Rozmowa z Dariuszem Gajnym, miejskim ogrodnikiem, o losie drzew w mieście.
– To już ponad rok od kiedy został pan miejskim ogrodnikiem. Warto było?
– Bez wątpienia. To praca przynosząca sporo satysfakcji, kiedy uda się osiągnąć jakiś zamierzony cel, lub po prostu ochronić czasem nawet jedno drzewo.
– Z pewnością, ale, jak przypuszczam, urzędnicy chyba pana nie lubią, przynajmniej ci, którym musi się pan sprzeciwiać w kwestiach dotyczących wycinki drzew.
– Nie jest tak źle. Większość osób w ratuszu mających jakiś decyzyjny związek ze sprawami wycinek doskonale rozumie potrzebę ich ochrony. Nie ma więc tu jakiegoś muru do przebicia. Pamiętać też trzeba, że w procesie inwestycyjnym ścierają się różne racje i potrzeby mieszkańców, które trzeba ze sobą wspólnie godzić. Dlatego jeżeli już musi dojść do wycinki, to w jak najmniejszym stopniu z jak największą ochroną zieleni, która zostaje.
– Nie powie mi pan jednak, że jest aż tak idealnie!
– Idealnie nigdy pewnie nie będzie. W każdym razie jest znacznie lepiej niż w latach poprzednich. Oczywiście zdarzają się niedociągnięcia, proszę jednak pamiętać, że przeprowadzamy małą zieloną rewolucję, która jest procesem w większości przypadków zmiany mentalności – a to musi trwać.
– Czyli uzasadnia pan istnienie funkcji ogrodnika miejskiego…
– Uważam, że dla drzew i przyrody w mieście dobrze się stało, że takie stanowisko uruchomiono. Ba! Po roku pracy mogę też stwierdzić, że jeden ogrodnik to za mało na obszar miasta i problemy, które pojawiają się na co dzień.
– A ma pan jakieś moce decyzyjne, czy tylko może pan opiniować i przekonywać?
– Mam swoich szefów nad sobą, ale już sam fakt, że mogę uczestniczyć w procesie decyzyjnym, właśnie opiniować, sprzeciwiać się i doradzać jest niezmiernie istotny później dla efektu końcowego. Sporo drzew w mieście dzięki temu nie poszło pod przysłowiowy topór.
– A co ogrodnikowi miejskiemu sprawia najwięcej problemów, skoro nie urzędnicy?
– W dużej mierze projektanci inwestycji drogowych. Oni nie czują zielonego tematu, niestety. Mają swoje normy, zalecenia i drzewa nie są dla nich sprawą najważniejszą. Ale i to, mam nadzieję, powoli się zmieni tym bardziej, że MZD wspiera mocno moją pracę i angażuje się w realizację zarządzenia prezydenta dotyczącego ochrony drzew. Projektanci z Bielska-Białej wiedzą, że mamy karty ochrony drzew i zasady, które muszą zawrzeć w części opisowej i graficznej projektu. Gorzej jest z firmami z poza miasta. Dużo czasu poświęcam na tłumaczenie o co nam w tym wszystkim w ogóle chodzi.
– Fajnie to brzmi, ale i tak rocznie znika z miasta kilka tysięcy drzew.
– To prawda, ale stosujemy zasadę minimum jeden za jeden, czyli za każde wycięte drzewo nasadzamy nowe, a czasem nawet kilka. To jest również utrudnienie dla projektantów, bo im więcej drzew zaplanuje się do wycięcia, tym więcej trzeba będzie gdzieś nasadzić, a z tym wcale nie jest tak łatwo, ponieważ trzeba znaleźć odpowiednie miejsce. No i nie wolno zapominać, że wiele spośród tych wyciętych drzew zniknęło, bo tak sobie życzyli sami mieszkańcy składający wnioski lub zgłoszenie dotyczące wycinki.
– No dobrze. Zatem nie dojdzie do sytuacji, że za ileś tam lat zostaną nam w mieście tylko miniparki z drzewami i krzaki na poboczach?
– Z całą pewnością. Cały czas trwają prace nad zabezpieczaniem dużych enklaw zieleni. Przy procesach inwestycyjnych, szczególnie w centrum staramy się “rozbrukowywać” każdy, nawet najmniejszy teren. Mało tego, pojawią się miejsca do tej pory pozbawione zieleni i drzew.
– Tak z dnia na dzień?
– Niemalże. Tak będzie na przykład na placu Wojska Polskiego, gdzie zaprojektowano dwa rzędy klonów czerwonych. Zrobimy nasadzenia wysokich już na blisko osiem do dziesięciu metrów drzew, ze specjalnym systemem nawadniania i ochrony korzeni. Na ulicy Cyniarskiej z kolei będziemy mogli podziwiać szpaler ambrowców amerykańskich. To mało spotykane w Polsce drzewo, ale efektowne wizualnie i odporne na miejskie warunki.
– A co z ulicą Pocztową? Ile w końcu drzew tam wytniecie?
– Trwają jeszcze ostateczne ustalenia co do zakresu inwestycji. Planowane wycinki wiążą się z koniecznością zachowania drogi o określonych parametrach.
– Mówi pan teraz jak urzędnik, a kiedyś był pan po drugiej stronie barykady… Można przecież było projektować drogę węższą, jednokierunkową, a nie szeroką arterię przez co wyciąć trzeba właśnie drzewa.
– Faktem jest, że kiedyś inaczej patrzyłem na sprawy ochrony przyrody, a teraz, kiedy poznałem też argumenty tej tzw. drugiej strony, musiałem to trochę zweryfikować. Tak jak mówiłem, musimy łączyć różne potrzeby mieszkańców. Proszę też pamiętać, że w pracy nie stwierdzam zasadności danej inwestycji, lecz podczas procesu projektowania i wykonania mam zadbać o jak największe zachowanie i ochronę zieleni. Tak jest przy okazji Pocztowej.
– Oby więc takich sytuacji było jak najmniej, bo każde drzewo jest cenne.
– I taka idea mi właśnie przyświeca.
Słusznie w tytule, że nigdy nie będzie idealnie bo i ideałów nie ma w życiu. Ale w wypowiedzi jest, że nigdy idealnie pewnie nie będzie, jest nadzieja.
Świetne podsumowanie Panie redaktorze w końcowym zdaniu – “bo każde drzewo jest cenne”. Fajnie by było, aby Pana portal przyjął też inną zasadę – bo każde życie jest cenne również dziecka jeszcze nienarodzonego.
Miejski ogrodnik a bardziej naczelny ogrodnik nie zajmuje się głównie drzewami jak w wywiadzie.