Od 22 lat jest gitarzystą w zespole słynnej Urszuli, jako realizator nagrywał płyty między innymi dla Perfectu czy Patrycji Markowskiej. Bielszczanin Piotr Mędrzak w swojej pracy najbardziej lubi kontakt z innymi muzykami. – Gdy razem gramy, jest to swego rodzaju porozumienie bez słów, ponad umysłami – mówi.
Choć objeżdża z koncertami całą Polskę, a także zagranicę, i zdecydowanie łatwiej byłoby mu funkcjonować w Warszawie, z Bielska-Białej za żadne skarby nie chciałby się wyprowadzić. – Mamy tu na wyciągnięcie ręki góry i jeziora, a samo miasto również jest bardzo przyjazne, nie jest wielką metropolią. Dobrze mi się tu żyje, mimo że wciąż muszę dojeżdżać. Po drugie, w Nowej Wsi koło Kęt mam swoje studio nagrań – mówi.
Dziecięce marzenia
Jego rodzice kochali muzykę, choć nie byli z nią związani zawodowo. – Mieliśmy w domu kilka tysięcy płyt. Którą szafę by się nie otworzyło, tam leżały płyty. Mama preferowała klasykę, ojciec lubił rocka i metal – wspomina Piotr Mędrzak. – To były czasy komuny i wyglądało to tak, że ktoś miał gramofon, ktoś inny dostał płytę i ludzie spotykali się, by posłuchać tej muzyki wspólnie. Potem pożyczali sobie nawzajem płytę i przegrywali. Godzinami słuchaliśmy z ojcem różnych utworów i rozmawialiśmy o nich, więc słuchanie muzyki weszło mi w krew.
Jako dziecko najbardziej ukochał twórczość Jimiego Hendrixa. – Marzyłem o tym, by jak on grać na gitarze. A że instrumentu oczywiście nie miałem, skakałem na łóżku z paletką w rękach, udając, że szarpię struny – opowiada. – Marzenie o gitarze było oczywiście nie do spełnienia. Rodzice nie należeli do partii, więc klepali biedę. A ponieważ ja stałem się nie do zniesienia, znajoma rodziców podarowała mi mój pierwszy instrument. Leżał zamknięty w szafie i czekał na Boże Narodzenie. Teraz z perspektywy czasu myślę, że to była ta najważniejsza w życiu i przynosząca największą radość gitara.
Mały pasjonat nie miał jednak w pobliżu nikogo, kto nauczyłby go chwytów. – Po miesiącach samotnego grania nauczyłem się stroić gitarę ze słuchu i wymyśliłem pierwsze akordy. Nawet nieźle pasowały do płyt, które mieliśmy w domu – wspomina. – Gdy rodzice zobaczyli, że nie odpuszczę, wysłali mnie do koła muzycznego. Jednak tam uczono kompozycji klasycznych, a ja marzyłem o tym, by być jak Hendrix. Tymczasem granie bluesa czy rock and rolla było w czasach komuny zabronione. Ćwiczyłem więc tę muzykę sam po cichu w domu.
W lokalnych zespołach
Tak minęło kilkanaście lat grania, a w międzyczasie upadła komuna. – Rodzice kupili mi więc piękną amerykańską gitarę elektryczną marki Fender. Włóczyłem się z nią i grałem w lokalnych zespołach.
Jednym z nich był pięcioosobowy zespół Jolly Roger, w którym na gitarze grał również Tomasz Ficoń – dzisiejszy rzecznik prasowy Urzędu Miejskiego w Bielsku-Białej. Komponował on również muzykę i pisał teksty. – Niedawno spotkałem się z nim i zaproponowałem mu napisanie słów do najnowszego albumu Urszuli. Tomek wysłał próbki, Ula się z nim skontaktowała i tym sposobem na ostatniej płycie „Teraz ja” znalazła się jedna, właśnie tytułowa piosenka, do której słowa napisał Tomek – mówi Piotr Mędrzak.
