5 maja w Jastrzębiu-Zdroju rozegrała się tragedia, którą śledziła cała Polska. W Kopalni Węgla Kamiennego „Zofiówka”, na poziomie 900 m, doszło do tąpnięcia, największego w historii kopalni.
Wraz z tąpnięciem rozpoczęła się najtrudniejsza w historii Jastrzębskiej Spółki Węglowej akcja ratunkowa. Pod ziemią uwięzionych zostało siedmiu górników. Jeszcze tego samego dnia, w pierwszej fazie poszukiwań, ratownicy natrafili na dwóch z nich. Mężczyźni znajdowali się w rejonie chodnika nadścianowego. Ich stan okazał się na tyle dobry, że o własnych siłach wydostali się na powierzchnię.
W niedzielę, 6 maja, ratownicy zlokalizowali w wyrobisku dwóch kolejnych górników. Żaden z nich nie przeżył tąpnięcia. W ósmej i dziewiątej dobie akcji ratowniczej odnaleziono następnych dwóch górników, a 16 maja ostatniego z poszukiwanych. Również i te osoby nie żyły…
Jak udało się nam ustalić, jednym z mężczyzn odnalezionych 6 maja był cieszynianin. 38-latek pracował na kopalni od 10 lat. Osierocił syna i zostawił żonę, a także bliższą i dalszą rodzinę oraz przyjaciół. 17 maja tłum żałobników odprowadził go na ewangelicki cmentarz w Cieszynie. Na ostatnią szychtę zjechał także mieszkaniec Bąkowa… Z okaleczonymi rodzinami łączy się cały Śląsk Cieszyński, a szczególnie osoby, które pracowały w górnictwie.
Więcej na ten temat można przeczytać w najnowszym „Głosie Ziemi Cieszyńskiej” z 18 maja.