – Kluczowa w tak urozmaiconych warunkach jest dywersyfikacja działań, spójne podejście do tematu retencji na obszarze zlewni, oraz przemyślane gospodarowanie przestrzenią miejską. Wśród gmin dobrą praktyką jest zlecanie koncepcji gospodarowania wodami opadowymi na ich terenie, by określić główne i spójne kierunki działań – podkreśla hydrolog.

Bartłomiej Kawalec

Materiał powstał w ramach projektu Stowarzyszenia Gazet Lokalnych

google_news
Kronika Beskidzka prasa