Z Reni Jusis
W jednym z owych młodzieńczych zespołów Piotr Mędrzak poznał świetnego perkusistę Remigiusza Kasztelnika. – Graliśmy razem, a on pracował już wtedy w jednej z firm nagłośnieniowych. Przeprowadził się do Warszawy i robił tam karierę – wspomina bielszczanin. – Zachęcił mnie, bym udał się na przesłuchania do zespołu Reni Jusis. Stwierdziłem, że spróbuję. Chciałem się do tego przygotować, ale nigdzie nie mogłem kupić płyty tej wokalistki. Wreszcie znalazłem jedną ostatnią na stoisku muzycznym w Klimczoku. Słuchałem jej w kółko i uczyłem się tych piosenek. Na przesłuchaniu było kilku znamienitych gitarzystów, tymczasem do zespołu wybrano mnie. Do dziś do końca tego nie rozumiem.
Już wkrótce miał się odbyć koncert będący premierą drugiego albumu Reni Jusis. – Zagrałem więc swój pierwszy profesjonalny koncert, a odbył się on dokładnie w dniu moich osiemnastych urodzin. Byłem naprawdę mocno wzruszony, ale i przerażony, ponieważ wśród publiczności znajdowało się wiele osobistości z branży, między innymi Kayah czy Edyta Górniak. Na szczęście koncert wyszedł wzorowo, a ja zagościłem na stałe w zespole Reni. Współpracowaliśmy pięć lat i dało mi to niezbędne doświadczenie i szkołę gry, której tak bardzo pragnąłem. Miałem się tam od kogo uczyć. Na perkusji grał Robert Luty, na gitarze basowej Mirosław Stępień, było też kilku klawiszowców, spośród których najbardziej zakumplowałem się z Marcinem Trojanowiczem. To od nich zaraziłem się również pracą studyjną. Natomiast Reni to bardzo ciepła, otwarta osoba, o dużej wrażliwości na muzykę. Ja byłem wtedy bardzo młodziutki, miałem osiemnaście lat, a oni bardzo się mną zaopiekowali. Zagraliśmy razem mnóstwo koncertów.
Szczęście do ludzi
Piotr Mędrzak podkreśla, że ma w życiu szczęście do pozytywnych, otwartych i mądrych ludzi, a także do osób, które wskazują mu życiowe i muzyczne ścieżki. – Takim moim pierwszym mistrzem była moja mama. Pokazała mi, jaki świat jest piękny, jak kochać ludzi i jak się z nimi dogadywać. Była osobą bardzo ciekawą, nastawioną na artystyczne odczuwanie świata. Dzięki niej w naszym mieszkaniu znajdowało się też mnóstwo książek – opowiada Piotr Mędrzak. – Natomiast w szkole podstawowej mieliśmy genialną wychowawczynię, nieżyjącą już dziś Lucynę Bardel, późniejszą prezes Oddziału PTTK „Podbeskidzie” w Bielsku-Białej. Chodziła z nami po górach, a ja oczywiście musiałem brać gitarę. Graliśmy i śpiewaliśmy wszystkie piosenki świata, stanowiliśmy świetnie zgraną paczkę. Była matematyczką i wszyscy tę matematykę umieli, nawet największe łobuzy. Nauczyła nas też, jak się nawzajem szanować i wspierać.
Pociągami ze wzmacniaczami
Gdy Piotr Mędrzak grał w zespole Reni Jusis, jednocześnie pracował na magazynie z płytkami ceramicznymi i studiował na filii Politechniki Łódzkiej w Bielsku-Białej. – Nie wiem, jak to wszystko godziłem – śmieje się. – Lubiłem ciężką fizyczną pracę i bardzo ją szanowałem. A na Politechnice pisałem pracę o strategiach globalnych przedsiębiorstw. We wnioskach końcowych opisałem wiele współczesnych procesów. Po czym dźwigałem worki z klejem. A w międzyczasie jeździłem na koncerty.
