Owczarnie w Beskidach pękają w szwach. Przez całą zimę przyszło w nich na świat wyjątkowo dużo jagniąt. Z jednej strony więc górale się cieszą, ale z drugiej – od przybytku ich boli głowa…
Udane miesiące mają za sobą Teresa i Józef Kawikowie z Brennej. Ich stado wręcz się podwoiło. W porównaniu do zeszłego roku nie mieli problemów z wykotami – matki nie potrzebowały większej pomocy przy wydawaniu na świat młodych i nie padały też, tak jak w poprzednim sezonie, w efekcie porodowych komplikacji.
– Mieliśmy jedne czworaczki, ale niestety nie przeżyły, kilka „trójek” było również i sporo „dwójek”. Parę owiec jeszcze się nie okociło. Tak naprawdę ciężko nam zliczyć wszystkie jagnięta, bo jest ich tak dużo. Szacujemy, że około 140-150. Ze starymi będzie ich koło 300. Szczerze mówiąc, nie spodziewaliśmy się takiego urodzaju. Przyznaję, że trochę nas to podnosi na duchu, szczególnie w dzisiejszych trudnych czasach, kiedy dzięki owcom i robocie przy nich mamy zajęcie, możemy wyjść z domu, na łąkę i nie myśleć o koronawirusie. Dzień za dniem szybciej mija. To wszystko daje nam nadzieję na lepsze jutro, bo ono chyba kiedyś przyjdzie, prawda? – zastanawia się Teresa Kawik.
Nasza rozmówczyni przyznaje, że wraz z mężem nosili się z zamiarem likwidacji hodowli – o czym zresztą pisaliśmy – ale zdecydowali, że ten rok na pewno będą starali się jakoś przeżyć, choć łatwo z pewnością nie będzie. – Pasiemy stado głównie przy domu. Wychodzimy dwa razy dziennie. Trawa jest ładna, więc owce coś tam zawsze pozbierają, a my nacieszymy oczy ich widokiem. Na noc je zamykamy do szopy, bo jest jeszcze za zimno. Jak tylko się zrobi pogoda, mąż pójdzie z nimi w góry – opowiada Teresa Kawik. Czy wilki znowu ich będą nękać, tak jak w zeszłym roku? Tego nie wiadomo, choć niejednokrotnie fotopułapki umieszczone przez myśliwych w lasach w Brennej uwieczniały wędrujące po Beskidach drapieżniki.
Również u innych hodowców na świat przyszło bardzo dużo jagniąt. Rok temu cieszyliby się z tego faktu jeszcze bardziej, ale teraz mają problem. Ci, którzy żyli z ich sprzedaży, a szczególnie z eksportu do Włoch, liczą straty. To właśnie bowiem do tego kraju co roku przed Wielkanocą sprzedawali tysiące jagniąt. Z powodu zamknięcia włoskiego rynku, transporty nie wyruszyły w drogę. Zwierząt nie udało się także sprzedać na rynku krajowym, gdzie przestały działać restauracje, pensjonaty i hotele.
– Chiński wirus skomplikował życie również na wsi i bardzo mocno uderzył w hodowców owiec. Jego skutki obejmują także naszych pasterzy, którzy nie mogą sprzedać jagniąt. Co roku na święta do Włoch szło z całego Podhala około 15 tysięcy sztuk. Nikt nie spodziewał się, że teraz będzie inaczej. W szopach nie ma zabezpieczonej odpowiedniej ilości pokarmu, by zaspokoić wszystkie zwierzęta, z związku z czym trzeba będzie wychodzić wcześniej na pastwiska, a w górach nie ma ku temu jeszcze sprzyjających warunków. Marne pocieszenie jest takie, że jagnięta piją jeszcze mleko i przynajmniej nie trzeba robić serów, bo i tak prawie nikt ich obecnie nie kupuje. Z powodu koronawirusa w Beskidach nie ma turystów, którzy stanowią największą klientelę – ubolewa Józef Michałek z Istebnej, wojewoda wołoski, członek prezydium Zarządu Głównego Związku Podhalan w Polsce, prezes Oddziału Górali Śląskich i przedstawiciel społeczności pasterskiej na naszym terenie. Nie wiadomo, co zrobić z tak dużą ilością jagniąt i czy po zakończeniu kwarantanny uda się choć częściowo odrobić straty.
TE “kapitalista” w zeszłym roku wystrzelano setki jak nie tysiące dzików żeby zapobiec “afrykańskiemu pomorowi świń” widziałeś w jakimś normalnym sklepie mięsnym dziczyznę ? żeby sprzedać baranine trzeba ją najpierw zawieść do ubojni co kosztuje potem humanitarnie zabić co kosztuje potem przebadać co kosztuje potem rozwieść po sklepach co też kosztuje.Pasterze nie mają wielkich chlewni z ubojniami i labolatorium dlatego mięso baranie jest drogie . TY CHYBA TEGO KAPITALIZMU ZA BARDZO NIE ROZUMIESZ
A ja bym chętnie wybił tego kretyna “kapitalistę”.
To niech wybiją stada i sprzedadzą mięso po jakiejś ludzkiej cenie, a nie jojczą o dotacje.
Dzieci są szczególnym błogosławieństwem i stworzeniem Bożym. Mleko matki to najlepszy pokarm, napój i strawa dla dzieci, bo jest pożywne. Jak młode cielęta czerpią więcej z ssanego mleka niż z innego jedzenia, tak dzieciątka są karmione przez długi czas, by stać się silniejszymi. Kinder sind Gottes sonderlicher Segen und Geschopf. Muttermilch ist der Kinder beste Nahrung, Trank und Speise, denn sie nahret wol. Wie denn auch die jungen Kalber mehr zunehmen von der Milch, die sie saugen, als von allem anderen Futter; also werden auch die Kinderlein starker, dle lange gestillt werden.