Pod koniec października na jednej z posesji w Mnichu przeprowadzono interwencję w sprawie psa przetrzymywanego w niewłaściwych warunkach. Interweniowała Fundacja Psia Ekipa przy udziale przedstawicieli Urzędu Gminy w Chybiu. Sprawa nabrała rozgłosu, ponieważ Fido, półtoraroczny pies został odebrany z posesji sołtysa Mnicha i przewodniczącego Rady Gminy Chybie Grzegorza Ochodka.
Fundacja Psia Ekipa, zajmująca się ochroną zwierząt w naszym regionie, otrzymała anonimowe zgłoszenie dotyczące psa przebywającego w złych warunkach. Jak relacjonuje prezeska fundacji Joanna Kraj, już podczas wstępnej weryfikacji okazało się, że posesja należy do osoby pełniącej funkcje publiczne. – Dostaliśmy anonimowe zgłoszenie, ale dowiedzieliśmy się, że pies należy do kogoś związanego z urzędem gminy. Dlatego poprosiliśmy o wspólną interwencję z przedstawicielem gminy Chybie – mówi Joanna Kraj w rozmowie z naszą redakcją.
Podczas kontroli fundacja wraz z urzędnikiem miała zobaczyć psa przetrzymywanego w ciasnym, brudnym kojcu. – Pies ważył ponad 20 kilogramów, a kojec miał może półtora na trzy metry. Wszędzie odchody, zbutwiałe resztki jedzenia, smród moczu i kału. Nie było widać, żeby ktokolwiek tam sprzątał od miesięcy. To były warunki niedopuszczalne do życia dla żywego zwierzęcia – relacjonuje prezeska fundacji.
Według relacji, pies miał być przetrzymany bez regularnego, niezbędnego ruchu i kontaktu z człowiekiem. Choć nie stwierdzono ran na ciele, jego stan psychiczny określono jako „złamany”. – Początkowo stał w miejscu, nie patrzył, nie szczekał. Jakby był odcięty od wszystkiego. To nie są rzeczy, które dzieją się w tydzień. Tak zachowuje się zwierzę, które długo przebywa w izolacji – tłumaczy Joanna Kraj.
Fundacja opublikowała w mediach społecznościowych post z interwencji. W informacji z 26 października opisano, że półtoraroczny Fido „żył w odchodach, smrodzie i samotności”. Zamieszczono też fotografie wykonane w dniu kontroli, przedstawiające brudne naczynia i całą powierzchnię kojca zanieczyszczoną odchodami. – Jego traktowanie było bardzo niehumanitarne. Pies żył we własnych odchodach, jadł we własnych odchodach i spał we własnych odchodach, dodatkowo smród rozkładającego się mięsa i zapleśniałych cieczy. Pies nie miał nawet obowiązkowego szczepienia przeciwko wściekliźnie – słyszymy.

Jak udało się nam potwierdzić, sołtys Mnicha Grzegorz Ochodek w dniu interwencji dobrowolnie podpisał zrzeczenie się praw do psa. Początkowo nie chciał komentować sprawy, jednak, gdy nie daliśmy za wygraną, zgodził się na rozmowę. – Nie jestem i nie byłem właścicielem tego psa. To zwierzę należało do członka mojej rodziny. Ja zrzekałem się praw, bo tylko ja byłem wtedy w domu – mówi. Grzegorz Ochodek potwierdza, że pies był zamykany w kojcu, ale – jak twierdzi – z powodów bezpieczeństwa. – Pies był wypuszczany pod naszą kontrolą, ale ciągle uciekał. Mamy w okolicy dzieci, chodzą tędy do szkoły. Baliśmy się, żeby komuś nie zrobił krzywdy. Dlatego był zamykany – tłumaczy nasz rozmówca.
Podkreśla też, że zwierzę miało zapewnione jedzenie i wodę: – Był karmiony, pojony. Na zdjęciach widać miski, które przez trzy dni nie były opróżniane, to fakt, ale zawsze raz w tygodniu sprzątaliśmy. Nie wiem, po co to tak rozdmuchano. Jak twierdzi sołtys, jego rodzina od dłuższego czasu próbowała znaleźć dla niesfornego psa inne miejsce.
– Szukaliśmy schroniska, ale wszystkie były przepełnione. Pracujemy zawodowo, nie byliśmy w stanie cały czas go pilnować. Wracaliśmy do domu, a psa nie było i trzeba było go szukać po osiedlu – wyjaśnia. – Mam znajomych, którzy do nas przychodzą, mamy sąsiadów, którzy mówią o tym, że nigdy nie było żadnego problemu. Fakt był taki, że pies był zamykany, ale tak jak mówię, to był efekt tego, że on po prostu naturalnie uciekał. Jak to młody pies. Posesja jest ogrodzona siatką, ale on ją ciągle podkopywał – dodaje.