Drugim zespołem – do którego zaprosił go Marcin Trojanowicz – był zespół Magdy Femme. – Współpracowaliśmy ze sobą cztery lata – opowiada bielszczanin. – Poznałem tam wielu utalentowanych muzyków, na przykład perkusistów Krzysztofa Patockiego i Mariusza Mocarskiego, a także Patrycję Markowską czy Justynę Steczkowską. Wszedłem w ten sposób w środowisko, które grało z czołowymi wokalistami polskiej sceny muzycznej. Dzięki temu zyskałem szerokie kontakty w branży, co pozwoliło mi się w niej ugruntować. Ale w przeciwieństwie do większości muzyków, nie przeprowadziłem się do Warszawy. A ponieważ długo nie miałem samochodu, jeździłem pociągami z gitarami i wzmacniaczami. Ludzie często pomagali mi się z tym załadować, a konduktorzy czasami mnie wyrzucali. Było różnie, ale musiałem sobie jakoś radzić. Czasami miałem po cztery, pięć przesiadek. A kilka razy zdarzało się tak, że wysiadałem w środku lasu i nie byłem pewien, czy rzeczywiście dobrze trafiłem do miejscowości, w której ma się odbyć koncert. Tymczasem gdy wychodziłem z lasu, moim oczom ukazywała się przygotowana scena.
22 lata z Urszulą
Pewnego razu, a był to rok 2003, do nowo tworzonego zespołu Urszuli zaprosił go Krzysztof Kieliszkiewicz, zwany „Kielichem” – basista Lady Punk, wówczas również menedżer Urszuli. W propozycjach dla wokalistki były dwa składy. Ostatecznie wybrano ten, w którym grał Piotr Mędrzak. Oprócz niego w zespole znaleźli się perkusiści Robert Markiewicz (obecnie członek formacji Organek) i Krzysztof Poliński (który grał wcześniej u Edyty Bartosiewicz), basista Michał Burzymowski, gitarzysta Sławomir Kosiński (obaj współpracowali z Lombardem) oraz Łukasz Sztaba, który grał na instrumentach klawiszowych. Dziś w zespole Urszuli na klawiszach gra Łukasz Piechota. – Natomiast w chórkach jest Anna Stankiewicz, a przez kilka lat śpiewała w nich bielszczanka Dorota Kopka – mówi Piotr Mędrzak.
W składzie Urszuli gra już zatem od 22 lat. – W zespole jest trochę jak w rodzinie. Cały czas koncertujemy zarówno w Polsce, jak i za granicą, na przykład w Anglii czy Niemczech – głównie dla tamtejszych Polonii – opowiada. – Znamy się ponad dwadzieścia lat, godzinami siedzimy razem w jednym busie, czytamy te same gazety, słuchamy wspólnie muzyki, często potrafimy gadać do bladego świtu. Po prostu lubimy ze sobą być, mamy podobne poczucie humoru. Pamiętam, jak kiedyś na imprezie był ranek i nawet DJ musiał się już zwijać, a my ciągle tańczyliśmy.
Jaka jest Urszula? – Ula jest normalną, bardzo ciepłą i niezwykle oczytaną osobą. Na wyjazdy zabiera całą bibliotekę i godzinami potrafi czytać w busie. Lubi też pożartować i dobrze się pobawić. Tworzymy też razem utwory – ona pisze teksty, a ja komponuję muzykę. Taka wspólna praca również bardzo zbliża.
Koncertowanie i spędzanie czasu z zespołem to także mnóstwo wspomnień i zabawnych sytuacji. – Na przykład kiedyś szliśmy przez hotelowy korytarz i słyszymy rozmowę dwóch pijanych gości. Jeden mówi do drugiego: „Ty, ja chyba widziałem Urszulę”. A drugi mu na to: „Kaziu, weź ty się jeszcze pierdyknij na godzinkę”. Ula przechodziła obok i pękała ze śmiechu – wspomina bielski gitarzysta.
