Świat walczy z pandemią koronawirusa. Zewsząd bombardują nas informacje o liczbie osób zarażonych, a także o ofiarach. Zamknięte granice, szkoły, kawiarnie i apele o konieczność zostania w domu nie pozostają bez wpływu na naszą codzienność. W wielu z nas gwałtownie wzrasta lęk – o przyszłość naszych dzieci, o pracę, o zdrowie, o domowy budżet. Jak możemy zadbać o zdrowie psychiczne w tym trudnym okresie? Z Jolantą Dróżdż-Stoszek, cieszyńskim psychologiem, rozmawia Katarzyna Lindert-Kuligowska.
– Z dnia na dzień zostaliśmy pozbawieni pewnych przywilejów – wyjścia razem do kina, na pizzę, spotkań z przyjaciółmi. Jednym słowem – wolności.
– Na początku zareagowaliśmy wszyscy w ten sam sposób – ruszyliśmy na zakupy. Impulsywnie wręcz część z nas pakowała do wózka różne produkty „na wszelki wypadek”. Kolejną naszą reakcją był śmiech. Powstawały internetowe memy na temat wirusa, pandemii, zdalnych lekcji, naszej pracy i egzystencji. W ten sposób odreagowywaliśmy całą tę sytuację. To wszystko miało nam pomóc w tej pierwszej fazie stresu, nazywanej alarmową. To był etap mobilizacji wobec zagrożenia, przygotowania się do obrony. W końcu wielu z nas zareagowało szokiem i niedowierzaniem na to, co się dzieje na świecie i w Polsce.
– Nie ma co ukrywać, pandemia nie jest łatwą sytuacją. Powoli jednak zaczynamy odnajdywać się w tej sytuacji – lekcje ruszyły, wiele osób wciąż pracuje, sklepy są otwarte…
– Obecnie znajdujemy się w drugiej fazie stresu, czyli adaptacji. Wypracowaliśmy umiejętność radzenia sobie z problemami. Pojawiły się zdalne lekcje, część z nas pracuje z domu, innymi słowy – urządzamy się w tej nowej rzeczywistości. Część z nas zaakceptowała zmiany. Z moich obserwacji, telefonów do pacjentów i klientów wynika, że niektórzy – o dziwo – doskonale odnajdują się w zaciszu domu, rozwijają się w nim, a poziom stresu z nich opadł. Natomiast są osoby, które znacznie lepiej realizują się poprzez ruch, ekspresję, w otoczeniu innych ludzi. Dla nich izolacja to ogromny stres i rozdrażnienie.
– Szukają sposobu ucieczki?
– W każdym stadium stresu mogą pojawić się stany lękowe, depresyjne, chęć ucieczki, zamknięcia się i izolacji od wszystkiego. Do tego może pojawić się bunt, walka, agresja, pokazywanie arogancji. Podczas izolacji czy kwarantanny nie tylko typ osobowości jest ważny. Dużo zależy od zasobów, czyli, od tego, co do tej pory zbudowaliśmy, jakie mamy relacje z dziećmi, małżonkami, domownikami. Ci, którzy mieli dużo, mają obecnie łatwiej. Natomiast ci z nas, którzy mieli słabsze relacje, kłopoty z komunikacją, byli od siebie daleko i to nie w sensie dosłownym, to niestety mają trudniej. Problemy będą u takich rodzin pogłębiać się i narastać.
– Jako społeczeństwo staramy się jednak zjednoczyć, pokazać m.in. solidarność ze służbą zdrowia, a także z osobami starszymi.
– Oczywiście, w społeczeństwie pojawia się mnóstwo cudownych inicjatyw np. posiłki dla lekarzy, szycie maseczek, zbiórki finansowe dla szpitali. Budujemy społeczności lokalne zrzeszające osoby chcące pomóc komuś lub czemuś. I to jest cudowne. Epidemia pokazała, na ilu ludziach możemy polegać, ilu przyniesienie nam paczki żywności czy podrzuci gry planszowe podczas kwarantanny. Takiego sprawdzianu już dawno nie mieliśmy…
– W sieci oglądamy, jak ćwiczyć w domu, jak bawić się z dziećmi, jak ugotować smaczny obiad itd. Tylko skąd na to wszystko wziąć siły i czas?
