Katarzyna Kryta marzy, że kiedyś usiądzie ze starszym synem przed telewizorem i obydwoje będą przeżywać wydarzenia na ekranie, popijając przy tym kawę. Banalne? Nie w tym przypadku. Na razie kobieta może liczyć tylko na to, że jej słowa i gesty wywołają u chłopaka choć drobną reakcję – cień uśmiechu, iskierkę ożywienia w oczach, łzę wzruszenia, ruch warg…
Rok temu Sebastian Kryta z Paszkówki był pogodnym, spokojnym nastolatkiem z głową pełną marzeń i planów. Pragnął zamieszkać z dziewczyną, którą kochał do szaleństwa, zbudować z nią związek na całe życie. Chciał zrobić prawo jazdy. Uczył się fachu stolarza w Zespole Szkół im. Komisji Edukacji Narodowej w Kalwarii Zebrzydowskiej, ponieważ praca z drewnem zawsze sprawiała mu dużo radości. Ciągotki w tym kierunku zdradzał od najmłodszych lat. Gdy tylko znalazł kilka kawałków desek, musiał z nich coś sklecić – choćby domek dla chomika lub karmnik dla ptaków.
Uwielbiał jeździć na rowerze i deskorolce, jak wielu jego rówieśników z upodobaniem słuchał rapu. Miał już opracowany pomysł imprezy na osiemnastkę, bowiem do pełnoletności brakowało mu jeszcze tylko kilku miesięcy. Wydawał się szczęśliwy, choć nie wszystko układało się po jego myśli. Często martwiła go napięta sytuacja między rodzicami, ale i w tym przypadku starał się być optymistą. – Za każdym razem, gdy bliska byłam decyzji o rozstaniu, powtarzał, żebym dała tacie jeszcze jedną szansę, bo on się na pewno poprawi – mówi mama Sebastiana, Katarzyna Kryta. Nic nie zapowiadało nadciągającej tragedii.
DWA NIESZCZĘŚCIA
5 maja ubiegłego roku mąż Katarzyny wpadł w szał po zażyciu jakichś środków i dotkliwie pobił żonę. – Zrobił to na oczach dzieci, które bardzo to wydarzenie przeżyły. Ale nie sądzę, by ten napad agresji, nie pierwszy, choć poważniejszy niż poprzednie, wywarł aż tak wielki wpływ na Sebastiana. Mógł być jednym z czynników, które doprowadziły syna do desperackiego kroku, lecz jestem pewna, że musiało stać się jeszcze coś, o czym nie wiem. Miesiąc wcześniej wyznał mi: „Mamo, ja bym ci coś powiedział, ale będziesz na mnie zła”. Coś w sobie dusił, niestety nie udało mi się go przekonać, że nie musi się niczego z mojej strony obawiać – opowiada kobieta.
Nastolatek szybko się otrząsnął po drastycznej scenie przemocy domowej, a przynajmniej takie stwarzał pozory. W trzy dni później zachowywał się zupełnie normalnie. – Z zajęć praktycznych miał przyjechać około piętnastej i wprawdzie spóźnił się o dwie godziny, ale to się zdarzało i wcześniej. Potem pojechaliśmy do sklepu po pepsi, a gdy wróciliśmy do domu, zaczął w coś grać. W pewnym momencie jego dziewczyna napisała do mnie SMS-a z prośbą, by Sebastian włączył telefon, jeśli będzie miał czas. Pewnie to zrobił, gdy był w drugim pokoju. Potem wyszedł z domu, nie wiem nawet kiedy, bo tego nie widziałam. A około dwudziestej jego dziewczyna zadzwoniła i powiedziała, że Sebastian poszedł się powiesić… – relacjonuje łamiącym się głosem Katarzyna, nie bacząc na łzy spływające strumieniami po jej twarzy.
Z NOŻEM W ZĘBACH
Kobieta w pierwszej chwili rzuciła się do samochodu, by pojechać na poszukiwania. Po kilku minutach coś ją tknęło, wróciła do domu, wyjęła nóż z kuchennej szuflady i pobiegła z nim do lasu za stodołą. Miała wrażenie, jakby ktoś kierował jej czynami i krokami. – To musiał być anioł. Poprowadził mnie prosto do Sebastiana. Syn wisiał bardzo wysoko. Jego buty były na poziomie mojej twarzy. Zawołałam go po imieniu głosem, który do dziś dźwięczy mi w uszach. Musiałam wdrapać się na drzewo, na które w życiu bym nie wyszła, gdybym nie była pod wpływem adrenaliny. Nawet policjanci mówili potem, że to niemożliwe, abym mogła to zrobić. A jednak. Z nożem w zębach wspięłam się i odcięłam Sebastiana – wspomina Katarzyna Kryta.