Nagrywanie dla Perfectu
W międzyczasie Piotr Mędrzak wprawiał się jako realizator i producent muzyczny. Od lat wspólnie z Marcinem Godlewskim prowadzą studio nagrań Red House, które znajduje się w Nowej Wsi koło Kęt. W 2013 i 2014 roku nagrali w nim płytę Perfectu „DaDaDam”, z promocyjnym singlem „Wszystko ma swój czas”. – Perfect to bardzo sympatyczni i przyjaźni ludzie, atmosfera podczas nagrań była fantastyczna. A pracowaliśmy nad tym albumem dwa czy trzy tygodnie. Nagrywaliśmy po kilka wersji jednej piosenki, oni używali różnych gitar czy grali w różnych tonacjach. Te utwory ewoluowały i dopiero z czasem dochodziliśmy do satysfakcjonujących, ostatecznych wersji – opowiada Piotr Mędrzak. – Miałem więc okazję poznać się z Darkiem Kozakiewiczem, człowiekiem-legendą, wieloletnim gitarzystą i kompozytorem Perfectu. Był też wspaniały, nieodżałowany perkusista Piotr Szkudelski, który zmarł w 2022 roku. Przyjeżdżał do studia motocyklem i opowiadał sporo anegdot z historii polskiej muzyki. Płyta „DaDaDam” dobrze się sprzedała i pozwoliła zespołowi wylansować kilka przebojów oraz udowodnić, że nie odcinają jedynie kuponów.
Ostatnio Piotr Mędrzak realizował płytę Patrycji Markowskiej „Obłęd”, która ukazała się w maju tego roku. – W tym przypadku praca trwała krócej, Patrycja z zespołem byli już doskonale przygotowani, zazwyczaj na płytę wchodziła druga czy trzecia wersja utworu. Również Patrycja to bardzo ciepła i otwarta osoba, z niesamowitymi pokładami energii – opowiada bielszczanin. – Zrealizowałem też jeszcze między innymi dwa studyjne albumy Urszuli, które również produkowałem. A do mojego studia zaglądają także zespoły z naszego lokalnego podwórka, takie jak Eye for an Eye, Akurat, SIS czy Klamka, z których jestem bardzo dumny.
Porozumienie ponad umysłami
Piotr Mędrzak zagrał dotychczas setki koncertów i nagrał kilka płyt. – Miałem też szczęście współpracować jako gitarzysta z Beatą Bednarz, która śpiewa muzykę chrześcijańską i ma jeden z najpiękniejszych głosów w Polsce. Grałem też smooth jazz z zespołem Button Hackers. Sporo tego wszystkiego było. Obecnie realizuję również własny projekt „Mendry”, w ramach którego ukazała się już jedna płyta. Są na niej utwory z moimi tekstami, moją muzyką i moim wokalem. Gram tu na gitarze, basie i syntezatorze. Natomiast na bębnach towarzyszy mi Grzegorz Kańtoch. Teraz pracuję nad drugim tego typu albumem. Mimo że mam już na karku pięćdziesiątkę, wciąż muzycznie mnie nosi – śmieje się.
Jak mówi, najpiękniejszą częścią jego pracy są spotkania z ludźmi. – Muzycy to niezwykle ciekawe, kreatywne osobowości. Są też bardzo uczuciowi. Widzą i czują pewne rzeczy inaczej i w swojej twórczości są w stanie to przekazać. A każdy z nich ma w muzyce coś innego do powiedzenia. Cudowne jest też to, że gdy razem siedzimy i gramy, osiągamy swego rodzaju porozumienie ponad umysłami. Nie da się tego przekazać słowami, wiele dzieje się tu między wierszami. Środowisko muzyczne to niezwykle ciekawy świat. Niezmiernie się cieszę, że do niego należę i trudno mi uwierzyć, że wszystko to zaczęło się od dobroci przyszywanej cioci, która zrozumiała marzenia dziecka.
Zdjęcia: Magdalena Nycz oraz z archiwum Piotra Mędrzaka