– Dużo osób mówi nam jak mamy żyć.
Ale powiedzmy sobie szczerze, nie jest to czas na dokonywanie rewolucji, drastycznych zmian i superaktywności. Jest to czas bycia „tu i teraz”, autentycznego doświadczenia siebie, zatrzymania się.
W trudnych sytuacjach zdarza się nam, że skupiamy się na zadaniach – pilnowaniu dziecka, sprawdzenia porządku, lekcji, higieny, ale właściwie zapominamy o emocjach. Na zewnątrz mamy niepokój, chaos, stres, nerwy, więc musimy zachować spokój w środku. Odnaleźć go w sobie. Być skałą dla swoich bliskich, rodziny, znajomych. To czas rozmowy, towarzyszenia, bycia blisko, słuchania. Spokój rodzi spokój. Tym bardziej że trzecia faza stresu to wyczerpanie. Do niego dochodzi w sytuacji, kiedy stresor – w tym przypadku epidemia – nie ustąpi, tylko będzie się przedłużać. Nasz organizm nie da rady ciągle się mobilizować. Kiedy nie wypracujemy odpowiednich mechanizmów do radzenia sobie w stresie, wówczas będziemy bardziej podatni na choroby, w tym autoimmunologiczne, a także zaburzenia psychiczne.
– Znaleźć w sobie spokój – brzmi super, ale w praktyce często nam się to nie udaje.
– Kiedy prowadzę warsztaty to okazuje się, że 90 proc. ludzi zna techniki relaksacyjne. Problem w tym, że ich nie stosuje. Mamy takie dziwne oczekiwania, że to samo przyjdzie. A mózg tak nie działa. Jeśli nie praktykujemy oddychania jako formy relaksu to ona nie zadziała kiedy pojawi się problem. Musimy ćwiczyć, koncentrować się, skupić się na sobie. Dobrze robi także praktyka wdzięczności, czyli doceniania tego co się ma, co jest dobre.
Jeszcze miesiąc temu nikt z nas nie doceniał możliwości spaceru, wyjazdu do rodziców czy pójścia na pizzę. Codzienna praktyka pokazywania dobrych stron życia sprawia, że karmimy mózg dobrymi myślami.
Bądźmy tu i teraz – bądźmy wdzięczni za czas spędzony z rodziną, za to, że jesteśmy zdrowi, za słońce. Ja dziś widziałam jak moje koty śmiesznie śpią – gdyby nie epidemia, na pewno byłabym o tej porze w pracy i ten widok by mnie ominął. Zwróćmy uwagę na te małe gesty – upieczmy wspólnie chleb, powiedzmy – kochanie dobrze, że jesteś. Dzięki takim pozytywnym myślom, uświadamiamy sobie, że wszystko płynie. A epidemia, te wszystkie czarne chmury – znikną… Naprawdę.
Imponująca wiedza. Tu i teraz, pozytywne myślenie, czary mary very trendy, mdło się robi..
Niech im Pani powie w oczy, tym biednym ludziom że właśnie odbywa się ich tresura. To w wypracowanym strachu domaganie się ukròcenia wolności i pokorne usadowienie się na zawsze w roli petenta w stos do władzy.
TRESURA – proszę przemyśleć, kto samodzielnie potrafi, mechanizm manipulacji, dla ułatwienia na przykładzie psa (serio!) kto miał styczność , ma łatwiej.
Zdrowia, godności i wiary w siebie nam wszystkim życzę.
Pozytywnie myśleć. Ale jak to zrobić?
Szkoda, że podczas minionej wojny światowej dla naszych rodziców, dziadków nie było porad psychologicznych co zrobić aby się nie bać. Przeżyli niektórzy i potrafili całkiem dobrze funkcjonować po wojnie. Bez psychologów z całym uszanowaniem.
Przyjemnie się czytało.