Leszna Górna to wieś w gminie Goleszów, tuż przy granicy z Czechami i z przejściem granicznym, licząca od dawna około 500 mieszkańców. Mimo tak małego zaludnienia, działa tam klub tenisa stołowego LKS Lesznianka, zdobywający coraz liczniejsze laury i „dostarczający” graczy nawet do kadry Polski!
Od niedawna pingpongiści – głównie młodzi – trenują w dedykowanej im salce. Podczas jednego z takich treningów z trenerem, a kiedyś utytułowanym zawodnikiem, rozmawiał red. Michał Cichy.
– Ilona Sztwiertnia w niedawnej rozmowie z nami wspominała, że kiedyś Lesznianka trenowała w różnych miejscach. Od kiedy działacie w tej sali?
– W styczniu 2022 roku, dzięki ogromnej pomocy pani wójt Sylwii Cieślar, otrzymaliśmy klucze do nowo wyremontowanej salki, w której możemy trenować na 5 stołach przez cały dzień. Jest to typowa salka treningowa, a mecze ligowe (III i IV liga) rozgrywamy na większej salce szkoły w Dzięgielowie. Salka pomieści wszystkie chętne do ćwiczenia dzieci, ponieważ trenujemy w grupach liczących 6-10 osób, o różnych godzinach, dlatego każdy będzie mógł dopasować pory treningów według siebie i każdy się zmieści.
– Dlaczego niedawne uczestniczki mistrzostw szkolnych figurują jako przedstawicielki Czechowic-Dziedzic?
– W zeszłym roku podpisaliśmy umowę partnerską z Ośrodkiem Tenisa Stołowego PZTS w Czechowicach-Dziedzicach, dzięki której nasi wyróżniający się zawodnicy mają możliwość trenowania w ośrodku i rozwijania swoich umiejętności.
– Ilu zawodników jest w klubie?
– W tym momencie w LKS Lesznianka trenuje 14 zawodników.
– Chyba osoby nie tylko z Lesznej?
– Nie tylko. Są zawodnicy z Goleszowa, Ustronia, Wisły, Cieszyna, można powiedzieć, że z całego powiatu. Stawiamy głównie na dzieci i młodzież. Nie wyznaczamy granic wiekowych ani adresowych. Dajemy szanse rozwijać się wszystkim dzieciom, które do nas przyjdą. Zdajemy sobie sprawę, iż jesteśmy małym klubem i nie zawsze będziemy mogli zapewnić odpowiednie warunki do treningu na wyższym poziomie. Chodzi tutaj o środki finansowe, ale też zapewnienie odpowiednich partnerów do trenowania, więc najlepsi w naturalny sposób przechodzą wyżej. W klubie najwięcej czasu poświęcamy dzieciom, bo to jest nasz główny cel. Stawiamy na wychowanków, bo oni, w odróżnieniu od graczy „kupionych”, zostają z nami na zawsze.
– Ilu przechodzi wyżej?
– Statystycznie do lepszego klubu przechodzi jedna na 2-3 osoby.
– Skąd pochodzą finanse takiego klubu jak LKS Lesznianka?
– Nasze środki finansowe pochodzą przede wszystkim z budżetu gminnego i w tym miejscu znów powiem, że jesteśmy bardzo zadowoleni, iż pani wójt Cieślar tak nas wspiera, bo koszty naszego funkcjonowania są duże. Składają się na nie przede wszystkim liczne wyjazdy na zawody. W tym sezonie byliśmy na 30 turniejach rangi mistrzowskiej (wojewódzkich i ogólnopolskich), w których stawaliśmy na podium 12 razy. Pochłaniają one masę pieniędzy, gdyż zwykle są to wyjazdy kilkudniowe, w czasie których trzeba podopiecznym zapewnić wikt i opierunek, w grę często wchodzi też wpisowe. Oprócz kasy z gminy mamy sponsorów, którzy nas wspierają. Dodam jeszcze, że w tym roku uczestniczymy w programie Ministerstwa Sportu i Turystyki o nazwie „Pingpongowe Marzenia” z ENEA. Zostaliśmy zakwalifikowani jako jeden z 70 klubów w Polsce. Raz na kilka miesięcy przyjeżdża koordynator oceniający moją pracę, postępy dzieci oraz nasze wyniki. Przy dobrych ocenach mamy szanse być objęci tym programem i w następnych latach.
– Od jakiego wieku dzieci zaczynają trenować ping-ponga?
– Ten sport tak mocno się rozwija, że już w tak wczesnym wieku jak 4-6 lat najlepiej zacząć ćwiczyć.
– Warto trenować ping-ponga?