Mimo stresu, pamiętała o tym, aby przed przecięciem sznura przesunąć bezwładne ciało w taki sposób, by w czasie upadku nie doszło do złamania kręgosłupa. Z początku nastolatek nie dawał znaków życia, lecz po chwili reanimacji zaczął łapać oddech. – Nigdy wcześniej nie udzielałam nikomu pierwszej pomocy, ale tak bardzo chciałam uratować moje dziecko, że jakoś udało mi się to zrobić – mówi kobieta, która wciąż stara się wymazać tamte straszne chwile z pamięci. Kiedy musi do nich wracać, nazywa je wypadkiem. Inne określenie nawet nie przeszłoby jej przez usta. Ale nie może zapomnieć o tym, że choć nastolatek przeżył, doszło u niego do poważnego uszkodzenia mózgu.
MÓWI OCZYMA
Katarzynę do szaleństwa doprowadza dźwięk kosiarki, bo koszenie trawnika zawsze było zadaniem Sebastiana. Zaczyna płakać, ilekroć przypomni sobie wszystko, co robiła razem z synem. Ale wierzy, że to znów będzie możliwe. Dla postronnego obserwatora chłopak nadal jest w stanie wegetatywnym, jednak ona widzi, że w ciągu ostatnich miesięcy Sebastian poczynił znaczne postępy. Reaguje na bodźce zewnętrzne, niekiedy się uśmiecha, innym razem uroni kilka łez. Zwraca wzrok w stronę mówiącej osoby, wodzi nim za poruszającymi się obiektami. – Gdy mówię, by zamknął oczy na znak, że mnie słyszy, on to robi. Otwiera też usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie może tego zrobić, bo ma zniszczoną krtań. Gdy go masuję i proszę, by spróbował zgiąć, a potem wyprostować nogę, czuję, że próbuje to uczynić. Wszystko rozumie, tylko nie panuje nad swoim ciałem – zapewnia Katarzyna Kryta.
Kobieta długo starała o to, by jej syn dostał się do prywatnej kliniki profesora Jana Talara, który wybudził ze śpiączki setki pacjentów. Jest przekonana, że to jedyne miejsce, w którym Sebastian może odzyskać choć część dawnej sprawności. Ale koszt miesięcznego pobytu i terapii w tej placówce około 16 tys. zł. – Nie wiadomo, jak długo syn będzie musiał tam pozostać. Na razie jest zapisany na termin od dwudziestego siódmego lipca do dwudziestego czwartego sierpnia, który można będzie przedłużyć. A ja nie spocznę, dopóki nie postawię Sebastiana na nogi. Jestem pewna, że to się uda – deklaruje matka.
POTRZEBNA POMOC
Brak pieniędzy to w tej sytuacji największe zmartwienie Katarzyny. Potrzebuje ich nie tylko na leczenie syna, ale też na remont domu, by zapewnić chłopakowi godziwe warunki w okresie rehabilitacji. Budynek ma stare, nieszczelne okna i drzwi oraz dziurawe rynny, z których woda wsiąka w mury, przez co w pomieszczeniach jest wilgoć, a na ścianach grzyb. Kobieta na dobre rozstała się z mężem, który po jej pobiciu pół roku spędził w więzieniu, więc na jego pomoc nie może już liczyć. – Zresztą nigdy nie mogłam. Wprawdzie płaci alimenty na dzieci, ale to wszystko. W maju będę miała rozprawę o ich podwyższenie, bo obecnie dostaję tylko tysiąc dwieście złotych na całą trójkę. A nie mam żadnych własnych dochodów, bo musiałam zrezygnować z pracy. Nie mogłam jej pogodzić z wyjazdami do ośrodka w Limanowej, w którym przebywa Sebastian – mówi.
Razem ze świadczeniem z programu 500+ miesięcznie na utrzymanie rodziny kobieta ma zaledwie 2200 zł, nie licząc 700 zł renty Sebastiana, która w całości przeznaczona jest na jego terapię. Ale mimo to Katarzyna nieźle sobie radzi. Nie unika żadnego zajęcia, które pozwala jej zarobić trochę pieniędzy. Jednak kwot potrzebnych na leczenie, rehabilitację i sprzęt niezbędny Sebastianowi do funkcjonowania nie jest w stanie sama uzbierać. W tym przypadku zdana jest na pomoc osób o wielkich sercach. Każdy, kto chciałby wesprzeć ją w walce o lepsze życie dla jej syna, może to zrobić wpłacając choć niewielki datek na konto Fundacji Pomocy Dzieciom i Osobom Chorym “Kawałek Nieba” w Banku BZ WBK: 31 1090 2835 0000 0001 2173 1374. W tytule przelewu należy wpisać “1088 pomoc dla Sebastiana Kryta”.