Ponikiew: Pikieta pod plebanią

Pięć radiowozów, a następnie szósty nieoznakowany, a w nich kilkunastu policjantów przyjechało wczoraj na plac pomiędzy kościołem, a plebanią w Ponikwi. Funkcjonariusze pilnowali spokojnie zachowującej się kilkudziesięcioosobowej grupy parafian, którzy chcieli by były proboszcz zgodnie z nakazem kurii opuścił plebanię i parafię.

Pokaźna grupa mieszkańców Ponikwi od dłuższego czasu domaga się, by ks. Henryk został z ich parafii przeniesiony. Publicznie przy policjantach zarzucali mu, że między innymi prowadzenie niemoralnego stylu życia, obrażanie i poniżanie wiernych, terroryzowanie dzieci uczęszczających na lekcje religii. W ubiegłym roku kuria odwołała proboszcza z zajmowanego stanowiska, ale ten (choć mieszkańcy byli temu przeciwni) otrzymał zgodę na pozostanie na terenie parafii. Wreszcie protestujący dopięli swego i ks. Henryk miał do 20 sierpnia wyjechać. Nadal jednak tego nie uczynił.

Wczoraj parafianie bezskutecznie próbowali porozmawiać z byłym proboszczem (obecny często wieczorem – jak mówią- wyjeżdża), gdyż ten nie otworzył im drzwi. Niedługo potem pod plebanię przyjechali policjanci. Po ponad dwóch godzinach w ich asyście odwołany rok temu proboszcz zgodził się porozmawiać z jednym z mieszkańców. Nie podał konkretnej daty opuszczenia parafii, co znowu wzburzyło tłum.

Na plac przybyła także grupa osób, stojących murem za księdzem. Uważają oni, że zarzuty pod jego adresem są wyssane z palca i nie potrafią powiedzieć z jakiego powodu reszta wiernych „nachodzi” księdza, który „skoro ma się wyprowadzić, to się wyprowadzi”.