– Warto trenować cokolwiek. Chciałbym, ja – jako trener – żeby jak najwięcej dzieci uprawiało właśnie tenis stołowy. Jest on bardzo wszechstronnie rozwijający, wymaga kondycji, szybkości, koordynacji ruchowej, koncentracji, spostrzegawczości, refleksu. Wykorzystuje się w nim nie tylko własne umiejętności, ale i słabsze strony przeciwnika. Stajemy naprzeciw niego i znając go, jego atuty i mankamenty, możemy się wykazać pewnym zmysłem strategicznym, czyli – czy mamy grać wolniej, czy szybciej, ofensywnie lub przeciwnie.
– Czy tenis stołowy daje duże pole dla rozwoju ogólnego?
– Tak, bo jest dzięki ping-pongowi rozwój nie tylko ciała, ale i umysłu. Refleks, szybkość, gibkość, zdolność przewidywania, wytrzymałość oraz koncentracja to tylko niektóre cechy, które możemy rozwinąć dzięki grze w tenisa stołowego. Ostatnio uczennica powiedziała mi, że pani ją pochwaliła za umiejętność myślenia z wyprzedzeniem, zauważając w tym wpływ treningów ping-ponga. To bardzo cieszące i motywujące zarówno dla zawodnika, jak i trenera.
– Jakie cechy trzeba mieć, żeby by dobrym pingpongistą?
– Żeby być dobrym tenisistą stołowym, trzeba mieć na pewno refleks, szybkość, koordynację i talent. Ale znam przypadki, że dzięki swojej ciężkiej pracy ktoś doszedł do bardzo dobrych wyników. Oczywiście, jak w każdym sporcie, trzeba mieć również troszkę szczęścia.
– Jesteśmy o rzut piłeczką pingpongową od granicy. Czy Czesi u was trenują, albo wy w Czechach?
– Niedawno braliśmy udział w turnieju we Frydku-Mistku i podpisaliśmy umowę z tamtejszym klubem, również stawiającym na szkolenie młodzieży, o wzajemnej współpracy. My będziemy jeździć do nich, oni do nas, taka wymiana nastąpi od września, może mocno wpłynąć na rozwój obu klubów. Wiem natomiast, iż często się zdarza, że zawodnicy z pogranicza trenują w Czechach.
– Poziom Czechów jest wyższy niż Polaków?
– Obecnie, jak chodzi o grę zawodową, na wysokim szczeblu, Polacy są silniejsi od Czechów, bo u nas tenis stołowy się bardzo rozwinął. Mamy przecież mistrza świata juniorów, mamy wicemistrza świata kadetów, osiągnięcia szczególnie tych młodych zawodników są bardzo wysokie i powoli przekłada się to już na szczebel seniorski. Czesi natomiast są znacznie niżej. Trzeba jednak też powiedzieć, że Czesi mają bardzo dobrze rozwinięty sport masowy. Uprawia go statystycznie wielu Czechów, mimo że jest ich mniej, w tym i naszą dyscyplinę. W związku z tym poniekąd, myślę, że taki poziom amatorski w ping-pongu jest u nich wyższy.
– Jak można teraz określić miejsce Lesznianki w hierarchii?
– Uogólniając i odkładając na bok indywidualne sukcesy to można powiedzieć, że jesteśmy w czołówce powiatu. Można powiedzieć też, że reprezentujemy powiat w województwie śląskim, gdzie jesteśmy klasyfikowani na dziesiątym miejscu w kategorii młodzieży. W tym zakresie wiekowym, w pierwszej dziesiątce, jest jeszcze Chybie, które plasuje się koło nas, natomiast poza tym są to kluby z dużych, a nawet bardzo dużych miast, takich jak: Mysłowice, Tarnowskie Góry czy Gliwice. 10. miejsce w klasyfikacji klubowej na 80 klubów w całym województwie to naprawdę świetny wynik.
– Pociągnijmy dalej ten temat. Jakie były największe wasze osiągnięcia indywidualne w zakończonym sezonie?
– Najlepsze osiągnięcia naszych zawodników w tym sezonie to 9. miejsce w drużynowych mistrzostwach Polski młodzików, naszych chłopaków Michała Pilcha i Błażeja Lorca, 17. miejsce w Polsce Wiktorii Cieślar i szkolne wicemistrzostwo Polski dziewcząt Emilii Byrtek oraz Nadii Cieślar (nasze wychowanki).
– Jak na tak małą miejscowość to budzi uznanie. Lesznianka ma już chyba renomę?
– Widzimy, że jesteśmy zauważani i cenieni na arenie wojewódzkiej, co jest dla nas miłe i motywujące. To bardzo dużo dla nas znaczy, gdy przyjeżdżamy na zawody i słyszymy: „O, Lesznianka, oni potrafią grać”. Jest to bardzo budujące dla mnie, jako trenera, widzieć, że ta młodzież się rozwija.
– Czyli każdy może przyjść i u was trenować?