Przewodniczący Rady Gminy Chybie zwraca też uwagę, że jego zdaniem sposób przedstawienia sprawy przez fundację mija się z prawdą. -Przyjechały panie i mówią, że pies szczeka. No szczeka – jak to pies. Jeszcze mało tego, w sąsiedztwie były kury sąsiada, no i ten pies po prostu na te kury gdzieś tam szczekał. Piszą, że pies wyszedł z piekła. Ale zdjęcia, które pokazano, zrobiono kilka dni po dobrowolnym oddaniu psa. Czy naprawdę tak wyglądałby pies, który wyszedł z piekła? – komentuje.
Innego zdania jest fundacja. Z relacji Joanny Kraj wynika, że decyzja o odebraniu psa zapadła natychmiast po oględzinach miejsca. – To nie był przypadek biedy czy braku środków. Posesja była zadbana, ludzie mieli warunki. Dlatego szokował ten kontrast – zdjęcia pokazują smutną prawdę – mówi prezeska Psiej Ekipy. Podkreśla, że pies był młody, energiczny i potrzebował ruchu, kontaktu z otoczeniem. Zamknięcie go w małym kojcu zawsze prowadzi do poważnych zaburzeń behawioralnych. – To był półtoraroczny psiak, z domieszką psa myśliwskiego. Potrzebuje biegania, bodźców i możliwości życia zgodnymi z własnym gatunkiem. Został pozbawiony tego wszystkiego – słyszymy.
Po odebraniu pies trafił do domu tymczasowego, gdzie objęto go opieką behawiorysty. – Miał ogromne deficyty emocjonalne, ale szybko się uczy. Nie jest agresywny, nie ucieka z ogrodu. Mieszka w domu i traktowany jest jak przyjaciel, a nie jako więzień zamknięty w zimnej i brudnej klatce. Już zaczyna się otwierać, pozytywnie reaguje na ludzi, uwielbia spacery i inne zwierzęta. Sporo jednak pracy przed nami, by psiak odzyskał pełną równowagę psychiczną – mówi pani Joanna.
W odpowiedzi na pytania redakcji, władze Chybia potwierdziły, że na miejscu interwencji obecny był przedstawiciel urzędu gminy, a sama procedura odbierania zwierzęcia została przeprowadzona zgodnie z ustawą o ochronie zwierząt. – Przebiegła prawidłowo i z poszanowaniem dobra zwierzęcia – poinformował urząd w oficjalnym stanowisku, które otrzymaliśmy. Urzędnicy zaznaczyli jednak, że sytuacja psa „nie była wcześniej znana”. – Tego typu sytuacja zawsze skłania do refleksji – zarówno właściciela zwierzęcia, jak i nas wszystkich – nad tym, jak wielką odpowiedzialność ponosimy za istoty, które od nas zależą. Każdy mieszkaniec jest wobec prawa równy i w identyczny sposób podlega obowiązującym procedurom. Komentarz w takiej sprawie pozostawiamy każdorazowo właścicielowi zwierzęcia – czytamy.
Władze Chybia, które – jak podkreślono – w wielu sytuacjach współpracują z fundacją Psia Ekipa w zakresie opieki nad zwierzętami, nie zapowiedziały jednak żadnych działań ani konsekwencji wobec sołtysa. Pies trafił do domu tymczasowego i jest przygotowywany do adopcji. Sprawa na ten moment zakończyła się dobrowolnym zrzeczeniem się praw do zwierzęcia. Grzegorz Ochodek zaś w rozmowie z redakcją przyznał jedynie, że sytuacja jest dla niego i jego bliskich bardzo trudna. Dlatego nie chciał jej komentować. – To dla mnie i mojej rodziny ogromne obciążenie – mówi.
Zgodnie z art. 7 ustawy o ochronie zwierząt, organizacja społeczna może odebrać zwierzę, przy współudziale przedstawiciela gminy, jeśli istnieje podejrzenie, że jest ono utrzymywane w warunkach zagrażających jego zdrowiu lub życiu. Po odebraniu zwierzę trafia pod opiekę organizacji, a jego dalszy status reguluje decyzja administracyjna lub – w przypadku dobrowolnego zrzeczenia się – fundacja może niezwłocznie szukać dla niego nowego właściciela. Lokalna społeczność jest wzburzona. Sprawa pozostawiła echo – zarówno w mediach społecznościowych, jak i wśród mieszkańców, którzy pytają, dlaczego osoba publiczna dopuściła się tego typu zachowania.
Po upływie kilku tygodni od zdarzenia nie znalazł się chętny na adopcję odebranego przez fundację psiaka. – Bez efektów. W żaden sposób nie kontaktował się z nami również właściciel – mówi Joanna Kraj. – Fido to jest naprawdę rewelacja. Ma cudowny charakter. My to określamy, „pies z problemami”, ale w domu tymczasowym nie sprawia problemów. Jest naprawdę kochany, dobry. Złego słowa nie można na niego powiedzieć – dodaje.