– Mimo pewnych barier organizacyjnych nie stosujemy ograniczeń ilościowych, jesteśmy otwarci na jak największą liczbę młodych zawodników, nie tłamsząc ich. Staram się, aby każdy trenujący u nas nie tylko czerpał z tego przyjemność, ale również osiągnął szczyt swoich możliwości. Niech będzie ich jak najwięcej.
– Sprawia pan wrażenie trenera z pasją.
– Tak, bo aby działać w tym sporcie, trzeba mieć pasję. Tylko w ten sposób można zarażać innych i pokazywać, że każdy może pokonywać swoje słabości. Ja zdaję sobie z tego sprawę, ile godzin treningowych trzeba poświęcić, aby grać na wysokim poziomie. Zapewniam jednak, że każdy może grać z wielką pasją nawet na niższym poziomie. Wiem wiele, bo z tenisem stołowym związany jestem już 42 lata, czyli od 1981 roku. Najpierw jako junior, potem gracz profesjonalny. Gdy byłem juniorem, sukcesy odnosili słynni pingpongiści: Andrzej Grubba i Leszek Kucharski. Oni byli dla nas wzorami i punktami odniesienia, zdobywając laury w Europie i na świecie, często skutecznie stawiając czoła Szwedom i Chińczykom. Dzięki nim tenis stołowy był wówczas bardzo popularnym sportem, zarówno tym uprawianym, jak i tym śledzonym w telewizji. Wychowywałem się w Cieszynie, a potem była kariera sportowa. Gdy doszedłem do poziomu pierwszej dziesiątki mistrzostw Polski młodzików, zostałem przeniesiony do Bielska-Białej, a później trafiłem do najlepszego klubu w Polsce na tamte czasy, AZS-u Gliwice, grając na naprawdę wysokim poziomie. Pod koniec kariery wróciłem do Cieszyna, gdzie jeszcze grałem w Piaście Cieszyn, z którym w ciągu roku zrobiliśmy w Cieszynie drugą ligę.
– Czy można z tego sportu wyżyć?
– Wiadomo, że pieniądze nie są takie duże jak w piłce nożnej czy siatkówce, ale zawodnik z krajowej czołówki, uprawiający tę dyscyplinę wyczynowo, może z niej żyć na średnim poziomie.
– Dotąd tylko Ilona Sztwiertnia była w kadrze pośród graczy Lesznianki?
– Ilona Sztwiertnia jest naszą jedyną kadrowiczką, ale ja zawsze dodaję, że na razie. Bardzo duże nadzieje wiążę z Magdą Byrtek i Wiktorią Cieślar. One po prostu mają – jak to się mówi – to coś. A może ktoś inny wyskoczy, tego nikt do końca nie może przewidzieć. Najważniejsze, że każdy z naszych zawodników chce grać i ciężko pracujemy na treningach, aby wszyscy osiągnęli jak najwyższy poziom sportowy. Obecnie mamy dwóch zawodników w kadrze Śląska: Michała Pilcha oraz Błażeja Lorca.
– Sam klub już kilkadziesiąt lat istnieje, pewnie jest punktem integracyjnym wsi.
– Klub istnieje 75 lat, w czasie których miał swoje gorsze i lepsze okresy, ale od dwóch lat idziemy do przodu. To jedyny klub sportowy w Lesznej Górnej. Poniekąd w związku z tym często bierzemy udział w różnych lokalnych wydarzeniach, służących integracji. Czasami organizujemy też otwarte zawody, dla graczy spoza klubu. Nie jest to jednak częste, gdyż możliwość takiej organizacji mamy tylko poza sezonem, a wymagania współczesnego sportu są takie, że za wiele się nie odpoczywa. Sezon trwa od początku września do połowy czerwca. Do 15 lipca dzieci mają czas na roztrenowanie, a później następuje całkowity rozbrat z ping-pongiem i mają wolne tylko dwa tygodnie do końca lipca, bo początkiem sierpnia zaczynają się wszelkie obozy, podczas których trenujemy kilka razy dziennie. Sierpień to jest dla nas bardzo pracowity czas, ponieważ już z początkiem września zaczynają się pierwsze turnieje.
– Wróćmy jeszcze do Grubby, nieżyjącego niestety, który pewnie wciąż dla wielu Polaków jest punktem odniesienia w tej dyscyplinie. Czy miałby dzisiaj szanse z tamtą grą? Innymi słowy, czy dyscyplina się zmieniła?
– To były całkiem inne czasy i inna gra – znacznie wolniejsza, opierająca się na rotacji. Obecnie gra stała się bardzo agresywna, opierająca się na dużej szybkości zagrań. Zmieniły się również metody nauczania oraz sprzęt. Dlatego bardzo trudno porównać tamtą epokę z obecną. To tylko pokazuje, jak zmienia się świat wokół nas, a z nim również cały sport. Ale jakbym miał odpowiedzieć koniecznie na to pytanie – grą, którą prezentował Andrzej Grubba, dzisiaj nie osiągnąłby takich wyników.